Rozdział jedenasty

412 48 30
                                    

Czasem zastanawiałam się, dlaczego niektóre wspomnienia przychodziły do nas wtedy, gdy wcale nie musiały i nie były potrzebne. Teraz też o tym myślałam. Stałam w kuchni, robiąc sobie jakąś przekąskę w przerwie od pracy, a przed oczami stanął mi obraz mojego byłego chłopaka, którego poznałam jeszcze w czasie liceum.

Pierwszy raz spotkałam Rafaela na ognisku w swojej szkole. Wpadliśmy sobie w oko już na samym początku i szybko staliśmy się parą. Nasz związek miał to do siebie, że nigdy nie był stateczny. Oboje mieliśmy temperament, oboje byliśmy pełni energii i właśnie to nas cechowało. Budowaliśmy związek na szybkich, ale trwałych uczuciach, całowaliśmy się namiętnie i z pasją, wszędzie było nas pełno.

Bardzo dobrze pamiętałam mój szkolny bal. Ubrałam wysokie szpilki i wypsikałam się swoimi ulubiony perfumami. Specjalnie dla niego umalowałam usta ciemną szminką, którą lubił, a kiedy wreszcie przyjechał pod mój dom Audi swoich rodziców, mama natychmiast zrobiła nam kilka zdjęć. Tamtego wieczora, jadąc gdzieś pod Florencję, gdzie odbywał się bal, siedziałam w samochodzie, przyglądając mu się. Kochałam jego czarne włosy, ciemne oczy i to, jak leżał na nim jego drogi garnitur.

Mieliśmy tylko osiemnaście lat, ale dzieliliśmy już wspólne plany. On chciał założyć firmę, a ja szukałam swojego miejsca na ziemi i zastanawiałam się nad wynajęciem dla nas mieszkania, o którym rozmawialiśmy. Chcieliśmy zamieszkać w centrum, nad jakąś uroczą kawiarenką, do której moglibyśmy chodzić wieczorem i z samego rana, by wypić świeżo zmieloną kawę. Chcieliśmy zwyczajnie być ze sobą. Kochałam go, a on kochał mnie.

I gdyby się tak zastanowić, był tym jedynym, z którym chciałam ułożyć sobie życie. Na początku znajomości z Marcem nawet ich porównywałam, chociaż nie powinnam była tego robić.

Niedługo po skończeniu liceum rodzice Rafe zdecydowali, że wyjadą do Palermo, urokliwego miasteczka oddalonego od Florencji o kupę kilometrów i jeszcze trochę. Przy tym całym naszym podejściu do życia, nie wierzyliśmy w związki na odległość, a jego przeprowadzka i zerwanie złamały mi serce. Rafe nie mógł zostać ze mną, bo jego ojciec rozkręcał firmę i potrzebował swojego syna, a ja zaczynałam kursy przed studiami. Rozdzieliła nas odległość; na początku próbowaliśmy się kontaktować, chcieliśmy się nawet spotkać, ale znajomość po jakimś czasie po prostu się skończyła, a uczucie zniknęło.

Po ostatniej rozmowie z Aurorą na temat Marca byłam zagubiona. Kiedyś wydawało mi się, że może faktycznie los dał mi jedną, jedyną szansę na miłość. Możliwe, że się nie pomyliłam. Skoro Marc wolał pieprzyć się z Is, niż po prostu być ze mną, gdy go potrzebowałam, nie zamierzałam walczyć o to, co nas łączyło. On w końcu odpuścił, jednak długo jeszcze o mnie zabiegał.

Czasem zastanawiałam się, czy nie lepiej byłoby wyjechać wtedy z Rafaelem i być u jego boku. Czasem widziałam, jak wstawiał na Facebooka swoje zdjęcia. Nadal był nieziemsko przystojny, odnosił sukcesy i chyba od niedawna umawiał się z jakąś kobietą, która u jego boku aż promieniała.

Drzwi wejściowe nagle trzasnęły, wyrywając mnie z zamyślenia. Prawie upuściłam nóż, którym kroiłam owoce. Odwróciłam się, zauważając Kyle'a, który ściągał buty w przedpokoju. Nie był sam, towarzyszyła mu jednak jakaś dziewczyna. Czyżby to ta sama, której narzygał do torebki?

– Amica? Myślałem, że będziesz u Cory – rzucił tylko, popychając swoją towarzyszkę w przód.

Była sto razy ładniejsza od tej, którą ostatnio widziałam. Miała długie, czarne włosy i zniewalający uśmiech. Wycelował dobrze.

– Była zmęczona, więc wróciłam wcześniej – wyjaśniłam, a potem uśmiechnęłam się. – Biorę tylko to, co moje i zaraz znikam, spokojnie.

Gradient [rewritten]Onde histórias criam vida. Descubra agora