***

103 6 2
                                    

Był szary, pochmurny poranek. 23 grudnia.  Dochodziła jedenasta. Do pokoju wpadało blade światło słoneczne, które nieudolnie przebijało się przez grube warstwy londyńskiego smogu. Niall z całego serca nienawidził swojego wielkiego, luksusowego mieszkania. Widok otaczających wieżowców wpływał na niego depresyjnie, a przymilność głupawych sąsiadów przyprawiała o mdłości . Jednak, choć niesamowicie tęsknił za starym, prostym życiem i małym domkiem na łonie natury, nigdy przenigdy nie zamierzał się do tego przyznać. W każdym razie, nie teraz, kiedy osiągnął prawie wszystko. W zasadzie, nie wiedział, co to szeroko rozumiane „wszystko" dokładnie oznacza. Ostatnio odkrywał też, że sukcesy wcale nie dają mu prawdziwego szczęścia, którego oczekiwał, ale...

-Bzdura!- Powiedział sam do siebie, bezskutecznie próbując znaleźć granatowy krawat. Ten, który zdaniem Angie „bajecznie podkreślał jego magiczne spojrzenie". Samolot odlatywał za godzinę, a on nie był jeszcze nawet kompletnie ubrany. Na pewno miał go na sobie na bankiecie w zeszłym tygodniu. W akcie desperacji postanowił sprawdzić pod łóżkiem. Gwałtownie rzucił się na podłogę i wcisnął pod nie głowę. Opakowanie po chipsach, szklanka z co najmniej czterodniową kawą, brudne patyczki do uszu... Bingo!

Kiedy Niallowi udało się wyciągnąć krawat, okazało się, że jest do niego przyczepiona jakaś pomięta kartka. Zerknął na nią nieuważnie. Nagle zastygł wpół ruchu. Nie była zapisana jego pismem. Ani Angie. Ani Doris. Ani nikogo innego z jego obecnego otoczenia. Wszędzie poznałby te kształtne, drobne literki i małe „s" pisane na dwa sposoby. Oglądał je codziennie przez kilka lat. To było Jej pismo.

Czas zwolnił, wyrobienie się na samolot przestało być aż tak ważne. Mężczyzna odłożył na łóżko krawat i zaczął czytać:

Cieszę się tylko, że mu nie powiedziałam. Nie zasłużył na to. Nigdy nie zasługiwał: na mnie, na wszystko, co dla niego robiłam. Dlaczego byłam na tyle głupia, żeby uwierzyć w to, że dla mnie się zmieni, że nie będzie mnie ranił? Nie mam pojęcia. Gdybym chociaż nie dała się tak idiotycznie ponieść emocjom... Ale już za późno na kolejne analizowanie tego, co jest ze mną nie-tak. Jeśli nie przestanę w końcu o tym myśleć, zaraz zwariuję. Jedno jest pewne. Nie pozwolę znów się skrzywdzić. Dlatego nigdy nie powiem mu, że...

-Niemożliwe.- Wyszeptał Horan, doczytując zdanie do końca. Nagle wszystko stało się zupełnie jasne. Co to za kartka i jakim cudem znalazła się pod jego łóżkiem? Nieważne. Nieważne tak samo jak krawat, odlot samolotu, wszystkie zaplanowane na ten tydzień zdjęcia, przyjęcia i nagrania.

-Muszę coś zrobić. Teraz. Zaraz.- Pomyślał i wybiegł z mieszkania, prawie zapominając o tym, by zamknąć za sobą drzwi.

THE FAME |N.H| Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt