Cz. V ~ Rozdział I

2.5K 234 42
                                    

Dojście do siebie zajęło mi dużo czasu. Gdy tylko starałam się na chwilę o nim zapomnieć (czasem nawet mi to wychodziło), to po niedługim czasie przed oczami pojawiała mi się jego twarz. Wszystkie nasze wspólne momenty. Pocałunki. Rozmowy.

I istniał tylko ból.

Musiałam jednak iść dalej przed siebie. Bo jaki miałam wybór?

***

Stanęłam przed placem zabaw przy Magnolia Road. Na głowie miałam włożony kaptur, nie chciałam zwracać na siebie uwagi. W końcu co drobna blondynka robiła o późnej godzinie w takim upiornym miejscu jak to?

A obserwowała ona z ukrycia chłopca, na którego nosie widniały okrągłe okulary a z głowy sterczały mu rozmierzwione, czarne włosy. Z bliska możnaby było zobaczyć jego cechę charakterystyczną: bliznę na czole w kształcie błyskawicy.

Chłopak właśnie rozmawiał ze swoim kuzynem. Nie trzeba było być geniuszem by zobaczyć, że na podnieśli na siebie głos.

Nie minęła sekunda, a niebo zaczęło się ściemniać. Zniknęły gwiazdy i księżyc.

Skryłam się za młodymi drzewkami. Wypatrywałam upiorów.

Chciałam to wszystko zobaczyć na własne oczy. Przynajmniej tyle mi się należało.

Gdy Dudley Dursley rąbnął Harry'ego Pottera w twarz, ruszyłam na poszukiwania pani Figg.

- Pani Figg! Mundungus... Nie pilnuje... Dementorzy... - Zdyszana wbiegłam do jej domu.

Twarz starszej kobiety stojącej w korytarzu wciąż zmieniała wyraz: wpierw była zdziwiona, potem zła, a następnie zmartwiona. Wyszła za mną z domu, zamknęła drzwi na klucz i ruszyła moim śladem do nastolatków.

Przybyłyśmy za późno: dostrzegłam mglistego jelenia, rozpływającego się już w powietrzu. Domyśliłam się, że dementorzy już uciekli. Podbiegłam do Dudleya i spróbowałam go poddźwignąć. A było to nielada wyzwanie.

- Trzeba go stąd zabrać. Proszę pani, jesteśmy już bezpieczni, Harry może schować różdżkę - odezwałam się, gdy staruszka miała się odezwać. Potter bez słowa podszedł do mnie i pomógł podciągnąć kuzyna.

- Cześć - przywitał się.

W odpowiedzi kiwnęłam lekko głową.

Zaprowadziliśmy młodego Dursleya prosto na Privet Drive 4. Pod drzwiami pani Figg się z nami pożegnała i skierowała do swojego domu.

Wprowadziliśmy Dudleya do domu.

Kiedy tylko Petunia zobaczyła swojego syna zaczęła panikować, a wraz z nią Vernon.

To już po spokojnych wakacjach.

- To byli demenotorzy. Pani Dursley, pani wie, o co chodzi - rzuciłam, widząc ich zdziwione spojrzenia.

Przez okno wleciała sowa.

- Wszystko się wyjaśni - dodałam głucho.

***

- Kim ty w ogóle jesteś? Wchodzisz do mojego domu trzymając za ramię mojego pół-przytomnego syna, wychodzisz tu z jakimiś demonterami i sowami...

- May, May Jones.

- Hmm... - Vernon Dursley podrapał się po niewidocznej brodzie, zakrytej fałdami tłuszczu. Mam wrażenie, że już cię gdzieś widziałem.

- Bardzo możliwe, bo trzy lata temu byłam w tym domu podając się za kogoś innego. Julie Yane?...

- To ty! - Wuj Harry'ego zrobił się cały czerwony. Wstał i otworzył usta, by coś powiedzieć, ale nie bardzo wiedział, co dokładniej miałoby to być, więc spowrotem usiadł.

HARRY'S POINT OF VIEW

Na początku jej nie rozpoznałem. Zmieniła się. Nie miałem prawa się dziwić, miała powody, które to wszystko tłumaczyły.

Ja sam też mocno przeżywałem śmierć Cedrika. Przez te parę miesięcy zdążyłem go bardzo polubić. Chociaż miał wszystko, co ja sam chciałem mieć, nie byłem w stanie się na niego gniewać.

Była też sprawa, za którą sam się nienawidziłem. Drugą myślą po tym, gdy zauważyłem, co się stało, było: "May nie ma już chłopaka".

Samolubne, ale najprawdziwsze.

Zrobiła się twardsza. Zimniejsza. Bała się powtórki z rozrywki. Nie chciała stracić, dać się zranić.

Nie rozumiałem, czemu tu przyszła. Znałem ją cztery lata, ale nadal nie wiedziałem, co naprawdę w niej siedzi. Może próbowała pomóc. Może przyciągnęła ją tu czysta ciekawość.

A może...

Nie. Potrząsnąłem głową wyrzucając myśl z umysłu. To byłoby za piękne.

Było jej trudno. Tak jak wszystkim pozostałym, Hermionie, rodzinie Weasley...

Poświęcali się ze względu na mnie. A ja zamiast im się odwdzięczać, prosiłem, by dalej nastawiali za mnie swoje życie.

Nikt oprócz nich nie wierzył w powrót Voldemorta. Nikt oprócz nich mi nie ufał.

Ta Lepsza Rzeczywistość...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz