25. ZAKUPY

177 15 5
                                    

9 wrzesień 2006

Budzę się i automatycznie przekręcam na bok, chcąc wtulić w czarnowłosą. Jednak gdy moja ręka trafia w pustkę, gwałtownie otwieram oczy. Mlaskam z niezadowolenia, uświadamiając sobie, że jestem sam, a obok mnie jest jedynie skołtunioną pościel. Sięgam po telefon leżący obok. Która musi być godzina, skoro nawet już Olivia wstała? Jest dokładnie 8:59. Z jękiem podnoszę się do pozycji siedzącej, a zaraz potem całkowicie wstaję. Rozciągam się na wszystkie możliwe sposoby. Sięgam po koszulkę, leżącą na jednym z wielkich pudeł i zakładam na siebie. Wychodzę z graciarni i ziewając wędruje po mieszkaniu.

-Olivia?- Wołam, jednak odpowiada mi cisza. Wchodzę do kuchni i pierwsze co robię, to otwieram lodówkę. Z drzwiczek wyjmuję karton mleka migdałowego. Jednak pudełko jest puste. Wyrzucam je do kosza.- Aniele?- Tym razem podchodzę pod drzwi łazienki, z której dochodzą dźwięki włączonej wody.- Aniołku, to ty?- Przystawiam ucho do drzwi nasłuchując odpowiedzi.

-Jared? Wstałeś już?- Uśmiecham się pod nosem.

-Skoczę na sklepu. Chcesz coś konkretnego?

-Kup mleko, bo się skończyło.- Prycham. Podchodzę do szafki obok sofy i otwieram mój portfel. Z jednej z przegródek uśmiecha się do mnie czarnowłosa. Zaglądam głębiej i wyjmuję banknot stu dolarowy.

-Kotku, masz rozmienić stówę?- Po raz kolejny przyklejam się do drzwi do łazienki.

-Powinnam mieć. Portfel mam w torebce.

Obracam się wokół własnej osi, szukając czarnego przedmiotu. W końcu podnoszę go i wyciągam portfel. Otwieram go i pierwsze co rzuca mi się w oczy jest jej dowód osobisty. Wyciągam go i czytam każdy z punktów. Imiona i nazwisko: Olivia Carrie Richardoson. Kolor włosów: czarne. Kolor oczu: Zielone. Miejsce urodzenia: Los Angeles. Data urodzenia: 9 październik 1977. No, wreszcie wiem kiedy są urodziny mojego Aniołka. Do tej pory, strzegła tej daty, jakby była to co najmniej tajemnica narodowa. Wpatruje się w dokument, gdy w pewnym momencie smukła dłoń mi go wyrywa. Odwracam się zaskoczony i dostrzegam dziewczynę, marszczącą nosek.

-To moje.- Mruczy, ze złością. Całuję ją w czoło i uśmiecham, widząc jak przytula do siebie dowód.- Miałeś tylko rozmienić pieniądze, a nie sprawdzać moje dokumenty.

-Przepraszam. Już znikam.- Łapię dziesięć dolarów z jej portfela, wciskając tam przy okazji moją stówę i prawie wybiegam z mieszkania, ubrany jedynie w spodenki, odgrywające jakiś czas rolę moich piżam, i koszulce. W sklepie kupuję kilka bułek, mleko i jakieś owoce, po czym wracam do budynku. Otwieram drzwi do naszego lokum i idę prosto do kuchni.- Jestem.- Oznajmiam, po czym wpadam na kobietę w blond włosach.

-Synek, uważaj jak chodzisz.- Mama pstryka mnie w nos, a do moich uszu dochodzi dźwięk śmiechu zielonookiej.

-Aniele, ty się tak nie śmiej, bo śniadanka nie dostaniesz.- Obejmuję dziewczynę w pasie, ówcześnie odkładając zakupy na stolik.

-Hej.- Odkręca się, tak że teraz stoi przodem do mnie.- To ty nie powinieneś go dostać.- Wystawia mi język, a ja zaczynam łaskotać ją w brzuch, przez co wybucha śmiechem, przy okazji zginając się w pół.- Prze...stań- Wydusza, wyrywając mi się. Chowa się za moja rodzicielką, a ta wysyła w moja stronę ostrzegawcze spojrzenie.

-No, co?- Pytam, patrząc na kobietę.

-Już ty wiesz co.- Czarnowłosa chichota.

-Własna matka przeciwko mnie.- Mruczę pod nosem, po czym obrywam zeszytem z przepisami. Wywracam oczami. Kobiety.

-Jared, lepiej będzie, jak poczekasz na śniadanie w salonie.- Patrzę na blondynkę pytającym spojrzeniem, a ta macha dłonią, wyganiając mnie z kuchni.- No, sio. Chcę sobie poważnie porozmawiać z twoją dziewczyną.- Na twarzy czarnowłosej pojawia się strach. Podchodzę do niej i cmokam w policzek, po czym wychodzę z pomieszczenia. Z sypialni zabieram dżinsy i jakąś koszulkę z długim rękawem, po czym idę pod prysznic.

Bright LightsWhere stories live. Discover now