Rozdział IV "Zaraz zwariuje!"

4.8K 240 86
                                    

Klara
Toby biegł jak nienormalny. Chłodny wiatr muskał moją twarz. Zaczynał mnie boleć nadgarstek. Toby ani śnił się zatrzymać. Myślałam ,że zaraz padne. Toby widocznie też się zmęczył bo zwolnił. W końcu się zatrzymał. Oparłam ręce o kolana głośno dysząc. Toby też był bardzo zmęczony i dorównywał mi w głośności oddechu. Gdy trochę się uspokoiłam wyprostowałam się i ujżałam przed sobą ogromny las.
-Wiesz, że mogliśmy pojechać autobusem?- spytałam.
-Ale tak było fajnej.- zaśmiał się-
Gotowa?- spytał chłopak.
-Na co?- lekko się zaśmiałam.
-Na niespodziankę.- uśmiechnął się do mnie brązowowłosy.
Kiwnęłam głową. On zaczął iść wyznaczając mi drogę. Podążałam tuż za nim. Śledziłam jego cień.
-Jesteśmy już blisko. Pozwól ,że zakryję ci oczy.- powiedział Toby. Zgodziłam się bez wahania. On wyjął z kieszeni jakąś czarną chustę. Skąś ją kojaże ale nie wiem skąd. Zawiązał mi ją na oczach. Boże jak ona pięknie pachnie. Jak.. Jak.. Toby?! Czyli on musi ją często nosić. Mniejsza.
Toby złapał mnie za rękę, żebym nie upadła. Mimo to ciągle się potykałam. Usłyszałam otwieranie drzwi. Wprowadził mnie do budynku. Przynajmniej tak mi się wydaje.
-Usiądź tu.- rozkazał mi Toby.-Kogoś przyprowadzę.
Byłam ciekawa kto to będzie.
Usadziłam dupsko na kanapie. Była bardzo wygodna. Bardzo chciałam ściągnąć chustę z oczu i rozejżeć się po pomieszczeniu, ale się powstrzymałam. Po chwili ciszy usłyszałam jak ktoś wchodzi do pomieszczenia.
-Klara. Przyprowadziłem pape. Zaraz będziesz z nim mogła porozmawiać twarzą w twarz. To znaczy. Ehh... no właśnie nie przestrasz się...- nie wiedziałam o co chodziło Tobiemu. Ściągnęłam chustę z oczu. Zmrużylam oczy bo było dość jasno i musiałam się przyzwyczaić do tego. Gdy już mogłam cokolwiek widzieć spojżałam przed siebie. Stali tam Toby i jakaś trzymetrowa postać w garniturze. Uniosłam głowę w górę i spojżalam na jego twarz. Cooooo?!?! Nie, nie spojżałam na twarz ale jej BRAK.
-K-kim j-jesteś??- nie mogłam ukryć przerażenia.
-Nie bój się dziecko. Jestem Slenderman. Możesz na mnie mówić papo. Nie zrobię ci krzywdy. Jestem tu tylko żeby ci pomóc.- powiedziała do mnie ta dziwna postać. Patrzyłam się w miejsce gdzie powinny być oczy.(xd dop. aut.)
-Ale w czym masz mi pomóc. N-nie potrzebuje pomocy.- powiedziałam.
-Rozumiem twoje przerażenie, ale będziemy mogli ci pomóc bo wiemy, że jej potrzebujesz.- popatrzyłam się na niego pytająco.- Wiemy, że masz ojca alkoholika, że on cię bije, że masz problemy z rówieśnikami i wiemy o śmierci twojej matki.- łzy mi napłynęły do oczu.
-Przecież nie wkrzesicie mojej matki!- krzyknęłam i samotna łza spłynęła mi po policzku.
-Tak ale możemy ci powiedzieć dlaczego umarła.
-Przecież nigdy jej nie widziałeś!- coraz bardziej ciśnienie mi podskakiwało.
-Owszem widziałem. A nawet znałęm. Ona też nas znała. Nas wszystkich. A nawet współpracowała.- mówił to z takim wielkim spokojem.
-Jak to z wami współpracowała? Nie rozumiem.- w tym momencie zauważyłam dwie zakrwawione siekiery w kącie pokoju a pod nimi wielka kałuża krwi.
-P-powiedzie, że t-tymi siekierami zabijajcie świnie.- spytałam roztrzęsiona.
-Yyyhm... Eeee..- Tobi chrząknął.
-Nie mówicie chyba, że jesteście mord...- w tym momencie przełknęłam ślinę- mordercami?!
-Yyyyy... N-nie powiedzieliśmy tego, ale pomyśleliśmy to raczej tak.- Slenderman palnął Tobiego, a ten jakby nie poczuł bólu spojżał na niego i spytał szeptem- No co?
-Nie chcielibyśmy cię przestraszyć, ale twoja matka też nim była.- powiedział slender. To niemożliwe!
-Że co?! To jakiś żart? Proszę powiecdzie, że jest tu gdzieś ukryta kamera.- nie wieżyłam własnym uszom.
-Niestety to nie żart. To prawda.-mówił do mnie slender.
-Nie, nie. Wynoszę się stąd nie będę w jakimś domu psycholi!- po tych słowach wyszłam. Pobiegłam kilka metrów i się ogarnęłam, że nie wiem gdzie jestem. Toby mi zakrył oczy tą chustą i ja głupia nie rozejżałam się po okolicy przed tym lasem. Nawet nie wiem, w którym lesie jestem. Dobra spokojnie pójdę przed siebie. W końcu przecież dojde do końca niego. Ale robi się już ciemno będę musiała się pospieszyć. Mam przynajmniej czas na myślenie. W sumie mam beznadziejne życie więc co mi szkodzi zadawanie się z mordercami. Tak to dziwne brzmi. Ale przecież nie będę zabijać. To nie ludzkie. Przynajmniej dowiem się czegoś o swojej mamusi. Myśl, że moja własna matka zabijała ludzi przyprawia mnie o dreszcze.
Niebo było już pomarańczowe, a mi było coraz chłodnej. Wyciągnęłam z plecaka czarną bluzę z zamkiem i kapturem i ją na siebie włożyłam. Nie wiem czemu ale założyłam też kaptur. Było mi cieplej ale dalej nogi były odsłonięte. Błądziłam po tym lesie i co jakiś czas słyszałam szmer na drzewach i jakby ktoś po nich skakał. Tłumaczyłam sobie, że to wiewiórki. Usłyszałam coś w krzakach.
-To tylko kot. To kot. Tylko kot.- starałam się uspokoić i nagle z krzaków wyskoczył jakiś mężczyzna i stanął przede mną.
-Miał.- uśmiechał się psychicznie. Dopiero teraz zauważyłam, że ma skórę białą jak kartka, czarne włosy, wypalone powieki i wycięty uśmiech! Wyjął z kieszeni wielki, zakrwawiony nóż kuchenny. Skrzywił głowę jak jakiś psychopata. Ale on chyba nim jest..
-K-kim jesteś?- spytałam przestraszona.
-Kotek Jeff.- uśmiechnął się jeszcze szerzej i jeszcze bardziej psychicznie. Zaczął zmieżać w moją stronę.
-Nie podchodź do mnie- powiedziałam, ale on to zignorował.
-Nie podchodź do mnie- tym razem powiedziała to głośniej. On tylko cicho się zaśmiał.
-NIE PODCHODŹ DO MNIE!- krzyknęłam to tym razem. Ale to nie był mój głos. To było tak jakby jakiś demon przemawiał przez moje gardło. Jeff stanął w miejscu zdziwiony. Czułam nagły przypływ mocy.

Toby
Nareszcie ją znalazłem. Widzę, że Jeff wyszedł na łowy.
-NIE PODCHODŹ DO MNIE!- usłyszałem jakiś mrożący krew w żyłach krzyk jakby demona. Ale to był krzyk Klary. Coś jest z nią nie tak. Jej skóra zrobiła się blada jak kartka, włosy czarne jak smoła. Oczy były całe czarne razem z białkami. Lewituje jakieś 30 cm nad ziemią. Z jej kończyn opada czarny dym. Z jej oczu wypływały czarne łzy. Zupełnie jakby była ZJAWĄ?!
-Doigrałeś się Jeff. Chciałeś zranić mnie to pozwól, że ja zranię ciebie!- znów przemówił jej demoniczny głos. Klepnęła go lekko w klatkę piersiową, a go wywaliło na jakieś 7 metrów. Podeszła ponownie do niego. On odwrócił do niej swoją zakrwawioną twarz i popatrzył na nią błagalnym wzrokiem. Ona podniosła go za szyję w górę. Jeff się miotal i próbował się wyrwać z rąk Klary. Patrzyła się mu prosto w oczy i zaczęła mówić coś niezrozumiałego. Przy tym z jej ust wylatywał czarny dym, ten sam co wylatuje jej z kończyn. Jeff nagle przestał się miotać, a jego oczy przybrały czarny kolor. Muszę ją powstrzymać ona zaraz zabije mi przyjaciela.

Klara
Miałam chęć wydusić z niego ostatnie tchnienie. Nie wiedziałam co robię. Nagle poczułam coś ciepłego na nadgarstku. Spojżałam w tamtą stronę i ujżałam przerażona twarz Tobiego.
-Klara, przestań!- spóściłam rękę razem z Jeffem. Jego przerażenie jeszcze się zwiększyło i powiedział
-Klara nie czuje pulsu.- czułam jak moja moc ze mnie uchodziła. Czułam się słabsza aż w końcu upadłam na kolana, a potem na twarz obraz mi się zamazywał jedyne co słyszalam to przerażony głos Tobiego.
-Klara! Klara! Co z tobą?- chciałam wstać i powiedzieć że nic mi nie jest, ale nie mogłam. Obraz mi się przyciemniał aż w końcu straciłam przytomność.

Notka
No dobrze a więc daj mi się wytłumaczyć. Nie było rozdziałów dlatego, że wena i chęci pojechały sobie na ibize zostawiając mnie na pastwę losu. Ale już przyleciały pełne sił więc teraz postaram się wstawiać regularnie. Troszeczkę podobne według mnie do Servampa bo mam na niego fazę ☺Ale to była tylko jedna scena i to naprawdę trooooszeczkę podobna xd dobra koniec tej notki bo będzie dłuższa niż sam rozdział xd tak btw 1169 słów. W mediach Alan Walker- Sing me to sleep.



Nieznajomy ~ Ticci Toby Love StoryWhere stories live. Discover now