Chapter Eight.

9.2K 364 18
                                    

- Zayn! - krzyknęłam po raz kolejny, a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Chyba bym sobie nie darowała, gdyby przeze mnie coś mu się stało. 

Sophie od razu pobiegła po Jamesa i zostawiła mnie samą w tym wszystkim, a ja przez panikę ogarniającą moje ciało, nawet nie wiedziałam jak mu udzielić pierwszej pomocy. Doskonale czułam jak gorące łzy zaczynają spływać mi po policzkach i kapią na jego koszulkę. Potrząsnęłam mocniej jego ramionami. 

- Zen, obudź się... Nie rób mi tego... - szepnęłam błagalnym tonem. Wyobraźcie sobie jaki był mój szok, gdy na jego ustach wykwitł chytry uśmiech, a powieki powoli zaczęły się uchylać. 

- Jak dostanę porządnego buziaka, to może nie będę umierać. - wyszczerzył się głupio. 

Ze złości natychmiast odsunęłam się od niego i z całej siły walnęłam go w ramię, aż zajęczał.

- Jakim ty jesteś idiotą! Przestraszyłam się! Myślałam, że coś ci się stało! - krzyknęłam na niego i nie mogłam już hamować tych łez. Spływały coraz mocniej po moich policzkach, a brunet, gdy tylko to zobaczył, natychmiast się uspokoił. Próbował usiąść na trawie i doskonale widziałam, że go coś boli, jednak nie reagowałam. Oszukał mnie... Zrobił sobie jaja, w momencie gdy ja praktycznie umierałam z niepokoju o niego. 

- Avril... 

- Nie odzywaj się! - szlochałam. Było mi głupio, że zachowuje się przy nim w ten sposób, ale nie mogłam się powstrzymać. To chyba przez szok... 

Nim zdążyłam się zorientować, brunet pochylił się nade mną i ręką przyciągnął mnie do siebie, ciasno obejmując moja talię. Byłam tak oszołomiona tymi wszystkimi wydarzeniami, że oparłam głowę na jego ramieniu i pozwoliłam mu dosłownie na wszystko. Jego dotyk zadziałał na mnie kojąco... Nawet nie sądziłam, że to możliwe. Gładził czułe moje plecy i szeptał mi we włosy, że nic mu się nie stało. Był ode mnie tyle młodszy, a ja miałam wrażenie, że obejmuje mnie dorosła, odpowiedzialna osoba. Zacisnęłam z nerwów dłonie na jego białej koszulce. 

- Przepraszam... Nie chciałem cię tak przestraszyć. - szepnął i pewnie bym mu nagadała do słuchu, gdybym nie usłyszała skruchy w jego głosie. Chłopak naprawdę czuł się winny mojej reakcji... I słusznie! Mógł od razu się podnieść, to nie zareagowałabym w tak gwałtowny sposób.

Powoli odsunęłam go od siebie i zmierzyłam uważnym wzrokiem od góry do domu. Na jego twarzy malował się grymas, więc coś go musiało boleć i w sumie nic dziwnego. Po upadku z takiej wysokości mogło być z nim naprawdę źle i szczerze się dziwiłam, że czegoś sobie nie złamał. 

- Co cię boli? 

- Trochę plecy, ale to nic takiego... - westchnął ciężko i próbował wstać, ale nie bardzo mu to szło. Zawył z bólu.

- Nie ruszaj się. - poprosiłam i delikatnie ułożyłam dłonie na jego torsie, aby się nie ruszał za bardzo. Mógł coś sobie uszkodzić. - Zaraz przyjdzie James i...

- Trochę to smutne. 

- Co takiego? - zmrużyłam powieki, nie bardzo wiedząc o czym on mówił. Musiał się uderzyć w głowę... Jak nic. 

- Zwróciłem twoją uwagę dopiero, gdy spadłem z drabiny. Nawet mnie dotknęłaś... Z własnej woli!

- Zen...

- Nie próbuj się wypierać, taka jest prawda.  - westchnął ciężko. Nie mogłam się powstrzymać i czułe pogładziłam jego lekko zarośnięty policzek. Bez tej swojej maski dupka, był całkiem uroczy. Takich facetów uwielbiałam.

- Ja...

- Zayn! - popatrzyłam na Jamesa, który podbiegł do nas i padł na kolana przed chłopakiem. Rychło w czas. Gdyby Zen się nie obudził, pewnie do tej pory, leżałabym już koło niego.

- Nic mi nie jest tato. - wywrócił z irytacją oczami. - Pomóż mi po prostu wstać. Nie jestem już dzieckiem.

- Boże, mogłeś się zabić... Nie powinienem ci pozwalać wchodzić na tę drabinę... Nie wiem, co ja bym zrobił, gdyby coś ci się stało.

- Przepraszam James, to moja wina. - szepnęłam cicho. Starszy brunet tylko popatrzył na mnie i cicho westchnął. 

- Chodź, pomóż mi go zaprowadzić do jego pokoju, a ty Sophia, wezwij doktora Hurta. Musi sprawdzić czy nic mu nie jest. 


~~*~~


Westchnęłam cicho i po raz kolejny przekręciłam się na łóżku. Ta sprawa z Zaynem nie dawała mi spokoju i nic nie mogłam poradzić na to, że strasznie się o niego bałam. Niby doktor powiedział, że nic poważnego mu nie jest, ale lepiej by było, gdyby przez najblizsze dni leżał, bo jego plecy przez upadek były mocno poobijane. 

Przygryzłam wargę i zerknęłam na zegarek. Było koło dwunastej w nocy, więc prawdopodobnie reszta domowników już spała. Nie wiedziałam nawet czy dobrze robię, ale wzięłam z szafki swoją maść na ból stawów i powolnym krokiem wyszłam z sypialni. Cała dotychczasowa odwaga z każdym krokiem zaczęła opuszczać moje ciało. Nie powinnam mu przeszkadzać... Nawet przyłapałam się na tym, że chciałam, żeby chłopak spał. Czemu jestem takim tchórzem? Powinnam już chyba z tego wyrosnąć.

Skrzywiłam się lekko, widząc na korytarzu światło dochodzące z jego pokoju przez szparę w drzwiach. Czyli nie spał... Niepewnie wystawilam przed siebie dłoń i delikatnie zapukałam knykciami w drewnianą powierzchnię.

- Proszę. - usłyszałam lekko zduszony głos bruneta, więc powoli nacisnęłam klamkę i uchyliłam drzwi. 

- Mogę wejść? - zerknęłam na chłopaka. Leżał na brzuchu na swoim łóżku i bawił się komórka. Jego pokój oświetlała tylko lampka. Przygryzłam wargę, widząc, że nie ma na sobie koszulki, a dół jego ciała okrywają tylko białe bokserki. Nie mogłam przecież w takiej sytuacji myśleć o jego seksownym ciele! To chore!

- Jasne... - chciał się podnieść, ale powstrzymałam go ruchem ręki. 

- Nie wstawaj. - szepnęłam. - Nadal boli?

- Już nie tak bardzo. Nie przejmuj się tym.

- Jak mam się nie przejmować? Prawie cię zabiłam...

- Co tam masz? - kompletne zignorował mój wywód i ruchem głowy wskazał na pojemnik, który trzymałam w dłoni.

- Um... Maść. Może ci dobrze zrobi. 

- Nasmarujesz mnie? To mi zrobi na pewno lepiej niż jakaś tam maść. - wyszczerzył się chytrze. No tak... Stary Zayn wrócił. A już myślałam, że z bólu będzie cichszy.

- Wiesz, gdybyś nie był przeze mnie w takim stanie, na pewno byś dostał w łeb. - westchnęłam i podeszłam bliżej do jego łóżka. 

- Usiądź na mnie...

- Co?

- Lepiej ci będzie smarować. - zaśmiał się. - Ale jak masz ochotę na seks, to też jakoś dam radę. 

- Czub. - wywróciłam z rozbawieniem oczami i niepewnie przerzuciłam nogę przez jego biodra, siadając mu w rozkroku na tyłku. 

- O taak! Podoba mi się. - zamruczał rozkosznie. - Ale wolałbym jednak leżeć w tym momencie na plecach. 

- Nie przyzwyczajaj się, mój drogi. - odkręciłam pojemniczek i  nabrałam trochę maści na palce. Roztarłam ją lekko i zaczęłam powoli smarować jego umięśnione, opalone plecy, co oczywiście skomentował zadowolonym jękiem. Chyba moja cipka nie powinna reagować na coś takiego... Zdecydowanie potrzebowałam dobrego seksu. 

- Masz wprawne dłonie. Mogłabyś też pomasować inną część mojego ciała. On zdecydowanie bardziej na to czeka. 

- Nie zaczynaj, bo sobie pójdę. - westchnęłam, ale w tym momencie jego dłonie znalazły się na moich udach, lekko je przy tym ściskając.

- Nie ma mowy. Tej nocy jesteś tylko moja i nie mam zamiaru cię nigdzie stąd wypuszczać. - szepnął cicho, ale jednak doskonale to usłyszałam.

Grow Up, Baby!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz