36 | dom cieni

10K 975 521
                                    

Lousie.

Odkryliśmy to miejsce podczas jednego z majowych spacerów. Stał na obrzeżach miasta, opuszczony, owiany nutką tajemniczości, jakby czekał, aż ktoś go znajdzie i przekroczy potężne wrota. Gabriel początkowo nie chciał o tym słyszeć. Wmawiał mi, że to ruina, że na pewno zawali się od razu, kiedy tam wejdziemy, a on nie chce umierać przed rozdaniem świadectw. Dopiero, gdy zasugerowałam, że się boi, mężnie wypiął klatkę piersiową i ruszył ku drewnianym drzwiom, chociaż nie mogłam pozbyć się wrażenia, iż lada chwila ucieknie daleko stąd, a ja będę skazana na samotną tułaczkę w ciemnościach.

- Lousie, tu nic nie ma. Chodźmy stąd - jęczał, nie puszczając mojej dłoni. - Jedyne, co możesz tu znaleźć to nieprzytomny menel, ewentualnie zwłoki. 

- Gorzej niż baba - mruknęłam, prowadząc go przez ciemne korytarze.

- Za pół godziny mamy być u Leo. Spóźnię się - biadolił. - Czemu ja się na to zgadzałem?

- Spokojnie, zdążysz na wieczorynkę. Jesteś pewien, że to ty nosisz spodnie w tym związku?

Ciemność płynęła po schodach, ciekła z sufitu, przepełniała długie korytarze. Przejeżdżałam dłonią po drewnianej framudze, usiłując nie zgubić się na mrocznym szlaku i nie stracić gruntu pod nogami. Schody dziwacznie skrzypiały, kiedy stawiałam kolejne kroki. Gabriel stwierdził, że na pewno się pod nami zawalą. Właściwie, gdziekolwiek szliśmy, Gabriel znajdywał sto rzeczy, które mogą zrobić nam krzywdę, ewentualnie zabić.

- Chyba wbiła mi się drzazga.

- Podobno od tego się umiera.

- Bardzo śmieszne - jęknął chłopak, rozglądając się w ciemnościach. - Nie podoba mi się tutaj.

- Tobie się nigdzie nie podoba. - Chciał zaprzeczyć, ale wiedział, że mam rację, więc ostatecznie się zamknął i posłusznie wchodził na kolejne stopnie.

Ludzie patrzyli na nas i nie dowierzali, jak dwójka tak sprzecznych ze sobą charakterów, może próbować ze sobą współgrać. Szczerze mówiąc, byliśmy beznadziejnie dobrani. On konsekwentnie trzymał się zasad, ja łamałam je z uśmiechem na ustach. On nigdy nie uciekał w marzenia, ja każdego dnia wymyślałam nowe. On spał w nocy, ja liczyłam gwiazdy migocące na niebie. Ale gdzieś między to wszystko wcisnęła się miłość, która każdego dnia zajmowała coraz więcej miejsca w naszych sercach. Różnice, pozornie nie do pogodzenia, zlały się w jedną całość. Mimo, że Gabriel to największy kretyn jakiego znam, nikogo innego nie umiałabym pokochać tak bardzo, jak jego.

- Jak tam twoja drzazga? Dzwonić po pogotowie?

- Nie lubię, jak ze mnie żartujesz, Lou.

- Wybacz. Jeśli umrzesz, kupię ci ładny wieniec na pogrzeb. Wolisz białe róże czy chryzantemy?

- Bardzo śmieszne.

- Powtarzasz się, kochanie.

Podążaliśmy prosto w objęcia ciemności, nieświadomi tego, co może czekać nas za kolejnym zakrętem. Od zawsze lubiłam tajemnice. Nie bałam się strasznych historii, bo żadne potwory nie były tak straszne, jak te czyhające w cieniu rzeczywistości. Ludzie.

- Nie chcę iść dalej. - Gabriel stanął w miejscu, ale nadal kurczowo trzymał się mojej dłoni. - Tu na pewno są pająki. I zwłoki.

- I pomyśleć, że ta słaba płeć to kobiety - mruknęłam z przekąsem. - Ściągnij stanik i bądź mężczyzną, mój drogi.

Wierzyłam, że ciemność to tylko okres przejściowy. Bardzo chciałam odnaleźć coś absorbującego, co będzie początkiem kolejnej mojej historii. Dotychczas pisałam tylko do szuflady. Chwytałam się każdej najmniejszej inspiracji, starając się stworzyć z niej nową opowieść, spowitą we wszystkie kolory, jakie serwuje nam rzeczywistość.

Zapamiętaj |Miraculous| ✔Where stories live. Discover now