♣ Rozdział piąty

4.6K 501 34
                                    


– Zabijcie ją!

– To klątwa! Ona jest opętana!

– Wszyscy tutaj umrzemy!

Przerażony tłum przekrzykiwał siebie wzajemnie, próbując zrozumieć, co przed chwilą się wydarzyło. Virre znane wszystkim ze szczególnego okrucieństwa wobec skazańców, otoczyły ludzką dziewczynę, ochraniając ją przed rzucanymi rzeczami. Były to wszystko, co Volerianie ze sobą przynieśli. Większe pole do popisu mieli mężczyźni, ponieważ każdy z nich nosił ze sobą broń. Kobiety z kolei nie miały prawa się nawet do niej zbliżyć.

Acair zdezorientowany wpatrywał się w płonący krzyż na plecach Zoe, podczas gdy król i dwójka jego przyjaciół próbowali uspokoić tłum. Nawet dla niego to wszystko było zbyt trudne do pojęcia. Czyżby właśnie dlatego Wyrocznia nakazała zebrać wszystkich mieszkańców Vol? To oczywiste, że wiedziała, co się wydarzy.

– Sam ją zabiję. – Zacisnął dłoń na schowanym w skórzanej pochwie mieczu i już zamierzał ruszyć, gdy Edan mocno ścisnął jego nadgarstek. Zdenerwowany rzucił mu rozgniewane spojrzenie, dając tym samym do zrozumienia, że nie miał ochoty słuchać jego zdania. – Ślepy jesteś?! Nasi ludzie są przerażeni! Virre, zamiast rozszarpać tę dziewuchę na strzępy, to ją bronią, jakby była ich władcą! W dodatku jej plecy płoną, a ona w ogóle nie cierpi!

– To znak, Acair! – krzyknął sfrustrowany brunet. – „Nie znasz dnia. Nie znasz godziny, gdy na świecie pojawi się osoba, której krzyż na plecach zapłonie. To ona cię ocali. Zdejmie z ciebie klątwę, którą niesłusznie na ciebie rzucono, a ty w zamian będziesz ją chronić, ponieważ uwolni cię od wiecznego cierpienia i życia w samotności" – zacytował, odważnie wpatrując się w rozgniewane oczy przyjaciela. – Może właśnie nadszedł ratunek dla Kierana, Tana i Kiary? Zapomniałeś już, że to twoi przyjaciele? Ludzie tacy jak my?

– Nie jesteśmy już ludźmi! – wysyczał przez zęby Acair. Chociaż w głębi duszy odczuwał nadzieję na ocalenie ukochanej z klątwy, która zdawała się rozdzielić ich na zawsze, to również się tego obawiał. Po kilku długich latach, gdy szukał sposobu, by unicestwić klątwę, odpuścił. Widywał Kiarę jedynie podczas egzekucji skazańców i zaczął traktować ją jak bezmózgie zwierzę, które potrafiło tylko mordować. Zapomniał o niej. Zapomniał o wszystkim, co ich łączyło i całkowicie wyzbył się uczuć względem dziewczyny, którą niegdyś tak bardzo kochał. Nie chciał tego zmieniać. Zbyt długo czekał na ukojenie, by teraz stanąć twarzą w twarz z Kiarą i jej braćmi. – Zabije ją! Wszyscy tego chcą, więc zejdź mi z drogi! – odepchnął dłoń chłopaka. 

Nim zrobił jakikolwiek ruch, poczuł ostrze miecza na swojej szyi. Prychnął pod nosem, patrząc na bruneta z niedowierzaniem.

– Nie pozwolę ci jej zabić! – krzyknął, przyciągając uwagę Volerianów, którzy siedzieli nieopodal nich. – Mi wciąż zależy na naszych przyjaciołach, którzy stali się tymi wielkimi bestiami – skinął na białe tygrysy. – Zoe nie spadnie nawet włos z głowy, zrozumiałeś?

Chociaż stawianie się Acairowi, sprawiło Edanowi zawód, nie mógł inaczej postąpić. Doskonale pamiętał, jak przyjaciel przeżywał przemianę ukochanej. Wierzył, że uda mu się ją ocalić, aż jednego dnia jego serce zamieniło się w kamień. To samo stało się z jego charakterem. Acair nienawidził wszystkiego, co się ruszało. Całkowicie pozbył się pozytywnych uczuć, przez co często tracił rozum i zachowywał się, jak robot. Nie wahał się, gdy miał kogoś zabić i ani śmiał słuchać błagania o darowanie życia.

– Nikt nikogo nie zabije. – Otton podszedł do strażników i zmierzył Acaira surowym spojrzeniem, zwracając się bezpośrednio do niego: – Przemów do tłumu, by się uspokoili. Najlepiej niech rozejdą się do swoich chat i czekają na moje wyjaśnienia.

Strażnicy Vol ✓Where stories live. Discover now