Rozdział trzeci

529 45 16
                                    

Opuściłam szpital po dwóch godzinach. Po raz pierwszy od dobrych paru lat rozmawiałyśmy ze sobą tak długo i szczerze. Coraline wydawała się po raz pierwszy dostrzegać, jak bardzo jej wyjazd wpłynął na nasze życie. Wcale nie chciałam, by miała wyrzuty sumienia, nie chciałam jej też martwić, ale pomyślałam, że nadszedł czas, aby zrozumiała, że zapoczątkowała coś, czego nie dało się już naprawić. Przynajmniej dotychczas tak uważałam. Efekt motyla wywołał wiele zmian, a ja nie wiedziałam, jak wrócić do poprzedniego stanu rzeczy.

Problem w tym, że Coraline dość opornie przyjmowała to do rozumu. Ciężko było jej zrozumieć, jak bardzo zmieniła się rodzina Conte. Nie chciała uwierzyć, że jej wyjazd tak nas poróżnił. Nigdy nie musiała postawić się w mojej sytuacji i wybierać. Odkąd poznała swojego byłego męża, nie wahała się ani chwili. Ja natomiast nie wiedziałam, co mam zrobić. Na początku usprawiedliwiałam Corę, ale lata minęły, a idea, którą wysunęli moi rodzice, na dobre zakiełkowała mi w głowie.

Miałam ochotę powiedzieć jej, jak teraz się czuję. Chciałam, by chociaż raz przejęła się mną i całą swoją rodziną, którą zostawiła w słonecznej Italii. Rozumiałam, że była chora i okropnie jej współczułam, ale złość we mnie buzowała. I właśnie przez jej chorobę nie potrafiłam powiedzieć jej w twarz, że moja siostra była egoistką. Wpadła po uszy, była zaślepiona miłością i kierowała się wyłącznie swoimi zachciankami. Nie myślała o nas, więc naprawdę rozumiałam swoich rodziców, którzy bardzo się na niej zawiedli.

Ludzie wyjeżdżali i szukali szczęścia na końcu świata, ale nie w ten sposób. Nigdy nie przypuszczalibyśmy, że Coraline, która zawsze wydawała się być tak związana z rodzicami, całkowicie zerwie z nimi kontakt. Odetnie się od przeszłości, wymaże ją.

A najgorsze było w tym to, że Coraline nie mogła przewidzieć, jak potoczy się jej życie.

~*~

Siedziałam w ogromnym salonie, oglądając telewizję na ekranie większym, niż dotychczas widziałam. Nadal czułam się tam jak Kopciuszek w pałacu. Próbowałam się jakoś zaaklimatyzować, zrozumieć, że to miejsce jest teraz moim tymczasowym domem. Byłam właściwie u siebie, nie w jakimś domku letniskowym, mogłam robić, co chciałam. Ale mimo to czułam się skrępowana. Miałam wrażenie, że każdy śledzi mój ruch, nawet jeśli w pobliżu nie było nikogo.

Na poddaszu grała głośna muzyka, ale wcale mi nie przeszkadzała. Pomagała mi wręcz wyluzować się, przynajmniej odrobinę. Kiedy mieszkałam jeszcze w akademiku, czasem musiałam przez kilka godzin słuchać jakiegoś jazgotu, próbując się uczyć. Ale te godziny spędzone w małej klitce z Aurorą należały do miłych wspomnień. Skupiałam się więc na niej, nie chcąc myśleć o tym, jak dziwnie się czułam. Mimo to wrażenie bezsilności i niezręczności dobijało mnie. Chciałam się czymś zająć, ale kompletnie nie miałam nic do roboty. Czekało mnie kilka projektów, którymi powinnam się zająć, ale nie miałam do tego głowy. Wolałam zrobić coś zwyczajnego, posprzątać, zmyć naczynia, jednak Karen kategorycznie zabraniała mi się za to brać.

Westchnęłam, a potem sięgnęłam po pilot i wyłączyłam telewizor, by nie marnować prądu. Zastanawiałam się, ile kosztowało utrzymanie tego domu i opłacenie pracowników, ale nie zamierzałam nikogo o to pytać. Raczej interesowały mnie moje własne zarobki, które, cóż, nie były zbyt wysokie.

Pod wpływem chwili stwierdziłam, że może spróbuję szczęścia u nowego współlokatora. Nie wiedziałam o nim kompletnie nic, więc pomyślałam, że może warto to zmienić. Poza tym wydawało mi się, że skoro Kyle jest z okolic, to może mógłby pokazać mi trochę Janesville. Nie musiałabym wtedy siedzieć w domu, jak robiłam to teraz, bo bałam się gdzieś zgubić. Wstałam więc i pomaszerowałam na strych. Miałam nadzieję, że chłopak nie jest zajęty i będzie mieć dla mnie chwilę. Kiedy dotarłam pod jego drzwi, zapukałam donośnie, by na pewno mnie usłyszał. Muzyka po chwili ucichła, a jego blond czupryna pojawiła się przed moimi oczami.

Gradient [rewritten]Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora