Nie kłam, Rose 3.

8 1 0
                                    


Nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Chcieliśmy by Louis wrócił do domu i został pochowany na miejscowym cmentarzu. Tymczasem został zepchnięty to rzeki jak worek śmieci i nazwany... mordercą? 

- O czym ty mówisz? - zapytałem dziwnie zainteresowany. Cała ta sprawa była absurdalna. Zwłoki przyjaciela, brak drogi powrotnej do domu, tajemnicza Białowłosa, która najwyraźniej wiedziała coś o czym my nie mieliśmy pojęcia.

- A czego nie zrozumiałeś?

Rose uniosła głowę. W jej oczach szalała burza, była wściekła. Jeszcze nigdy jej takiej nie widziałem.

- Zabiję cię! Rozumiesz?! Dorwę cię i rozszarpię! - wrzeszczała, a z jej oczu nadal płynęły łzy. Była dużo wyższa od Białowłosej i zdecydowanie lepiej zbudowana. Doskonale byłem świadom także jej siły. Młoda dziewczyna z pewnością nie miałaby z nią szans. Zwłaszcza tak wściekłą. Spojrzałem na skalną półkę by dostrzec twarz tamtej istotki. Czy się wystraszyła groźby mojej Rose? W życiu. Siedziała na brzegu i uśmiechała się promiennie. Wyglądała jak rusałka, jak mały leśny duszek z bajek dla dzieci. 

- Widzę, że chłopak przekazał ci same złe nawyki - powiedziała nagle ze smutną minką. Zdziwiłem się.

- Jak to? - zapytałem zmieszany.

- Oh nie mówię o tobie - zaśmiała się Rusałka. - Tylko o tym tam.

Gestem wskazała na rzekę. 

Zamurowało mnie. Widząc moją reakcję Białowłosa uśmiechnęła się złośliwie. Spojrzałem na Rose. W jej twarzy kryło się coś dziwnego. Przecież to ja byłem jej chłopakiem... Przede mną nie spotykała się z nikim innym. Znaliśmy się całe życie, zawsze byliśmy blisko.

- To ty o niczym nie wiesz - powiedziała Białowłosa udając zdziwienie. Nagle coś przeleciało tuż nad jej głową. Zaśmiała się głośno, gdy to się powtórzyło. Od razu zrozumiałem i odwróciłem się do Rose. Zbierała z brzegu duże kamienie i ciskała nimi w Rusałkę. 

- Zamknij się! - wrzeszczała. - Złaź tutaj to pogadamy! Taka jesteś odważna tam na górze?! 

- Opanuj się! - krzyknąłem i chwyciłem ją mocno za nadgarstek uniemożliwiając jej kolejny rzut. 

- To wariatka! Nie widzisz jak sobie z nami pogrywa?! Pewnie to ona zabiła Louisa! Teraz, gdy znaleźliśmy ciało postanowiła ukryć dowody i wrzuciła go do rzeki! Jess, to jakaś psychopatka! 

Coś w tym było. Jednak jedna rzecz wciąż nie dawała mi spokoju...

- Zdradzałaś mnie?

- Co?! Jess są ważniejsze sprawy w tej chwili!

- Zdradzałaś mnie z Louisem - to już nie było pytanie. - Widziałem jak na ciebie patrzy, a ze mnie się nabijał bo on znał prawdę, a ja wyszedłem na durnia! Latałem za tobą jak pies, wszystko dla ciebie robiłem i za ciebie. A Ty wieczorkami latałaś sobie do tego idioty i zabawiałaś się w najlepsze! 

Uderzyła mnie moja naiwność. Jak mogłem być taki ślepy... Mama często powtarzała, że jestem za dobry, zbyt wrażliwy, że kiedyś mnie to zgubi. Nie sądziłem, że może mieć rację... Rose stała przede mną jak wryta. Oczy jej się szkliły, a usta miała szeroko otwarte. Kręciła głową jakby chciała zaprzeczyć, albo z niedowierzania, że wyszło to na jaw.

- Jess ja nie... Ja nigdy... - jąkała się. - Jess to nie tak...

Zorientowałem się, że nadał trzymam ją za nadgarstek, trochę za mocno. Puściłem szybko jej rękę zostawiając na niej czerwony ślad i odwróciłem wzrok. Nie mogłem na nią patrzeć. Nagle wydała mi się obrzydliwa, odstraszająca, okropna...

Gdzieś obok rozległ się donośny, melodyjny śmiech. To Białowłosa. Siedziała na kamieniu, na brzegu strumienia kilka kroków od nas i przyglądała się całej scenie. Przez chwilę myślałem, że Rose się na nią rzuci. Ona jednak stała w tym samym miejscu i patrzyła na nią jakby była nie z tego świata.

- Biedny ... - powiedziała łagodnie Rusałka. - Myślałeś, że kocha cię tak samo mocno jak ty ją. Że tak samo jak ty ona zrobiłaby dla ciebie wszystko. Że spędzicie razem resztę życia w miasteczku. A wiesz jakie ona miała plany? Jak to było w jej wyobrażeniach? 

W oczach Białowłosej coś błysnęło. Rose nadal stała jak zaczarowana, nawet nie drgnęła. 

- Zaraz po skończeniu szkoły miała wyjechać razem z waszym przyjacielem do miasta. Tam mieli zacząć nowe życie. Razem. Ty byłeś jej potrzebny tylko na teraz, na chwilę, dla pozoru. Dobry chłopak, z dobrego domu. Idealnie, prawda? A nie starszy kilka lat, łobuz, który nie miał najlepszej opinii wśród ludzi, którego nie znosili rodzice twojej ukochanej.

Coś we mnie pękło. Te wszystkie obietnice...

- I byłoby nam razem dobrze! - wrzasnęła nagle Rose. - Chciałam czegoś więcej niż mogłam dostać na tej zakichanej wsi! Chciałam żyć! A Ty?! Tobie marzył się wiejski domek, wielki sad i gromadka dzieci! Typowy chłopak ze wsi! Ułożony, grzeczny, lubiany... Nudny! Bez perspektyw, wizji, wyobraźni! Żal mi się ciebie robiło, gdy słuchałam jak opowiadasz o tym miejscu jak o najpiękniejszym zakątku świata. Jesteś taki prymitywny Jess! Szkoda mi cię. 

W jednej chwili przelało się przeze mnie milion emocji. Niedowierzanie, wściekłość, gniew, frustracja... A na końcu obojętność. Nienawidziłem tej dziewczyny z całego serca. Jak można być tak podłym, dwulicowym, fałszywym... Jak ktoś kogo zna się całe życie może wbić nóż w plecy? Jak ona mogła codziennie patrzeć w lustro... Mówić, że mnie kocha i biec do Louisa. Była zwykłą szmatą. Pasowała do tego swojego wielkiego miasta jak nikt inny. 

- Dlaczego powiedziałaś o Louisie, że mordercy nie zasługują na życie? - zaciekawiło mnie nagle. Rusałka uniosła głowę i uśmiechnęła się smutno. 

- Bo właśnie tym był. Mordercą. 

- Ale skąd o tym wiesz? 

- Bo zabił...

- Ale kogo? 

Spojrzała mi prosto w oczy. W jej chłodnych tęczówkach nie było śladu emocji. Rose klęczała na trawie i ignorowała naszą wymianę zdań. Białowłosa westchnęła.

- Mnie. 



cdn

several short storiesWhere stories live. Discover now