♣ Rozdział siedemnasty

2.7K 358 97
                                    


– Chodzimy sobie po przeklętym lesie, jakby nigdy nic, a towarzyszy nam wielki ptak, który bez problemu przepołowiłby nas na pół, gdyby tylko chciał – burczał Acair pod nosem, odcinając mieczem denerwujące gałęzie drzew, które raz po raz uderzały go w twarz. – Świetnie! Po prostu idealnie!

Calerian przewrócił oczami i przyspieszył kroku, chcąc zbliżyć się do Zoe. Dziewczyna nie spuszczała wzroku z pięknego ptaka. Co jakiś czas głaskała jego kolorowy dziób i śpiewała jakąś religijną piosenkę. Zdawała się zapomnieć o niebezpieczeństwie czyhającym w lesie, jednak nie to martwiło chłopaka. Martwiła go przerażająca cisza i fakt, iż byli już w połowie drogi, a w dalszym ciągu nikt ich nie zaatakował. Był pewien, że Verna wyczuła ich obecność zaraz po tym, jak przekroczyli linię dzielącą Labreo i Vol. Dlaczego więc w dalszym ciągu nie wykonała pierwszego ruchu?

– Poproś Noe, żeby przeciął tego cholernego strażnika na pół – Calerian szturchnął Zoe w ramię i skinął w stronę Acaira. Widząc zaskoczone spojrzenie dziewczyny, westchnął głośno i pokręcił niezadowolony głową. – Drażni mnie jego ciągłe paplanie, a ciebie nie? Rozumiem, że jesteś nadzwyczaj religijna i takie tam, ale może ocalisz moją duszę od tego jazgotu? To prawdziwe piekło.

– Dlaczego miałabym skazywać siebie na wieczne potępienie tylko dlatego, że przeszkadza ci Acair?

– Otaczają mnie same sztywniaki. Gdzie tu miejsce na jakiś żart? – obruszył się, marszcząc gniewnie brwi.

– Z każdym krokiem przybliżam się do śmierci, więc jak mogę według ciebie sobie żartować z czegokolwiek? – Zoe przystanęła, zwracając na siebie uwagę strażników, którzy szli przodem. Zignorowała troskliwe spojrzenia Edana i Simy. Twardo wpatrywała się w twarz Caleriana, z której momentalnie zniknęła cała radość. Odchrząknął wyraźnie zmieszany jej słowami i odwrócił się na pięcie, by towarzyszyć Simie.

Zoe prychnęła pod nosem i przyspieszyła kroku, choć nie miała bladego pojęcia, w którą stronę powinna się kierować. Czuła jednak, że Noe doskonale znał drogę. Chociaż nie porozumiał się z nią w żaden sposób, odnosiła wrażenie, iż w jakiś sposób jest z nią połączony. Być może chodziło o to, że wspólnie zostali wybrani przez Boga, by wypełnić narzucone przez niego przeznaczenie, a może chodziło o coś zupełnie innego. O coś, czego nie potrafiła w żaden sposób wyjaśnić.

– Czuję się taka samotna!

Zoe zatrzymała się gwałtownie, słysząc krzyk jakiegoś dziecka. Dreszcz momentalnie przebiegł po całym jej ciele, a serce zabiło niespokojnie, gdy Noe nerwowo zaszeleścił skrzydłami. Od razu została otoczona ze wszystkich stron przez strażników. Chociaż miewali gorsze momenty i coraz częstsze chwile zwątpienia, najwyraźniej zamierzali dotrzymać słowa danego Ottonowi.

Acair nie pytając nikogo o zdanie, sięgnął po miecz i szybkim krokiem podszedł do wysokich krzewów, zza których dobiegał głośny płacz. Już miał pozbawić odwróconej do niego tyłem dziewczynki życia, gdy Zoe w ostatnim momencie brutalnie odciągnęła go do tyłu. W życiu nie pomyślałaby, że posiadała w sobie tyle siły, gdy jej ciałem władał gniew.

– To dziecko! – krzyknęła oburzona, z nienawiścią patrząc na zszokowaną minę strażnika. Momentalnie uklękła obok skulonej dziewczynki i ostrożnie pogłaskała jej cieniutkie, blond włosy. – Jak się tu znalazłaś?

– Otton porzucił mnie w tym lesie zaraz po tym, jak zamordował moich rodziców. – Dziewczynka gwałtownie odwróciła głowę w stronę Zoe, przeszywając ją na wskroś błękitnymi oczami. Wysłanniczka Boga momentalnie zauważyła, że dziecko pozbawiono lewej ręki, przez co została skazana na posługiwanie się kikutem. – Oni też tam byli! Zamordowali wszystkich ludzi z zimną krwią! – Wskazała palcem wskazującym zdrowej ręki na strażników.

Strażnicy Vol ✓Where stories live. Discover now