Chapter Four

10.2K 362 40
                                    

- Zayn? Avril? - usłyszałam od strony drzwi i na chwilę moje serce przestało bić. Zrobiło mi się słabo i nie miałam pojęcia jak zareagować. Dla Jamesa musiało wyglądać to dość jednoznacznie. Jego syn nadal stał za mną i przyciskał swoje biodra do mojego tyłka, przez co nie bardzo mogłam się ruszyć. Momentalnie wbiłam mu paznokcie w żebra, żeby jednak się odsunął. Chłopak jak gdyby nigdy nic, wyciągną rękę i chwycił puszkę, podając mi ją.

- Musisz się przyzwyczaić, że u nas szafki są tak wysoko. Jak pogadasz z ojcem to może przywiezie ci jakiś stołeczek. - uśmiechnął się do mnie perfidnie, przez co przeszły mi ciarki po plecach. No ten to ma tupet! Co on sobie w ogóle wyobraża? Praktycznie wymacał mnie na oczach swojego ojca, a teraz zachowuje się, jakby nic się nie stało.

- Nie udawaj teraz takiego kochanego, Zayn... - James wszedł do kuchni i ciężko westchnął. - Mam nadzieję, że nie narzucał ci się za bardzo. - Miałam ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że ma zboczonego syna i nawet nie wiem, co bym musiała zrobić, gdyby nie wszedł, ale z trudem się powstrzymałam. Jestem już dorosła i poradzę sobie z tym gówniarzem. 

- Po prostu sięgał mi puszkę. - powiedziałam dość cicho, a mężczyzna tylko kiwnął głową i odwrócił się w stronę lodówki, żeby wyjąć z niej butelkę mleka.

- To dobrze, a i jeszcze jedno... Jeśli moja teściowa ci ubliżyła w jakikolwiek sposób, to też mi możesz powiedzieć. - nawet na mnie nie zerknął, tylko grzebał w lodówce.

- Dobrze, ale nic takiego się nie stało...

Zadrżałam, kiedy jego syn znów się do mnie zbliżył.

- Pamiętaj słonko, już niedługo będziesz moja. - zamruczał mi do ucha i lekko przygryzł jego płatek, co po raz kolejny wywołało skurcz w moim podbrzuszu. Zacisnęłam ze złości dłonie w pięści i uderzyłam go w brzuch, przez co cicho jęknął. James od razu się odwrócili i spojrzał na nas, ale ja jak gdyby nigdy nic, wyszłam z kuchni. Dość Zena jak na jeden dzień.


~~*~~


Zmęczona całym tym cholernym dniem weszłam do domu i od razu zrzuciłam z bolących stóp wysokie szpilki. Jako przyszła pani prezes musiałam się bardzo dobrze prezentować, dlatego miałam na sobie obcisłą, ołówkową spódnicę i białą bluzkę, która w dyskretny sposób eksponowała moje piersi. Czarne, lakierkowane szpilki tylko dodawały mi uroku. 

Powolnym krokiem weszłam do jadalni i uśmiechnęłam się na widok Jamesa i jego dzieci siedzących grzecznie przy stole. Taki widok całkiem mi się podobał, no oczywiście, gdyby nie wygląd Sophie... Że ona się nie boi chodzić tak ubrana po ulicach... Chociaż, to pewnie jej wszyscy się boją. Wolałam jednak nic nie mówić na temat jej ubioru, żeby jeszcze bardziej jej do siebie nie zniechęcić.

Doskonale czułam na sobie wzrok Zayna, więc zerknęłam na niego i posłałam mu groźne spojrzenie. Ja wiem, że jest młody, buzują w nim hormony i tak dalej, ale powinien znaleźć sobie obiekt zainteresowania w swoim wieku. Zdecydowanie byłam dla niego za stara. Osiem lat to niby nie jest tak dużo, ale też nie mało. Brunet nie bardzo przejął się moim karcącym spojrzeniem, bo na jego pełnych, seksownych wargach wykwitł chytry uśmieszek. Był zdecydowanie zbyt kuszący jak na swój wiek. No przyznajcie szczerze, wyglądał na dwadzieścia pięć lat, a nie na dwadzieścia. Z trudem odwróciłam od niego wzrok i zajęłam miejsce, które wcześniej wskazał mi mój przyjaciel. 

- I jak poszło? - zaczął, nakładając mi na talerz pieczone ziemniaki. 

- Myślę, że całkiem dobrze. Byli zadowoleni z moich dotychczasowych osiągnięć, więc mam nadzieję, że ta praca to tylko kwestia kilku podpisów. 

- Cieszę się.

- A ja nie. - jęknęła naburmuszona Madi, więc niepewnie przeniosłam na nią wzrok. Myślałam, że mnie polubiła... Przecież bawiłam się z nią cały dzień! 

- Mad...

- Przecież jak dostanie tę pracę, to się od nas wyprowadzi. - westchnęła ciężko, a dla mnie wszystko stało się jasne. Po prostu chciała, żebym tutaj z nimi została. Jednak tyle godzin zabawy lalkami Barbie nie poszło na marne.

- Kochanie, nawet jak dostanę pracę, to czasem będę was odwiedzać. - uśmiechnęłam się i lekko pogładziłam jej białe włoski.

- Obiecujesz?

- Obiecuję. - powiedziałam szczerze. Polubiłam tego dzieciaka i byłam pewna, że znajdę dla niej chociaż kilka godzin w tygodniu. 

- Tato... - przyjemną wymianę zdań przerwała nam Sophie. - Pamiętasz, co mi obiecałeś?

- Co takiego? 

- Że jutro zabierzesz mnie na ten horror, bo bez dorosłego mnie nie wpuszczą. - przyjrzała się dokładnie mężczyźnie. Jak w ogóle można oglądać horrory? Fuj. 

- Soph, ja jutro nie dam rady. Mam zabiegany cały dzień, a jeszcze mam do sprawdzenia sprawdziany trzech klas... - powiedział spokojnie, jednak oczywiście spotkało się to z oburzonym prychnieciem brunetki. Mówiłam wam już, że James jest nauczycielem? Nie? No to już wiecie.

- Jak zawsze! Właśnie tak cię interesuję! 

- Nie mów tak. Wiesz, że jesteście dla mnie najważniejsi. 

- Jakoś tego nie widać. - burknęła, krzyżując ręce na piersiach. 

- Sophie... A Zayn nie może cię zabrać? 

- Nie mogę. - powiedział natychmiast brunert i odsunął od siebie talerz. Kochający brat...

- No to już nie wiem... - westchnął ciężko James. Nie wiedziałam, jak on wytrzymuje z tymi dzieciakami. Ja chyba bym popełniła samobójstwo... Jestem dorosła, ale na pewno nie gotowa na dzieci. - Avril... 

- Ja nienawidzę horrorów... - powiedziałam z lekkim obrzydzeniem, a dziewczyna jeszcze bardziej się zasmuciła. Cholera, nie powinnam się nią przejmować... Przecież jest dziwna i wredna! W dodatku wyglądała na osobę, która nie ma uczuć, więc dlaczego miałabym spełniać jej zachcianki? Czy ona nie ma starszych kolegów? Ma piętnaście lat, a ja w jej wieku umawiałam się z dwudziestolatkami.  - ...ale jak mnie nie będzie zmuszała do oglądania, to mogę z nią iść. - dokończyłam z niechęcią i ku mojemu zdziwieniu na ustach dziewczyny pojawił się uśmiech. Przynajmniej tyle. Podziękowała i i zadowolona pobiegła na górę. Zdecydowanie mam za dobre serce...

- Dziękuję ci Av. - uśmiechnął się i wstał od stołu. Chwycił na ręce córeczkę i od razu zaniósł ją do łazienki. 

Przeniosłam niepewnie spojrzenie na bruneta. Zdecydowanie za bardzo się na mnie gapił...

- Co ty masz za problem, Zayn? - westchnęłam. Coraz bardziej mnie zaczynał przytłaczać. 

- Ty jesteś moim problemem. - uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic i upił spory łyk soku. 

- Niby dlaczego tak uważasz? Nic ci nie zrobiłam.

- I właśnie w tym problem.

- W czym? - uniosłam lekko brew, nie odrywając wzroku od jego przystojnej twarzy. 

- Udajesz, że cię nie kręcę. -  skrzyżował ręce na piersiach. 

- Słucham? - zaśmiałam się. - To nie jest żadne udawanie. - pokręciłam z rozbawieniem głową. Ten chłopak był poprostu niemożliwy. Co on sobie wyobrażał w tej swojej główce? Przecież ja jestem dla niego za stara! Moje słowa chyba jednak nie bardzo mu się spodobały, bo pochylił się lekko nad stołem, tak, że prawie stykaliśmy się czołami. Momentalnie poczułam jego miętowy oddech. Musiał też palić niedawno papierosy... Podobało mi się to, ale od razu skarciłam się w myślach. To syn Jamesa! 

- Doskonale widzę jak na mnie reagujesz. - wyszeptał przy moich ustach, a ja momentalnie oblizałam spierzchniete wargi. Uśmiechnął się lekko, jakby mu się to podobało. - Nie rób tak, bo cię pocałuję.  - jego głos sprawił, że na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. 

- Zayn...

- Hm? 

- Dorośnij w końcu. - Westchnęłam ciężko i z trudem podniosłam się z krzesła. Przez niego praktycznie nic nie zjadłam... 

Grow Up, Baby!Where stories live. Discover now