♣ Rozdział szósty

4.6K 463 38
                                    


– Gdy tylko staniesz przed królem, ukłoń się – Usłyszała Zoe, gdy potężne, dwuskrzydłowe drzwi otworzyły się na oścież, ukazując lśniący tron. Złoto, z którego zostało zrobione, oślepiało jej oczy i sprawiało, że robiło jej się niedobrze od przepychu. Choć pozostała część pomieszczenia wyglądała schludnie i czysto, ciesząc się błyszczącymi żyrandolami, pięknie malowanymi portretami władcy Vol, nie potrafiła opanować niechęci względem krainy. Czuła się, jak w jakimś beznadziejnym filmie fantasy, w którym wcale nie chciała grać głównej roli.

Niechętnie ruszyła za Eilis. Kobieta, widząc, że nie zamierzała jej słuchać, pospiesznie chwyciła za szyję dziewczyny, by złożyła ukłon królowi. Zoe nie okazała swojego zdenerwowania, tylko i wyłącznie przez wzgląd na Eilis i szacunek, jakim ją darzyła.

– Tak jak prosiłeś, panie – zaczęła Eilis, podnosząc niepewnie wzrok. Nigdzie nie dostrzegła Acaira, dzięki czemu poczuła się nieco pewniej. Doskonale słyszała, jaką niechęcią pałał do ocalałej więźniarki i ani śmiała wątpić w to, że pragnął jej śmierci – przyprowadziłam ją całą i... – ponownie zmierzyła dziewczynę uważnym spojrzeniem, próbując przetrawić w myślach fakt, iż jej wygląd diametralnie się zmienił. Odchrząknęła zawstydzona i kontynuowała wyraźnie zmieszana: – ... nieco odmienioną. Obawiam się jednak, że magiczna zmiana jej wyglądu jeszcze bardziej wystraszy mieszkańców.

– Wyglądam tak, jak dawniej – burknęła niezadowolona Zoe, posyłając odważne spojrzenie Ottonowi. – Biała tygrysica mnie uleczyła. Virre, które miały mnie zabić, otoczyły mnie ochroną. Nawet jeśli nie mam pojęcia, dlaczego tak się stało ani czego tak naprawdę ode mnie oczekują, zamierzam to wykorzystać, by się bronić.

Chociaż jej głos brzmiał twardo, a twarz nie wyrażała żadnych emocji, w środku cała drżała. Nie miała pewności, czy ta cała bariera działała i wolała tego nie sprawdzać. Uważała jednak, że okazanie strachu mogło okazać się jej zgubą. Trafiła do miejsca, w którym cała ludność była posłuszna jednemu władcy, dlatego też musiała zdobyć jego szacunek. Jeśli jakimś cudem przekabaci tego zielonego stwora na swoją stronę, nikt nie będzie mógł jej zranić.

Otton podrapał się po długiej brodzie i westchnął głośno, próbując poukładać w głowie wszystkie niespokojne myśli. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ryzykował bardzo wiele dla tej ludzkiej dziewczyny, jednak nie miał innego wyboru, jak utrzymać ją przy życiu. Wszyscy widzieli płonący krzyż na jej plecach i Virre, które ochroniły ją przed gniewem ludu.

– Jak śmiesz grozić naszemu władcy?! – oburzyła się Sima, jednak król uciszył ją machnięciem ręki. Blondynka odsunęła się w tył z niezadowoloną miną.

– Daje ci słowo, dziecko, że nikt cię nie skrzywdzi. – Otton podniósł się z wygodnego siedzenia i powolnym krokiem podszedł do rudowłosej. Chociaż napięła mięśnie i wyczuł w niej nieufność, coś się zmieniło. Nie chodziło tutaj wyłącznie o wygląd zewnętrzny, do którego nie potrafił się przyzwyczaić. Jej oczy były wielkie, zielone i pełne woli życia. Już nie wyglądała na kogoś, komu należało współczuć. – Otrzymasz własny pokój, odzienie i jedzenie. Jeśli jesteś w stanie uwolnić te niewinne dzieciaki z klątwy, którą rzuciła wiedźma, zostaniesz przyjęta jako honorowy gość.

– A co, jeśli wcale tego nie chcę? – spytała, wprawiając strażnika króla w gniew. Doskonale widziała nienawistne spojrzenie dziewczyny o długich, blond włosach, której oczy ani odrobinę nie przypominały kocich. Jej towarzysz, brunet o ciemnym spojrzeniu jedynie spuścił zrezygnowany głowę. Doskonale go pamiętała. Również pragnął jej śmierci. – Chcę wrócić do mojego świata. To nie jest miejsce dla mnie.

Strażnicy Vol ✓Where stories live. Discover now