Rozdział 41

306 64 26
                                    

Daehyun zaciska dłoń.

Jihoon rzuca się do niego; ja daję nura między nich.

- Nie!

Tao jęczy na podłodze. Jihoon odpycha mnie na bok; Daehyun przyskrzynia go do ściany.

- Nie dotykaj go! - krzyczy ze wściekłości.

Jihoon jest zszokowany, ale odrywa się od ściany.

- Ty psycholu! - I leci na Dae. W tej samej chwili pomiędzy nimi staje profesor, osłaniając się przed ciosami.

- Hej, hej, hej! Co tu się dzieje? - Nauczyciel historii patrzy gniewnie na ulubionego ucznia. - Panie Jung. Do gabinetu dyrektorki, proszę. Natychmiast!

Tao i Jihoon zaklinają się, że są niewinni, ale profesor im przerywa:

- Cisza albo wylądujecie tam, gdzie Daehyun.

Obaj milkną, a Dae, unikając mojego wzroku, odchodzi.

- Nic ci nie jest? - zwraca się do mnie nauczyciel. - Czy któryś z tych kretynów coś ci zrobił?

Jestem zaszokowany.

- Daehyun mnie bronił. To... to nie była jego wina.

- W tej szkole nie bronimy nikogo pięściami. Dobrze o tym wiesz. - Posyła mi kwaśny uśmieszek, po czym oddala się.

Co tu się właściwie wydarzyło? To znaczy, wiem, co się wydarzyło, ale... ale w sumie nie wiem. Czyżby Daehyun jednak mnie nie nienawidził? Czuję przypływ nadziei, mimo że istnieje możliwość, że po prostu bardziej nienawidzi tamtej dwójki. Do końca dnia mnie mam z nim kontaktu, ale gdy po lekcjach zjawiam się w kozie, Daehyun już tam siedzi, w ostatniej ławce.

Sprawia wrażenie znużonego. Pewnie tkwił tu całe popołudnie. W klasie nie ma jeszcze nauczyciela, który ma nas pilnować, więc jesteśmy sami. Siadam na swoim stałym miejscu - to przykre, że mam stałe miejsce - po drugiej stronie sali. Daehyun gapi się na swoje ręce. Są umazane węglem drzewnym, więc domyślam się, że rysował.

Oczyszczam gardło.

- Dziękuję. Za to, że się za mną ująłeś.

Zero odpowiedzi. W porządku. Odwracam się do tablicy.

- Nie masz za co dziękować - mówi minutę później. - Już dawno powinienem przyłożyć Tao. - Wypowiedzi towarzyszy odgłos walnięcia butami w marmurową posadzkę.

Znowu oglądam się za siebie.

- Ile aresztu dostałeś?

- Dwa tygodnie. Jeden za każdego dupka.

Parskam cichym śmiechem, a on gwałtownie podrywa głowę. W oczach ma błysk nadziei, odzwierciedlający to, co sam czuję. Ale to się zaraz zmienia, a mnie ogarnia boleść.

- To nie jest prawda, wiesz - mówię gorzkim tonem. - To, co gadają Cl i Tao.

Daehyun przymyka oczy i milczy przez kilka sekund. A gdy znów je otwiera, wyraźnie widać, że mu ulżyło.

- Wiem.

Drażni mnie jego spowolniona reakcja.

- Jesteś pewien?

- Tak, jestem. - Po raz pierwszy od tygodnia patrzy mi prosto w oczy. - Ale i tak miło jest usłyszeć to z twoich ust. Rozumiesz?

- Jeszcze jak - odpowiadam i się odwracam.

- A to co ma znaczyć?

- Nic, zapomnij o tym.

- Nie. Żadne zapomnij. Mam dość zapominania, Youngjae.

- Ty masz dość? - Głos mi drży. - To ja muszę ciągle o wszystkim zapominać. Sądzisz, że łatwo mi każdego wieczoru siedzieć w pokoju i myśleć o tobie i Taeyeon? Sądzisz, że cokolwiek z tego jest łatwe?

Daehyun bezradnie zwiesza ramiona.

- Przykro mi - mówi szeptem.

Ale ja już zacząłem wypuszczać z siebie małe kropelki wody.

- Mówisz, że jestem przystojny i że podobają ci się moje włosy i uśmiech. Dotykasz mnie nogą w ciemnym kinie, a potem, kiedy światła się zapalają, zachowujesz się tak, jakby nic się nie wydarzyło. Spałeś w moim łóżku trzy noce z rzędu, a potem... przez cały miesiąc jakbyś mnie nie widział. Co mam z tym zrobić, Daehyun? W moje urodzimy powiedziałeś, że boisz się zostać sam, ale przecież ja tu jestem, przez cały czas.

- Youngjae. - Wstaje i idzie w moją stronę. - Bardzo mi przykro, że sprawiłem ci ból. Podejmowałem błędne decyzje. I mam świadomość, że być może nie zasługuję na twoje wybaczenie, bo tak dużo czasu mi zajęło dotarcie do tego miejsca.
Ale nie pojmuję, dlaczego nie chciałeś dać mi szansy. W zeszłym tygodniu nie pozwoliłeś nawet, żebym się wytłumaczył. Napadłeś na mnie, zakładając to najgorsze. Ale dla mnie jedyną prawdą jest to, jak się czuję, gdy jesteśmy razem. Myślałem, że ty też masz zaufanie do tego uczucia, że masz zaufanie do mnie. Myślałem, że mnie znasz...

- Ale przecież w tym cała rzecz! - Podrywam się z krzesła i staję tuż przed nim. - Wcale cię nie znam. Ja ci mówię wszystko, Daehyun. O ojcu, Momo, Jongupie. O Jiminie i jego nowej głupiej dziewczynie. Kurwa. Wyznałem ci nawet, że jestem prawiczkiem. - Odwracam wzrok, zawstydzony, że poruszam te sprawy na głos. - A ty co mi o sobie opowiedziałeś? Nic! Nic o tobie nie wiem. Ani o twoim ojcu, ani o twoim "skomplikowanym" związku z Taeyeon...

- Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny - stwierdza z furią w głosie. - A gdybyś był bardziej uważny, wiedziałbyś, że w tej chwili moje stosunki z ojcem to jedno wielkie szambo. I nie mogę uwierzyć, że masz o mnie aż tak złą opinię. Założyłeś, że po tym, jak cały rok czekałem, żeby cię pocałować, rzucę cię, gdy to się już wydarzy. Oczywiście, że tamtej nocy pojechałem do Taeyeon. Ale po co? Jak myślisz? Żeby z nią zerwać, do cholery!

Zapada ogłuszająca cisza. Po raz kolejny tego dnia.

Oni ze sobą zerwali? O Boże. Nie mogę nabrać oddechu. Nie mogę oddychać. Nie mogę...

Patrzy mi prosto w oczy.

- Twierdzisz, że boję się samotności, i masz rację. I wcale nie jestem z tego dumny. Ale powinieneś najpierw przyjrzeć się sobie, Youngjae , bo nie ja jeden tutaj zmagam się z tym problemem.

Stoi tak blisko, że czuję, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada, szybko i gniewnie. Moje serce wali do wtóru jego serca. Ciężko przełyka ślinę. Ja też to robię. Nachyla się. A moje ciało mnie zdradza, naśladując jego ruchy.

Zamyka oczy. Ja też.

I w tym momencie, akurat w TYM momencie otwierają się drzwi, a my odskakujemy od siebie gwałtownie.

Ha. Zgadnijcie kto to? Tym razem nie Tao, Cl, Himchan, ale zupełnie ktoś inny.

- Zerwałem się z matmy - oświadcza Bang, wchodząc do klasy.

Can You Be Mine ✖ DaejaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz