Kathe POV’
Z mokrymi policzkami wbiegłam do budynku szpitala, rozglądając się za jakimś punktem informacyjnym. Szybkim krokiem skierowałam się w kierunku korytarza i praktycznie zaczęłam biec kiedy zobaczyłam duży szyld z napisem „INFORMACJA”.
Za biurkiem siedziała starsza kobieta – około 55 lat- kiedy tylko mnie zobaczyła zmarszczyła lekko brwi, a następnie uśmiechnęła się lekko.
- W czym mogę Ci pomóc, kochanie?- zapytała, podając mi pudełko chusteczek.
Kiwnęłam głową, zabrałam jedną chusteczkę z pudełeczka i przełknęłam ogromną gulę w moim gardle nie pozwalającą mi się wysłowić.
Poprawiłam torbę na moim ramieniu i nabrałam powietrza do płuc, pociągając co chwilę nosem.
- Ju-Justin Bie-Bieber- wyszlochałam
Starsza kobieta przyglądała mi się chwilę, jakby niespodziewała się usłyszeć tego nazwiska.
-Pomo-może mi Pa-pa-pani?
Starsza Pani potrząsnęła głową.
- Pani jest kimś z rodziny?- oblizałam suche usta i pokiwałam głową, nie za bardzo wiedząc co mam powiedzieć. – Pan Bieber został przywieziony kilka minut temu. Obecnie jest przygotowany do operacji. Czwarte pięto, drzwi numer 96.
- Dziękuje- obróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę wind, które minęłam kilka minut temu.
Nacisnęłam kilka razy przycisk przywołujący windę, mając nadzieje, że w ten sposób znajdzie się ona szybciej na dole. Po jakichś 4 minutach czekania, weszłam do pustej windy i nacisnęłam przycisk z numerem 4. Oparłam się o brązową ścianę windy i zakryłam twarz dłońmi szlochając głośno. Moje ciało zaczęło niebezpiecznie drżeć kiedy drzwi otworzyły się na odpowiednim piętrze. Wysiadłam z windy i małymi kroczkami przez miękkie nogi, ruszyłam w kierunku szklanych drzwi z dużym napisem „4”.
Wytarłam policzki i nos w chusteczkę, którą otrzymałam na parterze i zaczęłam rozglądać się po poszczególnych numerach sal.
82, 83, 84… przyśpieszyłam kroku, domyślając się że sala operacyjna będzie znajdować się na samym końcu korytarza.
Popchnęłam niebieskie drzwi z napisem „Sala Operacyjna 4” i rozpłakałam się jeszcze bardziej kiedy po drugiej stronie zobaczyłam chłopców. Cała piątka wstała na mój widok. Jako pierwszy podszedł do mnie Chris i mocno przytulił.
-C-co si-się stał-sta-stało?- zapłakałam w jego koszulkę.
- Usiądź Kathe, za chwilę wszystko Ci wyjaśnię.- westchnął chłopak i odsunął się delikatnie od mojego ciała, następnie posadził mnie na jednym z wolnych plastikowych krzeseł a sam ukucnął przede mną.
- Justin chciał jak najszybciej wrócić do LA, więc postanowiliśmy załatwić kilka ostatnich rzeczy, które mieliśmy w planie, kilka godzin przed wyznaczonym czasem. Pojechałem z Justin’em spotkać się z naszym starym kumplem na stary parking, a Ryan miał zostać w hotelu i zająć się czymś innym. Czekaliśmy 15 minut, ale nikt się nie zjawiał, więc mieliśmy już się zwijać ale w ostatniej chwili przyjechały dwa terenowe auta. Od razu przygotowaliśmy broń, bo wiesz zamiast jednej osoby wysiadło dziesięć. Justin rozmawiał z jak się wydawało naszym kumplem kawałek przede mną i nie mam pojęcia jakim cudem, ale ktoś podszedł mnie od tyłu i przyłożył gnata do skroni. Zanim zdążyłem mrugnąć wszyscy stali już z wyciągniętymi brońmy wycelowanymi w Justin’a.- zasłoniłam ręką usta, przygotowując się na najgorsze.- Wiesz sama, ze Justin zawsze walczy do samego końca, więc mimo tego że dziewięć osób celowało w niego on i tak wyciągnął swoją broń i gdybym nie był pilnowany prawdopodobnie też bym to zrobił. Pierwszy wystrzał wylądował w ramieniu Justin’a. Bieber skulił się ale praktycznie cały magazynek wpakował w ludzi stojących przed nim. Pozbył się pięciu, ale i tak na głowie mieliśmy kolejnych pięciu. Dostał postrzał w klatkę piersiową i praktycznie od razu powaliło go to na ziemię, ale to i tak ich nie powstrzymało. Skopali go, zabrali swoich martwych ludzi i odjechali, a no i na koniec sam dostałem w łeb, co mnie trochę przyćmiło, ale nie na długo. Zadzwoniłem po pogotowie i tym sposobem się tutaj znaleźliśmy.- dopiero teraz zauważyłam jego rozcięty łuk brwiowy i spuchnięte oko.
Rozpłakałam się jak małe dziecko i skuliłam na krzesełku.
- Przepraszam Kathe, gdybym był bardziej czujny, może zdołałbym mu pomóc, tak bardzo Cię przepraszam. – Chris objął mnie ramionami i mocno przytulił.
Spojrzałam na resztę i ich powaga oraz spuszczone głowy, sprawiły, że wiedziałam iż z Justin’em nie jest najlepiej.
Do pomieszczenia wbiegła pielęgniarka i zanim zdążyłam mrugnąć już zniknęła za drzwiami prowadzącymi do Sali operacyjnej.
- W p-po-porządku Ch-ris, t-to nie two-twoja win-wina.- przytuliłam chłopaka i odsunęłam się po chwili wstając z krzesła.
Oparłam czoło o zimną ścianę i przymknęłam na sekundę oczy. Usiadłam z powrotem na plastikowym krześle, szlochając i w duchu modląc się aby Justin’owi nie stało się nic poważnego.
***
Drzwi od Sali otworzyły się a w nich stanął lekarz w niebieskim fartuchu, ubrudzonym krwią. Wszyscy jak na zawołanie podnieśliśmy się z krzeseł.
- Informacje mogę podać tylko najbliższej rodzinie. – wredny uśmiech lekarza dało się zauważyć już na kilka metrów.
- Wszyscy jesteśmy jego rodziną. Justin ma dużą rodzinę.- odezwał się Luke.
- W sumie, nie obchodzi mnie to. Większość i tak nigdy nie podaje prawdziwych informacji a mi nie chcę się sprawdzać czy mówicie prawdę. W każdym razie przykro mi lub też nie, ale Justin Bieber oficjalnie jest martwy.- mruknął lekarz i uśmiechnął się szeroko, obracając się na pięcie i wychodząc z korytarza.
Upadłam na kolana, chowając twarz w dłoniach.
- Nie to nie może być prawda, nie może… Muszę Go zobaczyć!- wstałam gwałtownie i wbiegłam do sali gdzie od kilku godzin odbywała się operacja mojego chłopaka.
Sala była ciemna a w środku znajdowała się duża szpitalna lampa, oświecająca duże szpitalne łóżko z odznaczającym się na nim ciałem przykrytym niebieskim materiałem. Podbiegłam do łóżka i szybkim ruchem zdjęłam materiał z jego twarzy. Po raz drugi upadłam na kolana i zaczęłam walić pięściami po brzegu łóżka.
- Nie możesz! Nie możesz mnie zostawić! Nie teraz! Błagam, nie teraz!- chwyciłam w moje ciepłe ręce jego zimną, bladą twarz. – Proszę, Kochanie! Nie możesz mnie zostawić! Nie rób mi tego! Obudź się, słyszysz, obudź!- krzyczałam mając nadzieje, że to sprawi aby otworzył swoje cudowne oczy.- Bieber, do cholery! Nie możesz mnie zostawić, nie możesz…- moje łzy spływały na jego odkryte ramie. – Bez Ciebie nie mam po co żyć.
***
- Kurwa Mać, obudź się do cholery!- wzdrygnęłam się kiedy usłyszałam krzyk przy moim uchu.
Otworzyłam oczy i zaczęłam szlochać, nie potrafiąc się uspokoić.
- Nie… on nie może mnie zostawić! Ja nie potrafię bez niego żyć, nie może… on nie może!- krzyczałam.
Ryan objął mnie mocno i usadził powrotem na krześle, kiedy wstałam ruszając w kierunku sali operacyjnej.
- Spokojnie Kathe... to był tylko sen. Justin’owi nic nie będzie. Lekarze zaraz wyjdą i powiedzą, że operacja się udała a on musi odpoczywać, słyszysz? On Cię nie zostawi, jesteś jego oczkiem w głowie. Za bardzo się do siebie przywiązaliście, aby kończyć to w ten sposób. Mam zamiar doczekać waszego ślubu i gromadki dzieci, dla których będę wujkiem. A teraz weź głęboki wdech i się uspokój. – zrobiłam tak jak prosił chłopak i przetarłam wierzchem ręki mokre policzki i oparłam czoło o ramie chłopaka.
- Dziękuje.- wymamrotałam.
- Nie ma za co. Za chwilę wszystko się skończy, a my będziemy mogli go zobaczyć.- pogłaskał mnie po plecach i sam westchnął. – Cokolwiek Ci się przyśniło, nie będzie miało miejsca w rzeczywistości.
______________________
Niestety kochani nie wyrabiam się z nauką, dlatego musicie poczekać jeszcze trochę na nowy rozdział. Pozdrawiam i mam nadzieje że zrozumiecie!
Postarał się za to w ciągu tygodnia dodać 2 rozdziały.

YOU ARE READING
ONE LIFE | Justin Bieber ✔
FanfictionOsoby, do których najtrudniej się zbliżyć, okazują się najbardziej warte tego, żeby je poznać. KOREKTA OPOWIADANIA NIEBAWEM!