Rozdział 31 - I'm scared...

1.4K 111 12
                                    

Od kilku dni nie ruszam się z domu. Thomas odkąd wyszłam ze szpitala nie spuszcza ze mnie wzroku. Czuję ,że coś przede mną ukrywa. Muszę tylko dowiedzieć się co. Przed chwilą gdzieś wyszedł. Nie chciał powiedzieć dokąd idzie. Kiedy był już gotowy po prostu pożegnał się i wyszedł zostawiając mnie samą z Avą.

♥ Thomas POV ♥
Musiałem to zrobić. Musiałem zostawić ją na chwilę samą. Muszę dowiedzieć się dlaczego i przede wszystkim kto zrobił to Tori. Za 10 minut mam spotkać się z Jonem. Nie wiem czego mam się spodziewać po nim, ale wiem jedno. Że nie mogę mu zaufać. Robi się ciemno dlatego nie mogę pozwolić sobie na długą rozmowę. Idzie. Zauważam go już zza zakrętu. Na jego twarzy pojawia się uśmiech. Szczerzy się jakby zobaczył milion dolarów. O co mu chodzi? Powoli zaczynam się rozglądać. Z mojej lewej i prawej strony staje jeden mężczyzna. Jestem okrążony, ale spokojnie nie wszystko jest stracone. Chłopak staje na przeciwko mnie. Jego uśmiech nie schodzi z twarzy.
- Naprawdę myślałeś , że przyjdę sam na spotkanie z tobą? - pyta ze śmiechem.
- Jasne ,że nie to by było za proste - uśmiecham się tak jak on.
- Więc o czym chciałeś ze mną porozmawiać? - pyta ciekawy.
- Ty jej to zrobiłeś? - pytam próbując zrobić na nim wrażenie spokojnego choć tak nie jest.
- A co myślałeś? Wiesz przecież, że ja tak łatwo nie odpuszczam - rzuca śmiejąc się złośliwie.
- I jak pamięta w ogóle ,że kiedyś tak bardzo się kochaliście? - pyta ze śmiechem.
- Pamięta wszystko nawet ciebie, ale żałuję, że nie mogę wymazać z jej pamięci ciebie i tego co jej zrobiłeś- rzucam wkurzony.
- Oj to takie urocze- dodaje i robi krok do przodu.
- Więc zaproponuje ci układ- zaczyna. Coś kombinuje ja to wiem.
- Dobrze, a o cos chodzi? - pytam.
- Nie dotknę dziewczyny jeśli... - urywa.
- Jeśli co? - pytam zaniecierpliwiony.
- Jeśli ostatni raz nam pomożesz lub po prostu od kupisz swoje grzechy - zaczyna się śmiać.
- W życiu wam już nie pomogę - protestuje.
- Okay więc to był twój wybór. James pilnuj, a ty Calum masz mi pomóc. Chłopak z mojej prawej odchodzi i pilnuje by nikt tego nie zobaczył. Będzie się działo. Niestety tym razem nie poddam się tak łatwo. Mam dla kogo żyć. Calum chwyta mnie za ramię i ciągnie do tyłu. W ostatnim momencie robię unik, który ratuje mnie przed uderzeniem głową w chodnik. Jon stoi i przygląda się całej akcji. Śmieszy mnie to.
- Dlaczego tak Ci do śmiechu? - pyta kiedy zauważa moją minę.
- W końcu to sprawa między mną, a tobą. Nie wiedziałem, że nie umiesz się bić - rzucam ze śmiechem. Jon mija Caluma i podchodzi do mnie.
- Jon- rzuca Calum.
- On ma rację to sprawa między mną, a nim, a nie tobą, a nim więc dlatego załatwię to sam - rzuca i bierze zamach po czym uderza mnie w twarz. Dam mu chwilę przewagi. Pozwalam mu uderzyć jeszcze raz. Kiedy to robi łapię jego nadgarstek i wykręcam go. Chłopak zaczyna krzyczeć, a jego ręką jak podejrzewam właśnie jest złamana. Odpuszcza. Siada na ławce i zwija się z bólu. Calum uderza mnie z brzuch. Oddaje mu. Czuję jak James uderza mnie w plecy. Popycham go z całej siły , a on zatacza się do tyłu i po chwili upada na chodnik. Uderza głową w niego i traci przytomność. Calum zaczyna zadawać mi ciosy. Uderzam go parę razy w brzuch, a on po prostu upada. Odchodzę.
* * * * *
* Victoria POV *
Siedziałam na sofie kiedy do domu wszedł Thomas. Nawet się nie przywitał, po prostu ruszył na górę. Po chwili wstaję z sofy i sprawdzam czy drzwi są zamknięte na klucz. Następnie ruszam na górę. Staram się iść jak najciszej. Co się stało? Gdzie on był? Zauważam, że drzwi od jego pokoju są otwarte. Zakradam się i tam zaglądam. Stoi na balkonie. Postanawiam iść do niego. Powoli wchodzę do środka. Ruszam przez pokój i docieram do balkonu. Chłopak nawet mnie nie zauważył. Stał wpatrzony w miasto i po prostu rozmyślał, ale widzę po nim, że coś się stało.
- Thomas - rzucam. Szatyn szybko przenosi na mnie wzrok. Jest zaskoczony moją obecnością.
- Tori co ty tu robisz? - pyta zaskoczony.
- Chciałam sprawdzić czy wszystko w porządku - tłumaczę mu.
- Spokojnie nic mi nie jest - rzuca, a ja zauważam krew na jego koszuli.
- Nie nabiorę się na to - rzucam i obejmuje jego twarz.
- Thomas mi możesz zaufać - szepcze.
- Nie rozumiesz - zaprzecza i wchodzi do środka. Wchodzę za nim. Chłopak opiera dłonie na biurku i spuszcza głowę. Nie odpuszczę. Podchodzę do niego i opieram dłoń na jego ramieniu.
- Tommy proszę spójrz na mnie - rzucam błagalnym tonem. Szatyn powoli przenosi na mnie wzrok. Powoli rozpinam jego koszulę. Przygotowuje się na najgorsze. Kiedy odpinam ostatni guzik chłopak obejmuje moją twarz i podnosi do góry. Spoglądamy sobie w oczy.
- Tori nie ma na co patrzeć - protestuje chłopak. Opieram się jego oczom i ponownie przenoszę wzrok na jego klatkę piersiową. Powoli odsuwam koszulę, która do tej pory zasłaniała wszystkie rany i siniaki.
- Skąd to masz? - pytam zaskoczona.
- Nie ważne - rzuca chłopak.
- Thomas skąd to masz? Z kim się biłeś? - pytam zrozpaczona.
- Groziło ci niebezpieczeństwo. Miałem na to pozwolić?! To on cię napadł! Miałem pozwolić by zrobił to jeszcze raz?! - jest wkurzony.
- Tommy - szepcze i obejmuje jego twarz.
- Nie pozwolę na to - protestuje szatyn.
- Wiem Tommy, wiem - próbuję go uspokoić.
- Trzeba to opatrzyć - rzucam delikatnie dotykając jednego siniaka.
- Nie ma takiej potrzeby - rzuca chłopak i przytula mnie do siebie. Wtulam się w niego choć trochę boję się, że bolą go te rany.
- Napewno cię nie bolą? - pytam.
- Spokojnie - uspokaja mnie i siada na łóżku po czym sadza mnie na swoich kolanach. Wtulam się w niego. Szatyn obejmuje mnie i opiera głowę na mojej. Czuję się bezpieczna. Znowu czuję się kochana. Przy nim wszystko jest możliwe.
* * * * *
Biegnę ulicą. Za chwilę mam się spotkać z Thomasem. Znowu jestem prawie spóźniona. Oh jak zresztą zawsze. Nagle zauważam go z Jonem. Kłócą się. Proszę tylko nie to. Jon wyciąga broń. Kieruje nią w stronę Thomasa. Proszę nie! Sztrzela i ucieka. Kiedy podbiegam go chłopaka jest już za późno. Jego serce się zatrzymało.
- Thomas proszę cię nie rób mi tego nie odchodź - szepcze.
- Thomas! - krzyczę i muskam jego wargi. Kładę sobie jego głowę na swoich kolanach. Przytulam się do niego. Thomas proszę. Nie odchodź. Nie zostawiaj mnie!
Budzę się z krzykiem. Podnoszę się do pionu.
- Tori - dociera do mnie szept chłopaka. Jest tuż obok.
- Tommy - rzucam i wtulam się w niego. Szatyn obejmuje mnie i sadza na swoich kolanach. Przytula mnie mocno i kołysze mną lekko bym się uspokoiła.
- Cii spokojnie jestem przy tobie - szepcze muskając mój czubek głowy kilka razy.
- Tommy - rzucam pozwalając by łzy zalały moją twarz
- Tori co ci się śniło? - pyta zaniepokojony.
- Że on, on cię ... - zaczynam się jąkać.
- Spokojnie kochanie - szepcze.
- Że Cię zastrzelił - wyrzucam to z siebie i chowam głowę w jego szyję.
- Spokojnie nic mi nie będzie - uspokaja mnie i okrywa nas kołdrą. Wtulam się w niego i powoli zasypiam.

I oto rozdział 31. Jak wam się podoba? Piszcie w komentarzach. Napiszcie co sądzicie. Podoba wam się, że Tori i Thomas są razem?
Do następnego. BESOS :*

Nieziemsko przystojny...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz