29

6.2K 323 102
                                    

Przez dłuższą chwilę moje powieki pozostały zamknięte. Dłoń Shawna spoczywała na moim ramieniu w podnoszący na duchu sposób - jeśli można to tak nazwać w tej sytuacji. Kiedy jednak zdobyłam się na odwagę i otworzyłam oczy, znów to ujrzałam. Wielki teren ogrodzony wysokim płotem, który kojarzy się z niczym innym niż smutkiem i rozpaczą. Ludzie przychodzący tutaj zawsze przynoszą ze sobą bukiety kwiatów, znicze i modlitwę. Ja w dłoniach trzymałam tylko tę kopertę, którą powinnam teraz otworzyć, bo miałam to zrobić przed samym spotkaniem. Deszcz, spływający po szybach sprawiał, że przygnębienie sięgało zenitu.

-Muszę to teraz otworzyć. - wyszeptałam w stronę chłopaka. - Nie wiem czy chcę.

-Nie musisz teraz. - uspokoił mnie. - Możemy zaczekać, wszystko zależy tylko od ciebie.

Ciekawość przewyższała jednak mój strach. Przewracając papier w palcach, powoli wdychałam i wydychałam powietrze z płuc.

-Jeśli chcesz to ja mogę...

Nie dokończył ale wykonał ruch dłoni, który wskazywał na to, że chciał zostawić mnie na chwilę samą. Z jednej strony wolałabym przeczytać go w samotności, ale nie mam serca wyrzucać mojego chłopaka z samochodu kiedy okropnie leje.

-Pada, głupku. - złapałam jego rękę. - Nigdzie nie idziesz.

Lekko zaczęłam otwierać kopertę. To już druga taka sytuacja w ostatnim czasie, kiedy otwieram coś od niego i czuję, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Wyjęłam kartkę ze środka, która była zgięta na pół. Gdy chciałam odłożyć, wydawało mi się, że niepotrzebną kopertę, zobaczyłam, że w środku jest coś napisane. Rozerwałam lekko papier, żeby lepiej się temu przyjrzeć.

Aleja 12, miejsce 4

Teraz dotarło to do mnie po raz pierwszy naprawdę. Łudziłam się, że może to nie jest właściwe miejsce, że to wszystko nie tak, ale teraz byłam już pewna, co Beth miała na myśli, mówiąc, że ucieszy się jak go odwiedzę. Podałam ją Shawnowi, który lekko się skrzywił widząc co tam widnieje.

-Sam, w bagażniku jest parasolka. - powiedział. - poczekam na zewnątrz, powinnaś czytać to w samotności.

Tak naprawdę tego chciałam, więc byłam mu wdzięczna. Posłałam mu blady uśmiech a on zrobił to co zamierzał. Szybko przemieścił się na tył samochodu i z rozłożoną parasolką nad głową chodził w tą i z powrotem na chodniku.  Był oczywiście sam, bo kto rusza się z domu w taką pogodę. Teraz mogłam to zrobić. Odetchnęłam i otworzyłam złożoną kartkę.

Sam, to już ostatni list, który do ciebie piszę. Nie wytrzymałem dłużej - nie poradziłem sobie z własną porażką. To, że byłem "za młody" na rodzinę nie jest żadnym wytłumaczeniem. Nikt nie powinien tak postępować. Ja wiem, że ty sobie poradzisz w życiu, na pewno wyrosłaś na śliczną dziewczynkę. Szkoda tylko, że nigdy tak naprawdę się nie poznamy. Jedyne o co proszę, to żebyś mnie odwiedziła, bo wiem, że przyjechałaś. Nie wiem skąd, ale wiedziałem, że to zrobisz. Nie miej do siebie żalu, nic tu nie jest twoją winą. Zdaje sobie sprawę, że nie jestem godny nazywania siebie "tatą", więc nigdy tego nawet nie oczekiwałem.

Kocham Cię, ojciec.

Na kartkę skapnęło wiele moich łez. Czytałam to, analizując każde słowo. Nie wiem czy byłam na niego zła, że popełnił samobójstwo czy o to, że specjalnie mnie tu ściągnął, żebym cierpiała przez osobę, której praktycznie nie znam. Mrugnęłam kilka razy, ponieważ przez łzy nic nie widziałam. Oczywiście, przeczytałam to jeszcze cztery razy, po czym spojrzałam za szybę. Shawn chociaż z parasolką - przemoczony, ale wciąż chodził w kółko po chodniku. Wysiadłam z auta, biegnąc do niego. Zdezorientowany otula mnie swoimi długimi w porównaniu do moich ramion, dbając o to, aby parasolka nie pozwoliła mnie zmoczyć. Odsunęłam się delikatnie od niego, a on spojrzał na mnie. Wolną ręką, opuszkami palców wytarł łzy z moich policzków, po czym przyciągnął mnie bardzo blisko siebie.

-Jesteś taka dzielna Sam. -wypowiedział.

Prawy kącik ust mimowolnie uniósł mi się lekko. Jesteśmy już dalej niż bliżej. Wystarczyło jeszcze tylko pójść odwiedzić grób mojego zmarłego ojca i w zasadzie będzie po wszystkim. Najtrudniejsze jest już za mną.

Shawn podał mi parasolkę i poszedł do samochodu. To również musiałam zrobić sama i on też to wiedział. Rozumieliśmy się bez słów, co było czymś co sprawiało mi radość, nawet teraz. Powoli skierowałam się w stronę cmentarza.

Weszłam przez otwartą furtkę i szukałam jakichś tabliczek, z których mogłam wyczytać jakieś informację co do miejsca, którego szukam. W końcu znalazłam, ale nie było łatwo, bo deszcz jest naprawdę mocny, na dodatek wiatr, który do tej pory wiał spokojniej, zaczął się nasilać, przez co ta głupia parasolka tylko mi przeszkadzała. Podchodząc do miejsca docelowego, nie czułam już stresu. Spodziewałam się tego, co tam zastanę, więc tylko szłam pewna swego. Stając przed nagrobkiem z imieniem i nazwiskiem mojego ojca, sama nie wiedziałam co czuję. No bo co ja mogłam teraz odczuwać? Złość, żal czy smutek? Raczej pomieszanie wszystkiego. 

-A więc. - zaczęłam mówić na głos. - Jestem tutaj tak jak chciałeś. Nie wiem czy mnie słyszysz, ale ja przyjechałam tutaj po to, żeby z tobą porozmawiać, więc to robię. Kiedy przysłałeś mi pierwszy list, czułam coś w rodzaju tęsknoty. Chciałam się z tobą spotkać, dowiedzieć czegoś o tobie. Wiesz jak się poczułam, dowiadując się, że wolałeś się zabić niż stanąć że mną twarzą w twarz? Jak niechciane dziecko, właśnie tak. Chociaż wiem, że mama mnie kocha, to zawsze gdzieś bolało mnie to, że nie mam normalnej rodziny.

Tym razem nie płakałam. Jedyne co spływało po mojej twarzy to woda.

-W takich okolicznościach żegnam się się tobą. Zadbam o to, aby mama nie musiała przechodzić tego co ja, więc nic jej o tym nie powiem. Żegnaj Victor.

Stałam jak słup przez moment i po prostu poszłam do samochodu. Po moim monologu, który miał być rozmową, poczułam się inaczej. Zrobiłam to, po co się tutaj zjawiłam, więc jestem spełniona. W skali od 0 do totalnej rozsypki, brakowało niewiele, żeby osiągnąć 10, ale teraz już to się zmieniło. Po drodze wiatr zawiał w pewnym momencie tak mocno, że parasolka wyleciała mi z dłoni, ale nie miałam zamiaru za nią biec. Dalej szłam do samochodu, w którym czekał Shawn.

-Matko, jak ty zmokłaś, nawet nie masz ubrań na zmianę! - zaniepokoił się.

-Daj spokój, to tylko deszcz. - uspokoiłam go.

Zauważyłam jak smętnie na mnie patrzy, a nie chciałam, żeby atmosfera między nami teraz taka była. Oczywiście - czułam się przygnębiona, ale ta " rozmowa" dużo mi pomogła. Wyrzuciłam z siebie wszystko, co leżało mi na sumieniu. Czułam się wolna, było mi zwyczajnie lepiej.

W mokrych ubraniach żaden ruch nie był za bardzo komfortowy, ale zdobyłam się na to, żeby usiąść na kolanach Shawna. Przełożyłam jedną z nóg blisko drzwi z jego strony i usiadłam na niego okrakiem. Nie wyglądał na zasmuconego tym gestem, raczej na zdziwionego. Przybliżyłam się do jego ust, ocierając się naszymi nosami. Poczułam jego dłonie na talii, przez co złączyłam nasze wargi w jedność. Momentalnie odwzajemnił pocałunek, zapominając o zimnie, spowodowanym pogodą. Okazując sobie nawzajem uczucia, które trudno byłoby wyrazić za pomocą słów, zadzwonił mój telefon, znajdujący się w schowku. Zupełnie zapomniałam, że on w ogóle tam jest. Przestaliśmy to co robiliśmy, oparłam czoło o jego, wzdychając z dezaprobatą. Wyciągnęłam rękę i szukałam go, ale nie zdążyłam odebrać. Po chwili dostałam wiadomość, którą odczytałam, po odblokowaniu komórki.

Mama: Sam, spotkałam Veronice w sklepie i rozmawiałam z nią chwilę. Czekam aż wrócisz do domu.

-O kurwa.

---------------------------------------

New Classmates | shawn mendes fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz