91. MARSJANKi

70 9 4
                                    

31 grudzień 2012

Wychodzę z kuchni, prosto do salonu, gdzie w przenośnym łóżeczku siedzi Luckie z otwartą buzią, wpatrzona w telewizor, włączonym na kanale przyrodniczym. Jakieś półtora miesiąca temu Jared odkrył, że malutka woli poobserwować zwierzęta, niż oglądać bajki. Co prawdą nie pozwalamy jej oglądać dłużej niż godzinę dziennie, ale to i tak ułatwia nam życie. Spoglądam jeszcze na zegarek na nadgarstku, który dostałam na urodziny od taty, zastanawiając się gdzie jest Jared z Jackiem. No, nic. Wychodzę przez odsuwane drzwi do ogrodu, gdzie ustawiliśmy już stoły i teraz powoli przenosimy jedzenie z kuchni. Gdy odkładam miskę, ktoś dzwoni do drzwi, więc kieruję się do wejścia, mijając po drodzę Emmę. Za progiem stoi czarnowłosy muzyk z małym chłopcem na ramionach, który zasłania mu oczy.

-Cześć, Henry!- Łapię bruneta pod pachami i ściągam go z jego ojca.- Właśnie się zastanawiałam kiedy przyjedziecie.- Uśmiecham się i odkładam go na podłogę.- Cześć, Jack.- Cmokam mężczyznę w policzek.

-Hej, Lizi. Jay parkuje samochód.- Uśmiecham się lekko, wnosząc do środka walizkę.

-Jak podróż?- Prowadzę go w głąb, do salonu, gdzie Shannon właśnie podnosi chłopca nad głowę.

-Nie narzekam. Henry cały czas mi o czymś opowiadał, więc się nie nudziłem.- Śmieje się cicho.- Gdzie mała Lizi?- Wskazuję na łóżeczko, przy którym stoi już chłopiec.- Ale urosła.- Komentuje, podchodząc bliżej. Podnosi ją na ręce.- Cześć, malutka. Poznajesz wujka?- Obserwuje tą scenę, a do domu wchodzi Jared. Rzuca swoją skórzaną kurtkę na fotel, za co karcę go wzrokiem. Zresztą i tak nie rozumiem po co mu kurtka w taką pogodę. Zabiera swoje nakrycie i wiesza je na wieszaku.

-Zadowolona?- Pyta, obejmując mnie w talii.

-Jak nigdy.- Cmokam go w policzek.

-Wszyscy już są?- Rozgląda się dookoła, szukając wzrokiem zaproszonych gości.

-Czekamy jeszcze na Foleyów. W końcu oni zawsze muszą się spóźnić, prawda?- Wyplątuję się z jego ramion i podążam do kuchni, chcąc zabrać stamtąd jedzenie, ale blaty są już wyczyszczone.

-Jedzenie jest już na stołach.- Odzywa się Vicki, opierając się o blat i jednocześnie czekając, aż woda w czajniku się zagotuje.- Nie wiesz może czy chłopaki skończyli nagrywać płytę, bo Tomo nic mi o tym nie wspomina.- Wzdycha, a ja śmieje się cicho.

-Pytasz o to nieodpowiedniej osoby. Ja tam nawet nie mogę wejść bez ich zgody. Emma powinna wiedzieć więcej, aczkolwiek z tego co mi ostatnio mówiła, to zna tylko listę piosenek.- Do pomieszczenia wpada właśnie wspomniana blondynka.

-Masz w basenie dwóch kretynów.- Zwraca się do mnie, a ja marszczę brwi, nie rozumiejąc o co jej chodzi. Podchodzę do okna, z którego jest doskonały widok na ogród i w wodzie dostrzega pluskającego się starszego Leto​ i Milicevica w ubraniach.- Dzieci się znalazły.- Komentuje, wyjmując z lodówki butelkę z wodą.- Oni kiedyś dorosną?

-Raczej nie.- Odpowiadam, przyglądając się jak dołącza do nich mój mąż.- Tylko będę się bała puścić ich samą w następną trasę koncertową.- Dziewczyny dołączają do mnie i we trzy przyglądamy się co wyrabia zespół.

-Nie pozostaje nam nic innego jak wyjazd z nimi.- Bosanko wzrusza ramionami.

***

Spoglądam na kocyk, na którym bawi się Luckie z Henrym i wracam spojrzeniem do Patricka, który opowiada jedną z wielu historii, z małego domku nad jeziorem, do którego jeździliśmy z mamą i Foleyami. Kończy opowieść, a przy stole rozbrzmiewa śmiech, w tym także mój. Na moment zapada cisza, ale chwilę później znów rozpoczynają się rozmowy. W pewnej chwili do rąk Tomo dociera szampan, czyli w zasadzie jedyny alkohol przy tym stole. Shannon już zdążył kilka razy wypowiedzieć się na temat tego trunku, jednocześnie plując sobie w twarz, że nie przyniósł czegoś mocniejszego. Gitarzysta, chwyta szklankę swojej żony, zapewne chcąc nalać jej tam napoju, ale ta sprzeciwia się, ku zdziwieniu czarnowłosego, po czym nachyla się i szepcze mu coś do ucha, a ten momentalnie blednie.

-Mówisz poważnie?- Odzywa się głośniej, a wzrok wszystkich zatrzymuje się na parze. Vicki potwierdza, kiwając głową, a twarz Tomislava robi się po prostu biała.- O cholera!- Wyrzuca z siebie, zwracając tym samym uwagę Henrego.

-Możesz nie gorszyć mojego syna?- Odzywa się Jack.- Już moja znajomość z Olivią mu wystarczyła.- Zdaje się, że wspomina te wszystkie razy gdy niechcący nie za kulturalnie się odzywałam, mieszkając jeszcze w Nashville.

-Ale, kiedy…- Mruczy, wymachując dziwnie rękami w powietrzu. Spoglądam na Bosanko, która w spokoju popija wodę. Zdążyła się już przyzwyczaić do zachowania swojego męża.

-Spokojnie, chłopie.- Odzywa się Shannon, siedzący obok niego. Klepie go po ramieniu.- Oddycha i podziel się ze światem tym co wyznała ci ta baba.- Wskazuje na Vicki.- Chcę rozwodu? Jak coś to ewentualnie możesz zamieszkać w Labie.

-Co ty gadasz, Shan?- Najmłodszy członek zespołu marszczy brwi, wpatrując się w swojego przyjaciela.- Żadnego rozwodu nie będzie.

-To co się stało?

-Po prostu w ciąży jestem.- Wyrzuca z siebie brunetka, która już chyba ma dość przypuszczeń perkusisty. Otwieram szeroko usta, nie wierząc w jej słowa.- Tomo właśnie się o tym dowiedział i dlatego tak zareagował.- Zapada cisza, którą przerywa wybuch śmiechu starszego Leto.

-Przepraszam.- Wykrztusza między salwami.- Ale jakoś sobie tego nie wyobrażam. To tak jakbym ja miał zostać ojcem.- Najwidoczniej ta wizja rozśmiesza go jeszcze bardziej w przeciwieństwie do Emmy, która mrozi go wzrokiem.

-Skoro już do tego nawiązałeś, to ja też jestem w ciąży.- Wyznaje Ludbrook, a ja jestem jeszcze bardziej zdziwiona niż moment wcześniej, a Shan zaksztusza się chyba własną śliną.

-Co?- Jego oczy są wielkości przynajmniej największego z jego bębnów.- Będę miał małego Shannonka?- Na jego ustach pojawia się wielki uśmiech, a zaraz potem podnosi się i już po chwili ściska mocno swoją dziewczynę.

-Ale się porobiło.- Komentuje Jay.- Gratulacje. Będziemy mieć mini marsjanki.- Śmieje się.

Bright LightsWhere stories live. Discover now