17 | coraz bliżej

13.6K 1.2K 1.1K
                                    

A.

Czasami odnajdywałem w sobie wspomnienia, niezauważalne na pierwszy rzut oka. Schowane między słowami, niedostępne dla ludzkich rąk, łącznie z moimi. Miewałem przebłyski chwil z dawnych lat, momentów, które wygasły dawno temu. W mojej głowie kłębiły się zarysy wydarzeń i modliłem się tylko o ocalenie ich od zapomnienia.

Większość retrospekcji przenosiła mnie do domu rodzinnego, odmładzała o parę lat, stawiała przed obliczem ojca - niegdyś mniej surowym niż obecnie. Gdziekolwiek się nie znalazłem, w pobliżu zawsze była moja mama - pełna energii, roześmiana, z iskrą w oczach. Chciałem wyciągnąć do niej dłoń, dotknąć jej - ale wówczas sen się urywał i już tylko w powietrzu rozbrzmiewało ciche echo jej ciepłego głosu.

Zupełnie jakby istniało wspomnienie, które nie mogło się obudzić.

W mojej pamięci były puste miejsca. Luki do wypełnienia bez najdrobniejszych wskazówek. Wiedziałem, że przeżyłem coś, co umknęło mi sprzed oczu, a jednak tliło się gdzieś głęboko we mnie i czekało na odpowiedni moment. Kiedyś odnajdę wszystkie odpowiedzi. Przysięgam.

Mój ojciec wyjechał na tydzień. Nie robiło mi to zbyt wielkiej różnicy, w końcu i tak rzadko bywał w domu. Kategorycznie zabronił zapraszania Valerii, święcie przekonany, że jest ona moją dziewczyną, a ja jakoś nie wyprowadzałem go z błędu. Jeśli tak bardzo irytowała go perspektywa mojego związku z koleżanką z klasy, to co zrobiłby, gdyby dowiedział się, że zakochałem się w Ladybug? Niebawem mieliśmy spotkać się w sprawie projektu - Valeria uparła się, żeby ustalić wszystko u mnie, czemu sprzyjała tymczasowa nieobecność ojca. Gdyby jeszcze raz przekroczyła próg naszego domu na jego oczach, pewnie wyleciałaby w powietrze. A jak sama mówiła - nie zamierza umierać, póki nie poderwie Nathanaela.

Zacząłem chodzić na dłuższe spacery. Wcześniej nigdy nie miałem na to czasu, musiałem przestrzegać napiętego grafiku stworzonego przez mojego ojca. Ale teraz, kiedy taty nie było, coraz częściej wychodziłem z domu i zmierzałem w nieokreślonym kierunku, myśląc o wszystkich sprawach, które aktualnie ciążyły mi na sercu.

Dzisiejszego dnia wyjątkowo nie trafiłem w pogodę. Lekka mżawka stopniowo zamieniała się w potężną ulewę, a ja zapomniałem wziąć z domu parasola. Do domu miałem może z parę kilometrów. Mogłem poprosić Goryla, żeby przyjechał mnie stąd zabrać, ale nie chciałem tak szybko wracać. Wraz z otworzeniem drzwi wejściowych, ogarniał mnie dziwny chłód i poczucie bezradności. Mieszkałem w siedzibie złych emocji, gdzie każdy był marionetką smutku.

- Adrien?

Serce zabiło mi mocniej, a rumieńce same wpłynęły mi na policzki. Pchnięty zaskoczeniem, odwróciłem głowę. Natychmiast spochmurniałem. Przez chwilę wydawało mi się, że to... Już nieważne. Za dużo o niej myślę.

Marinette błądziła wzrokiem wte i wewte, jakby kierowała swoje słowa do zupełnie innej osoby. Drżącą dłonią ściskała rączkę czarnej parasolki, a do mnie z nagłą siłą wrócił tamten dzień. Uśmiechnąłem się pod nosem, myśląc o tym, jak wiele czasu musiało upłynąć od chwili, która miała stałe miejsce w mojej pamięci i za każdym razem wracałem do niej z miłym sentymentem. Kiedy przywoływałem ją do siebie, czułem przyjemne ciepło w sercu - identyczne niemalże uczucie przychodziło do mnie wraz z obecnością Ladybug. Było silniejsze od tego teraz, ale istniało między nimi więcej podobieństw, niż różnic.

- Cześć, Marinette.

Miałem nadzieję, że nie dostrzegła mojego rozczarowania. Nie żebym nie cieszył się na jej widok, po prostu wydawało mi się, że słyszę głos Ladybug.

- To raczej kiepska pogoda na spacer - zauważyła odkrywczo, marszcząc brwi. - Czemu się tak uśmiechasz?

- To ta parasolka, prawda? - Bardziej stwierdziłem, niż spytałem, nie mogąc przestać się uśmiechać.

Zapamiętaj |Miraculous| ✔Where stories live. Discover now