Nie kłam, Rose 4.

12 1 0
                                    


Przez krótką chwilę myślałem, że żartuje i nieświadomie się uśmiechnąłem. Później jednak dotarło do mnie coś więcej. Te wszystkie historie, legendy. Były prawdą. 

- Kiedy? - spytałem Białowłosej.

- Nie wiem... 5, może 10 lat temu? Czas płynie mi teraz zupełnie inaczej.

- Wariatka - prychnęła Rose. - Jess nie widzisz, że to jakaś psychopatka? Po co w ogóle z nią rozmawiasz?! Myślisz, że jesteś zabawna?! To ty go zabiłaś! 

- Rose zamknij się - powiedziałem stanowczo na co spojrzała na mnie zaskoczona. Tak, nigdy jej się nie sprzeciwiałem, zazwyczaj grzecznie przytakiwałem na wszystko. Coś się jednak zmieniło. Już nie była moim priorytetem. - Dość już powiedziałaś...

- Ona też nie przeżyje - usłyszeliśmy cichy głos Rusałki. Widząc nasze miny postanowiła kontynuować. - W tym lesie nie przeżyje nikt o zakłamanym sercu, ktoś żyjący w grzechu. Las o to zadba, nie pozwoli...

Kilka rzeczy zdarzyło się w ułamku sekundy. Rose wrzasnęła dziko i rzuciła się w kierunku Białowłosej. Próbując ją złapać i powstrzymać potknąłem się i rąbnąłem o zimną, wilgotną ziemię. Gdy podniosłem wzrok zauważyłem, że Rusałka zniknęła, a Rose stoi na brzegu rzeki drżąc na całym ciele. Podniosłem się i otrzepałem powierzchownie z brudu. Podszedłem bliżej. Stała wgapiając się w wodę.

- Zniknęła - powiedziała drżącym głosem. - Jess, wynośmy się stąd - złapała mnie za rękę i lekko pociągnęła za sobą. - To miejsce jest przerażające.

- Chyba sobie kpisz - wyszarpnąłem rękaw z jej uścisku. - Chcesz to wracaj na własną rękę. Ja nigdzie z Tobą nie idę.

- Jess - jej głos był słodki i dźwięczny. - Wracajmy do domu. Chcę znowu móc poleżeć z tobą na łące, patrząc na gwiazdy i...

- Skończ - przerwałem jej. - Skończ kłamać, Rose. 

- Chyba nie wierzysz w słowa tej wariatki?! Kocham cię, ej! 

W tamtej chwili po prostu nie wytrzymałem. Emocje, które się we mnie kryły po prostu wzięły górę. Zamachnąłem się i wymierzyłem jej siarczysty policzek. Jak można być tak podłym? Udawać uczucia? Nie mogłem tego pojąć. 

- Po prostu nie kłam, Rose.

Po tych słowach zwyczajnie odszedłem. Nie wiem dokąd szedłem, przed siebie. Byle dalej od niej, byle uwolnić się od myśli. Od bólu rozrywającego moje serce. Mimo wszystko była dla mnie cholernie ważna, zawsze. Była moim powodem do życia. Jej wesołe oczy i ogniste włosy... Potrząsnąłem głową, chcąc odpędzić z niej obraz tej zakłamanej... Już nawet nie wiedziałem jak ją określić. Nie wiem jak długo błąkałem się po lesie. Nie zauważyłem nawet kiedy zrobiło się ciemno. Położyłem się pod jakimś drzewem i  zasnąłem.

 Nie miałem pojęcia jak wrócić do domu, nie byłem nawet pewny czy tego chcę. Usiadłem na jakimś kamieniu. Dopiero wtedy zorientowałem się, że tuż pod moimi stopami płynie rzeka. Odetchnąłem głęboko i spojrzałem przed siebie. 

Stała tam. Białowłosa. Kilka kroków ode mnie. Nieśmiało podeszła w moją stronę i usiadła obok, na płaskim kamieniu. Spojrzałem na jej twarz. Jej oczy były jeszcze bledsze niż mi się wydawało. 

- Opowiesz mi jak to się stało? - nie musiałem dodawać o co chodzi. Doskonale zrozumiała, że chodzi mi o Louisa. Pokiwała głową. Jej twarz nie zdradzała żadnych emocji. Zaczęła mówić, tym swoim pięknym, delikatnym głosikiem.

- Mieszkałam w sąsiednim miasteczku. Louis często przyjeżdżał z ojcem do nas na gospodarstwo po owoce do sklepu, w którym pomagał. Tak go poznałam. Był bardzo intrygujący, tajemniczy, trochę łobuz - uśmiechnęła się na to wspomnienie. - Jak inaczej mogło się to skończyć? Zakochałam się w nim. Spotykaliśmy się na skraju lasu, bo to akurat była dokładnie połowa drogi między nami. Pewnego dnia zaciągnął mnie w las. Siedzieliśmy na skalnej półce. Dokładnie tej, z której go zrzuciłam... On zaczął się wtedy do mnie dobierać. Kochałam go, ale miałam dopiero 15 lat. Nie chciałam tego i stanowczo mu to oznajmiłam. Zaczęliśmy się kłócić. Mówił, że jeśli tego nie zrobię, to znaczy, że mi nie zależy. A skoro tak to mnie zostawi. Nie chciałam tego, ale po prostu bałam się zbliżenia. Myślałam, że odpuści i zwyczajnie mnie zostawi. On jednak miał inne plany. Był dużo większy i silniejszy. Starszy o 5 lat więc... Wykorzystał mnie. Bardzo brutalnie. Pamiętam z tamtego zdarzenia dużo krwi, moją twarz przyciśniętą boleśnie do białej skały, jego paskudny uśmiech. Gdy się ode mnie odsunął, resztką sił podniosłam spory kamień leżący obok i uderzyłam go nim w głowę. Miałam za mało sił, a on wpadł w furię. Kopnął mnie z całej siły w brzuch. Wyzywał od najgorszych. Nie rozumiałam go... Byłam już taka słaba. A on? Wrzucił mnie do rzeki. - spojrzała na płynącą wodę. - I zwyczajnie się utopiłam. Nie miałam siły, żeby chociażby próbować przeżyć. 

Podczas tej historii jej oczy nadal pozostawały niewzruszone. Ja tymczasem przeżyłem kolejne pęknięcie serca. To jak potraktował ją ten ... Ugh. Było mi jej tak bardzo żal. Nie byłem nawet w stanie sobie wyobrazić jak cholernie musiała cierpieć. Tamtego dnia, gdy zabrano jej wszystko. Wolność, godność, życie. 

- Jak to się stało, że tu jesteś? - zapytałem starając się, by mój głos nie zadrżał. Na to pytanie uśmiechnęła się ciepło i dosłownie rzuciła na wodę. Osłoniłem się rękami, aby nie nie ochlapała, jednak tak się nie stało. Spojrzałem na wodę. Leżała na niej jak martwa. Oczy miała zamknięte, ręce spoczywały wzdłuż ciała, a włosy? One wyglądały zupełnie jakby łączyły się z wodą, jakby ona cała była wodą. Niespodziewanie otworzyła szeroko oczy. Wzdrygnąłem się, ale po chwili uśmiechnąłem. To miejsce było tak niezwykłe.

- Jeżeli umierasz tutaj, mając czyste serce, las cię przyjmie. Staniesz się jego częścią w taki sposób w jaki zginąłeś. Zginęłam w wodzie, wiec to woda się mnie zaopiekowała. Rozejrzyj się. Drzewa, które tu widzisz, skały, ptaki ... Niektóre z nich kiedyś były ludźmi, którzy zginęli tu przez przypadek. I już tutaj zostali. Wiesz... jeżeli masz złe serce i wejdziesz do lasu i tak umrzesz. To miejsce jest piękne i czyste. Nienawidzi brudu, jaki potrafi się kryć w ludziach. Dlatego Louis zginął. Nie miałam z tym nic wspólnego. To nasz dom. Dba o to, by zawsze panowała tu czystość. 

Byłem tak zafascynowany jej historią. To na prawdę niezwykłe. 

- A Rose? 

- Też umrze. 

Jakoś specjalnie mnie to nie wzruszyło. Nienawidziłem jej, za wszystkie kłamstwa, którymi mnie karmiła. Spojrzałem w jasne, niewinne oczy Rusałki. 

- A co ze mną?

- Możesz zostać jeśli zechcesz. Jednak, jeśli wolisz wrócić, wskażę ci drogę do domu.

Zastanowiłem się. Białowłosa w tym czasie usiadła obok mnie. Przyjrzałem się jej włosom. Nie wyglądały na mokre, jedynie na wilgotne. Zauważyłem w nich drobne, różowe lilie. Jakby rosły w jej włosach. Była piękna. Inaczej nie dało się jej określić. Piękna. Gładka skóra, jasne, zimne oczy, długie włosy, drobne usteczka. I ta bijąca od niej niewinność. 

- Jak właściwie masz na imię?

- Elizabeth.

- Więc, Elizabeth... Jeśli zostanę, to co się ze mną stanie? 

- Nie wiem... Ciężko tu przeżyć, a ja nie mogę się tobą wiecznie opiekować. Jeżeli postanowisz zostać...

- Umrę, prawda?

- Las przyjmie cię do siebie. 

Tak myślałem. Będę musiał zginąć, aby móc żyć. Tak w skrócie. W miasteczku nie miałem nikogo. Wujostwo i tak chciało wysłać mnie za granicę do szkoły, a moja jedyna miłość... Cóż. 

- Elizabeth - podniosła wzrok na dźwięk swojego imienia. - Czy jestem na tyle dobrym człowiekiem, by móc tu zostać?

Uśmiechnęła się.

- Jesteś idealnym człowiekiem.

- Zostaniesz ze mną po wszystkim?

- Zostanę. 

Nieśmiało położyłem dłoń na jej spoczywającej na kamieniu. Mogłem tutaj zostać. Cholera, chciałem tutaj zostać. To było najpiękniejsze miejsce na ziemi. A jedyne czego w tej chwili pragnąłem to poczuć się w końcu częścią czegoś większego. Znaleźć miejsce bez kłamstw i fałszywych uczuć.

To miejsce było idealne. 





cdnn

several short storiesWhere stories live. Discover now