Rozdział 21

360 57 9
                                    

To znaczy, nie spałem z nim w sensie, że spałem. Ale spałem.

Z szerokim uśmiechem z powrotem zakopuje się w pościeli. Już się nie mogę doczekać, kiedy powiem Momo. Tylko że... Co, jeśli ona coś wypaple Jongupowi? I Zelo też nie mogę pisnąć ani słowa, bo będzie zazdrosny. Co znaczy, że muszę również milczeć przy Himchanie i Bangu. Nagle uświadamiam sobie, że nie ma nikogo, komu mógłbym odpowiedzieć o tym, co się wydarzyło.

Czy to znaczy, że zrobiłem coś złego?

Leżę w łóżku tak długo, jak się da, w końcu jednak mój pęcherz zwycięża. Kiedy wracam z łazienki, Daehyun wygląda przez okno. Odwraca się w moją stronę i wybucha śmiechem.

- Ale fajnie wyglądasz. Włosy sterczą ci na wszystkie strony - mówi i przytyka do głowy rozcapierzone palce, jakby to były rogi.

- Lepiej spójrz na siebie.

- Och, ja mam tak specjalnie. Całe wieki mi zajęło, zanim załapałem, że aby uzyskać taki bałagan, muszę po prostu przestać się czesać.

- A więc twierdzisz, że ja w potarganych włosach wyglądam strasznie? - Zerakam do lustra i przekonuję się, że faktycznie przypominam rogatego potwora.

- Nie, bardzo mi się tak podobasz. - Uśmiecha się i podnosi swój pasek z podłogi. - Śniadanie?

Podaję mu buty.

- Jest już południe.

- Dzięki. W takim razie lunch?

- Najpierw muszę się wykąpać.

Rozchodzimy się i po godzinie spotykamy znowu w jego pokoju. Drzwi do niego są uchylone; na korytarz wylewają się dudniące dźwięki punk rocka. Jestem zaskoczony, bo po wejściu przekonuję się, że Daehyun posprzątał. Brudne ciuchy przeznaczone do prania zebrał na jedną kupkę, wyrzucił puste butelki i torebki po chipsach.

Spogląda na mnie z nadzieją w oczach.

- Dopiero zacząłem.

- Jest świetnie. - I pokój naprawdę wygląda lepiej.

Uśmiecham się.

Dzień ponownie spędzamy na szwędaniu się po mieście. Wpadamy do kina na festiwal filmowy i jeszcze raz wybieramy się na spacer wzdłuż rzeki. Uczę Daehyun'a puszczać kaczki; nie mogę uwierzyć, że tego nie umie. Zaczyna kropić, więc chowamy się w księgarni.

W środku zastajemy chaos. Przy ladzie tłoczy się tłum klientów i wszędzie, gdzie nie spojrzę, są książki. Mnóstwo książek. Ale to nie jest sieciowa księgarnia, gdzie wszystko jest równo poukładane na półkach i stołach. Tutaj ksiąki stoją w chwiejnych stosikach na podłodze i na siedzeniach krzeseł. Wysypują się z napęczniałych regałów. Leżą nawet w kartonach. A przy stosiku na schodach drzemie czarny kot.

Minęło, jakieś dwadzieścia minut.

- Chodźmy, przestało już padać. Wyjdźmy stąd. - Mówi nagle Daehyun.

Na ulicy milczę. Chciałem tam zostać, a on tak nagle mnie stamtąd wyprowadził.

Przechodzimy przez ten sam most, którym szliśmy pierwszej nocy - ja, jak wtedy, idę od strony poręczy, Daehyun od wewnętrznej - i prowadzi rozmowę za nas oboje.

Daehyun podnosi kamyk i ciska go do rzeki.

Uśmiecham się.

Nagle naszła mnie ochota na ponarzekanie na siebie.

- Zawszę będę dziwolągiem, jak mój ojciec. Wszyscy mówią, że jestem do niego podobny. Też jest taki... porządnicki.

Daehyun robi szczerze zdziwioną minę.

Can You Be Mine ✖ DaejaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz