Chapter Forty-Seven.

6.3K 245 12
                                    

- Coś się stało? - moje chłodne zachowanie widocznie zdziwiło Zayna, bo wszedł zaraz za mną do salonu, gdzie Maddie nadal oglądała bajki i przywitała się ze mną tylko krótkim "cześć". Usiadłam jak gdyby nigdy nic na skórzanej kanapie i starałam się nawet na niego nie zerkać, bo wiedziałam, że od razu bym mu uległa i mocno wyściskała. Czemu on musiał być taki słodki? To tylko wszystko utrudniało. 

- Nic, a co się miało stać? 

- Jakoś dziwnie się zachowujesz. - powoli ruszył w moją stronę i wyraźnie czułam, że pochyla się przez oparcie kanapy, żeby być bliżej mnie. Tylko nie to... 

- Wydaje ci się... 

- Wcale nie. Jesteś o coś zła? - dużą dłonią przesunął po moim ramieniu, odgarniając z niego długie włosy, które rano specjalnie wyprostowałam, żeby dobrze prezentowały się na spotkaniu z udziałowcami.

- Nie jestem. 

- Ciężki dzień? 

- Daj spokój, Zayn. Chyba miałeś gdzieś jechać. - odsunęłam się od niego, żeby mnie więcej nie dotykał, bo wiedziałam, że nie skończy się to dobrze dla żadnego z nas. I niby jak ja miałam go unikać? Jak miałam się od niego odsunąć? Ciągle w głowie huczały mi jego słowa o tym, że się we mnie zakochał i przez to czułam się jeszcze gorzej sama ze sobą. Nie chciałam go ranić, ale jednocześnie przecież nie mogłam mu pozwolić, żeby zakochał się we mnie jeszcze bardziej. Skąd miałam wiedzieć jak wpłynie na niego kolejne zranienie przez kobietę?

- Mam jeszcze trochę czasu. - przeskoczył sprawnym ruchem przez oparcie kanapy i usiadł tuż obok mnie. - Powiedz mi, co się stało, to może jakoś poprawię ci humor. 

- Poprawisz mi humor tylko idąc sobie. - nie chciałam być dla niego wredna, ale co innego mogłam zrobić? Musiał się do mnie choć trochę zrazić. Musiał się oddalić.

- Nie wiem o co ci chodzi. Nic ci przecież nie zrobiłem. - słyszałam jak cicho wzdycha. - Jeszcze przed południem normalnie rozmawialiśmy. 

- Ale teraz nie mam ochoty na rozmowy. 

- Dobrze, jak chcesz. - zerknęłam na niego kątem oka, żeby zobaczyć jak niechętnie podnosi się ze swojego miejsca i podchodzi do Maddie, całując lekko jej czoło. - Wrócę późno, więc niech tata nie czeka. - jego dobry humor, który próbował mi wcisnąć chwilę temu, momentalnie się ulotnił jak bańka mydlana, przez co poczułam się jeszcze gorzej, choć nie miałam pojęcia czy to w ogóle możliwe. Jestem potwornym człowiekiem. 

- Okej. - mruknęłam, nawet na niego nie patrząc. Po raz kolejny powtórzyłam sobie w myślach, że tak będzie dla nas najlepiej i uniosłam wzrok dopiero, gdy wyszedł z pomieszczenia.

~~*~~

Obudziłam się w środku nocy przez jakieś głupie sny, które coraz częściej mnie nawiedzały, co spowodowało, że nie mogłam już zasnąć. Nie miałam ochoty leżeć bezczynnie w łóżku i gapić się w sufit, więc wysunęłam się spod ciepłej kołdry i włożyłam na stopy puchate kapcie, po czym jak najciszej się dało, zeszłam na dół. Nie chciałam pobudzić reszty domowników, bo Maddie i Sophie zasnęły dość późno, a przecież musiały rano wstać do szkoły i do przedszkola. James też pojawił się w domu koło jedenastej godziny, ale wątpiłam, żeby wcześnie zasnął przez nadmiar emocji, jaki mu towarzyszył. Nie rozmawialiśmy długo, bo akurat usypiałam małą, ale z daleka było widać, że randka się zdecydowanie udała. 

Po cichu weszłam do kuchni, włączyłam słabe światło nad szafką i otworzyłam lodówkę, szukając w niej soku, który kupiłam poprzedniego dnia. Niestety Sophie też go uwielbiała, więc znikał on z kartonu w mgnieniu oka, ale przecież nie będę jej go żałować. Nalałam sobie sporą ilość w szklankę i zaczęłam powoli popijać.

Grow Up, Baby!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz