Rozdział 30 - Wake up...

1.4K 121 2
                                    

Wow już 30 rozdział . Jestem naprawdę wdzięczna tym którzy to czytają. Tak dużo was mnie czyta, że jestem naprawdę zaskoczona. Kiedy pisałam prolog, opis książki i wybierałam okładkę nie miałam pojęcia, że tyle osób będzie to czytało. Jeszcze raz wam wszystkim dziękuję i pamiętajcie o komentarzach w których nadal możecie pisać swoje propozycje i oceny rozdziałów. Oczywiście gwiazdki też doceniam.
Miłego czytania... A specjalnie że to już 30 rozdział zacznę od cytatu pasującego do tego rozdziału. Piszcie w komentarzach czy jest trafny i czy też zgadzacie się ze mną...

Miłość jest tym, o czym marzysz, paląc trzeciego papierosa.
MIAN MIAN

- Lily - rzucam zaskoczona. Thomas powoli wstaje.
- Co tu robisz? - pytam zaskoczona.
- Jestem przejazdem i tak jakoś postanowiłam się przejść - tłumaczy.
- To co jak skończycie Tori zadzwoń do mnie to może się gdzieś umówimy - proponuje szatyn.
- Okay - uśmiecham się i muskam jego policzek na pożegnanie. Szatyn odchodzi.
* * * * *
Lily za dwie godziny ma samolot. Dziwnie się zachowywała. Za pięć minut umówiłam się z Thomasem na kolację. Idę szybkim tępem ponieważ prawie jestem spóźniona. Staje przy przejściu i dokładnie się rozglądam. Nic. Ani z lewej ani z prawej. Powoli wchodzę na pasy. Nagle czuję jak ktoś uderza mnie czymś w głowę a następnie popycha i zaczyna kopać. Po chwili tracę przytomność.

Thomas POV ♥
Od pół godziny siedzę w restauracji. Zaczynam się martwić że coś mogło się jej stać. Nagle zaczyna dzwonić mój telefon. Odbieram:
- Halo?
- Dzień dobry czy rozmawiam może z panem Sangsterem? - pyta jakiś głos.
- Tak a o co chodzi? - pytam zaskoczony.
- Pani Vega miała wypadek. Prosimy o szybkie pojawienie się w szpitalu przy ulicy: 60 Grove End Road London NW8 9NH .
Szybko wybiegam z restauracji i chcąc uniknąć korków zaczynam biec. Szpital akurat jest niedaleko a mi przyda się trochę sportu. Dawno nie biegałem. Przyśpieszam a co jeśli to coś poważnego? Po kilku chwilach jestem już pod budynkiem. Wbiegam do środka i od razu ruszam schodami na górę. Staję na chwilę by zobaczyć na które piętro mam się udać. Kiedy na nie docieram podchodzę do recepcji. Pytam o Tori. Podaje się za jej chłopaka. 212. Szybko dobiegam do końca korytarza i skręcam w lewo. 209.210.211.212! Zaglądam do środka pomieszczenia. Jest tam. Zaraz wrócę. Powoli pukam do pomieszczenia obok. Kiedy rozlega się słowo: Proszę! szybko otwieram drzwi i wchodzę do środka.
* * * * *
Siedzę w szpitalu od dwóch dni. Tori do tej pory jeszcze nie obudziła się ze śpiączki. Nie opuszczam jej nawet na sekundę. Wytrzymałem dwa dni to wytrzymam jeszcze trochę. Ona musi się obudzić. Nie ma innego wyboru. Musi. Po co umówiłem się z nią w tej cholernej restauracji. Mogłem po nią pojechać. Jestem głupkiem.
- Thomas to nie twoja wina- rzuca głos zza mnie. Zauważam tam Avę. Ma rozmazany makijaż a w jej oczach widać smutek.
- Owszem moja - rzucam.
- Thomas idź do domu umyj się przebierz, prześpij. Musisz odpocząć. Obiecuje że nie zostawię Tori nawet na chwilę - szatynka dokładnie mi się przygląda.
- Pojadę się tylko przebrać i wykąpać. Wrócę jak najszybciej. - rzucam i muskam stronie nadal nie ruszającej się dziewczyny. Ava podchodzi i zajmuje moje miejsce. Przeglądam się im przez chwilę.
- No już idź. My tu musimy sobie pogadać o babskich sprawach - rzuca moja siostra a ja nie mogę powstrzymać się od lekkiego uśmiechu.
* * * * *
Po kąpieli wkładam czarne spodnie i wychodzę na balkon. Opieram się o balustradę i dokładnie rozglądam się. Nie wytrzymuje i robię coś czego dawno nie robiłem a konkretnie zapalam papierosa. Nie robiłem tego odkąd ja i Tori staliśmy się parą. Rzuciłem dla niej. Zrobiłem to tylko dlatego że ją kocham. Niestety muszę to zrobić. Wkładam go do ust. Na początku mój organizm nir reaguje dobrze. Zaczynam się krztusić. Po kilku próbach przyzwyczajam się. Więc zróbmy tak. Dopóki Tori się nie obudzi będę palić. Jeśli się obudzi znowu rzucę ale już na zawsze. Obiecuje że jeśli się obudzi już nigdy więcej nie wezmę tego świństwa do ust. Obiecuje.
* * * * *
Jestem zmęczony. Mam tego dość. Tak bardzo chciałbym żeby się obudziła. Stoję przed szpitalem i palę już chyba trzeciego papierosa.
Jeśli ona się już nigdy nie obudzi nigdy sobie tego nie wybaczę. Kiedy siedziałem tak bezczynnie i nie wiedziałem co ze sobą zrobić napisałem piosenkę. Specjalnie dla niej. Dla dziewczyny która zmieniła moje życie na lepsze. Nauczyła mnie jak kochać. Nauczyła mnie tego czego nie potrafili nauczyć mnie inni. Wyciągam gitarę z samochodu i ruszam w stronę jej sali.
* * * * *

Because of your love I was born again
You are everything to me
It's cold and I don't have you
The sky turned grey once again

I can spend a thousand years
Dreaming that you will come to me
Because this life is nothing without you

I'll wait for you, because you taught me how to live
I'll follow you because I want to give you my world

'Till you come back, I will wait for you
And I will do whatever
It takes to see you again

I want to enter your silence
And stop the time
Navigate your kisses and grow with you
I can spend a thousand years
Dreaming that you will come to me

Because this life is nothing without you
I'll wait for you, because you taught me how to live
I'll follow you because I want to give you my world

'Till you come back, I will wait for you
And I will do whatever
It takes to see you again

I'll wait for you, even in winter
I will follow you, even if the road is eternal
My heart can not forget you
And I will do whatever
It takes to have your love again...

Kiedy kończę śpiewać spoglądam na nią. Jej oczy nadal pozostają zamknięte. Ale wiem że ona mnie słyszy. Że czuje moją obecność. Wiem to. Odkładam gitarę i szepcze jej na ucho:
Ta piosenka powstała specjalnie dla ciebie. Pamiętaj że Cię kocham i czekam tu na ciebie. Nie biorę pod uwagę innej opcji niż że już niedługo wrócisz tu do mnie. - rzucam i obejmuje jej twarz. Przez chwilę przeglądam się jej a następnie muskam kika razy jej wargi. Kiedy ponownie się prostuje na sale wchodzi Ava. Staje obok mnie i spogląda na Tori oczami pełnymi łez. Nie wytrzymuje i przytulam ją do siebie. Delikatnie głaszcze ją po głowie.
- Spokojnie - szepcze.
- A co jeśli już nigdy się nie obudzi? Jak to się stało? - pyta załamana Ava. Milczę tylko przez chwilę. Moje oczy spotykają się z oczami dziewczyny która dopiero co spała.
- Sama ją o to spytaj - rzucam ze wzruszeniem. Szybko podchodzę do dziewczyny. Obejmuje jej dłoń.
- Victoria - szepcze i muskam jej skronie.
- Thomas - szepcze i obejmuje mnie po czym mocno przytula do siebie. Czyli czas skończyć z paleniem. Dziękuję. Naprawdę dziękuję. Muszę coś zrobić. Jestem to komuś winny.
- Zaraz wrócę - szepcze do dziewczyny i wychodzę na chwilę. Zbiegam po schodach na dół i wyciągam z samochodu paczkę papierosów. Powoli ruszam w stronę mostku nad rzeką. Opieram się łokciami na balustradzie i po chwili wyciągam paczkę papierosów. Przeglądam się jej przez chwilę. Czas zacząć nowy rozdział w swoim życiu. Bez kłamstw, bez oszustw i w pełni spędzony z dziewczyną którą kocham i rodziną. I nie pozwolę żeby nikt ani nic to zniszczyło...
Spoglądam na nią ostatni raz i rzucam ją do wody.
Właśnie rozpocząłem nowy rozdział w swoim życiu...
I tak o to prezentuje się nowy rozdział. Jak wam się podoba? Tym razem coś nowego. Rozdział prawie w całości napisany z perspektywy Thomasa. Podoba wam się? A co sądzicie o cytacie? Moim zdaniem był idealny do tego rozdziału. Nie mogłam się powstrzymać żeby go nie dodać. Więc jak myślicie Thomas postąpił posłusznie wyrzucają paczkę i rzucając palenie na zawsze?
Piszcie swoje zdania w komentarzach. Do następnego rozdziału. BESOS :*

Nieziemsko przystojny...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz