Rozdział 20: Odnaleziony Raj

3.2K 230 67
                                    

Hermiona obudziła się powoli, powracając z zaświatów. Nie do końca wiedziała, gdzie się znajduje. Po pierwsze, czuła, że dotykają ją szpitalne prześcieradła. Nikłe bóle w jej umyśle, przypomniały o bólu, który był jak sen, ale zignorowała je. Delektowała się świeżym powietrzem i usłyszała czyjś śmiech.

Zamrugała oczami i zobaczyła, że jest w znajomym pomieszczeniu: rzędy czystych białych łóżek, słaby cytrynowy zapach środka dezynfekującego, uspokajające kolory. Ale dlaczego tu jest? Coś musiało się stać... pamiętała to, trochę. Bała się, była torturowana... Lucjusz Malfoy.

Wspomnienia niechętnie wróciły. Wybawił ją ze szkoły fałszywym listem. Potem ją schwytali i zabrali do dworu Lucjusza. Skrzywiła się na wspomnienie bólu. A potem... została uratowana, tak, przypomniała sobie, ale słabo. Ramiona wokół niej, ktoś był zdenerwowany. Rozmawiał z nią. Ich głosy były pełne bólu... mogła odwzorować ich brzmienie, jak szept.

Hermiona?

– Draco...

Draco. Na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech, poczuła wewnętrzne ciepło. Oczywiście to on ją uratował. Przypomniała sobie jak się do niego uśmiechnęła, kiedy nie mógł uwierzyć, że ona naprawdę żyje.

– Żyjesz?

Żyję. Ja żyję...

– Żyjesz. Żyjesz...

Czuła się... szczęśliwa. Tak szczęśliwa, to dobre słowo. Wpół martwa, cała we krwi, każdy ruch sprawiał jej ból, ale była szczęśliwa. Przez niego. Ze względu na Draco.

I nagle przypomniała sobie ostatnią rzecz, jaką mu powiedziała.

Kocham cię...

Hermiona podniosła się na łóżku do pozycji pionowej, krzywiąc się, ale nie zwróciła na to uwagi. Kocham cię... powiedziała to do Draco. I kiedy to mówiła, miała to na myśli. Kochała go. I kiedy przypomniała sobie jak zachowuje się kiedy o nim myśli, poczuła wewnętrzne ciepło, więc zaprzeczanie nie miało sensu.

Była w nim zakochana.

Nagle zadzwonił dzwonek, przerywając jej myśli. Na korytarzu usłyszała rozmowy ludzi, wychodzących z zajęć. Zamrugała, biorąc uspokajający oddech i ułożyła się na poduszkach. Znowu kochała Draco. Albo przynajmniej myślała, że tak jest... Nie, nie, tak było. Nie ma sensu w to wątpić. Tak było... Teraz, wszystko co musi zrobić to... powiedzieć mu.

Poczuła skręt żołądka, na myśl o tym, ale zignorowała to. To chyba normalne, że czuje się dziwnie, jeśli ma mu powiedzieć, coś tak ważnego. A prawdopodobieństwo, że będą jakieś problemy podczas tej rozmowy było prawie takie samo jak to, że sklątki tylnowybuchowe nagle wyrosną dwa cale nad jej głową.

Spojrzała w górę, żeby się upewnić. Po tym wszystkim, wszystko może się zdarzyć...

Hermiona odepchnęła dziwne myśli na bok i zastanawiała się, co dokładnie powiedzieć, kiedy usłyszała znajomy głos.

– Obudziłaś się!

Spojrzała w górę, nie mogąc powstrzymać uśmiechu i zobaczyła Draco uśmiechającego się podobnie. Widziała wiele jego uśmiechów: naturalnych, szyderczych, pełnych kpiny, ale ten uśmiech był prawdziwy. Poczuła motylki w brzuchu.

– Tak – odpowiedziała z uśmiechem. – I czuję się świetnie. Co się stało? Jak długo spałam? A i gdzie jest pani Pomfrey? Normalnie biegałaby rozdrażniona po skrzydle szpitalnym...

Jego uśmiech nieznacznie się zmniejszył. – Pani Pomfrey jest na konferencji uzdrowicieli w Świętym Mungu. Byłaś nieprzytomna przez trzy dni... – powiedział, siadając na drewnianym krześle obok niej. – Cóż, wiele się wydarzyło...

[T] Ciemność i ŚwiatłoWhere stories live. Discover now