14

6.1K 869 597
                                    

Taehyung sprawdził guziki swojej koszuli po raz setny, poprawił kołnierzyk, zawiązał ponownie sznurówki niedawno wypastowanych butów i przyjrzał się swojemu odbiciu w szklanych drzwiach wieżowca.

Wyglądał dobrze, naprawdę dobrze. Chciał spodobać się Jungkookowi, w końcu ten wiele razy przestrzegał go, że ma się nie pokazywać w jego pracy, wyglądając tak, jak zazwyczaj. Tae wziął sobie te słowa do serca i tego dnia ubrał się w najlepszą koszulę, nowe spodnie i odświętne buty. Chciał, żeby nikt nie musiał się go wstydzić, a szczególnie ktoś taki, jak jego chłopak.

Był prawie pewien, że młodszy zapomniał o tym, że miał do niego przyjść. Ostatni tydzień spędzili, większość czasu wisząc na swoich telefonach i rozmawiając o kompletnych głupotach, byleby tylko Tae nie czuł się samotny. Nie przynosiło to takiego efektu, jak oboje by chcieli, ale dawało namiastkę bliskości, co musieli całkowicie docenić. Tego dnia jednak Jungkook nie wysłał chociażby jednego SMS-a, prawdopodobnie zbyt pochłonięty pracą. Taehyung nie narzekał - i tak zaplanowali całe popołudnie tylko dla siebie.

Wchodząc do ogromnego biurowca, kiwnął grzecznie sekretarce i automatycznie skierował się w stronę wind. Wszedł do szybu sam, wesoły i szczęśliwy, w końcu za chwilę miał zobaczyć się ze swoim chłopakiem, za którym tak bardzo się stęsknił. Wybrał odpowiednie piętro, dwudzieste, i oparł z delikatnym westchnięciem o metalową ścianę. Przespał praktycznie całe południe i do tej pory był nieco zaspany, co znacznie utrudniało mu skoncentrowanie się na otaczającym go świecie.

Zamknął na moment oczy, delektując się ciszą, jednak nie było mu dane się tym nacieszyć za długo, bo charakterystyczne pikanie wyrwało go z transu i sprowadziło na ziemię.

Do windy wszedł Namjoon.

Chłopak od razu spiął się i bez słowa przywitania przesunął w róg. Przyjaciel Jungkooka także występował w jego snach i praktycznie nie miał wątpliwości co do tego, że nie zamierzał mu pomóc tamtego wieczora.

- Hej, Taehyungie - przywitał się sztucznie starszy. - Co ty tu robisz?

Wyglądał elegancko, jak praktycznie każdy tutaj - miał na sobie śnieżnobiałą koszulę wpuszczoną w zdecydowanie zbyt obcisłe spodnie, doskonale opinające jego nogi. Przez ramię przerzucił nonszalancko szarawą marynarkę, która co chwilę mu się z niego zsuwała przez nerwowy tik odgarniania włosów. Taehyung nawet z drugiego końca czuł jego mocny zapach zdecydowanie drogich perfum.

- Przyszedłem do Jungkooka - odpowiedział Taehyung spokojnie, wbijając przy tym wzrok w podłogę. - A ty gdzie jedziesz?

- Do mojego... czekaj, co?

- Co: co? - zdziwił się.

- Do kogo jedziesz? - zapytał nagle Namjoon, spinając niespodziewanie wszystkie mięśnie, jakby się czymś zestresował.

- No do Jungkooka, co w tym dziwnego? Umówiliśmy się - wyjaśnił Tae, dziwnie zirytowany taką reakcją. Przecież to było oczywiste, że odwiedza swojego chłopaka, tak?

- Przecież ty nie możesz tam iść! - wykrzyknął jego towarzysz. Pociągnął mocno kosmyki swoich wyblakłych, zniszczonych włosów i popatrzył na Taehyunga intensywnie. - Nie, nigdzie nie pójdziesz - zarządził.

- Dlaczego niby nie? - warknął tamten, przenosząc wzrok na niego, a potem na elektryczny wyświetlacz. Szesnaste piętro.

- Bo nie! Nie możesz, nie teraz!

Tae spojrzał na Namjoona jak na dziwaka, który teraz zaczął chodzić po całym szybie, mrucząc coś pod nosem. Czuł, że coś jest nie tak, ale nie zamierzał tego tak zostawić, skoro tu chodziło o Jungkooka.

Siedemnaste piętro.

Osiemnaste piętro.

Dziewiętnaste piętro.

Dwudzieste piętro.

Tae obrzucił Namjoona ostatnim, pogardliwym spojrzeniem i wyczekał, aż drzwi się otworzą. Starszy obserwował go cały czas i za nic w świecie nie mógł dopuścić, by ten dzieciak dotarł do biura swojego chłopaka.

Wreszcie szyb się mozolnie rozsunął, dając dwójce wolność. Jak na złość akurat teraz niektórzy pracownicy chcieli wsiąść do windy. Taehyung wykorzystał to, że stał bliżej wyjścia i rzucił do biegu, przeciskając między dwoma kobietami. Namjoona za to zatrzymała na kilka sekund grupa ludzi, czym młodszy zwiększył swoją przewagę. Musiał przebiec tylko korytarz, na którego końcu znajdowało się biuro Jungkooka i...

- Taehyung!

Ostrzegawczy krzyk go w dziwny sposób zaalarmował, jakby po raz ostatni ostrzegając, żeby tam nie wchodzić, czegoś uniknąć, kogoś nie zobaczyć.

Tuż przy celu poczuł mocne szarpnięcie za ramię i silną rękę zatrzymującą go kilka metrów od dobrze znanych mu drzwi. Spojrzał rozwścieczony na Namjoona, dysząc ze złości i niewyjaśnionego żalu. Był zmęczony.

- Nie - usłyszał stanowczy zakaz. - Nie chcesz tego.

- Nie masz pojęcia, co chcę, a czego nie - odpowiedział i wyrwał się z żelaznego uścisku chłopaka. Skierował się w stronę odpowiedniego biura i bez pukania popchnął drzwi.

Nie wiedział, w jaki sposób wyczuł, że coś jest nie tak, po prostu nagłe gorąco, które w niego uderzyło, dziwny ból w okolicach mostka i piekące policzki postanowiły go ostrzec przed zbliżającym się piekłem.

Było za późno.

Na pierwszy rzut oka biuro wydawało się być normalne, całkiem pospolite. Taehyung spojrzał na szafki, pozapełniane segregatorami półki i stos papierów na biurku. Dopiero wtedy, kiedy przeniósł wzrok na to cholerne biurko pod oknem, skąpane teraz w słońcu, nogi się pod nim ugięły.

Opierał się o nie Jimin, nieświadomy obserwatora i zupełnie zamroczony przyjemnością. Jego palce zwinnie odpinały guziki swojej koszuli, spomiędzy warg co sekundę wypływały cichutkie, urocze jęki i westchnięcia, a zroszona pierwszymi kroplami potu szyja pozostawała lekko odchylona, by dać dobry dostęp Jungkookowi. Ten zaś stał pomiędzy nogami swojego kochanka, obdarowując jego obojczyki, brodę i szczękę delikatnymi całusami, jakby chciał odwrócić uwagę chłopaka od swoich rąk, mozolnie wsuwających się za pasek jego czarnych spodni.

Wyglądali idealnie, jak książkowa para, która się za sobą stęskniła i tę tęsknotę chciała nadrobić chwilową pieszczotą. Nic ani nikt dookoła się nie liczył - nawet Taehyung, stojący w progu i wpatrujący się w miłość swojego życia z wymalowanym na twarzy cierpieniem.

Nie miał pojęcia, co zrobić, jak się zachować i czy cokolwiek powiedzieć. Przez jego głowę przez sekundę przebiegła myśl, że o wiele bardziej wolał być bity i poniżany fizycznie, niż być zmuszonym oglądać Jungkooka, który teraz zasysał się na szyi Jimina i coraz mocniej na niego napierał. Tae był bezradny. W ciągu minuty stracił jakikolwiek sens życia, czuł się pusty, zniszczony i zamroczony bezsilnością. Nawet głośne ostrzeżenie Namjoona za jego plecami dotarło do niego z mocnym opóźnieniem i tak niewyraźnie, że musiał się zastanowić, czy sobie tego nie wymyślił.

Jungkook oderwał się od Jimina w ciągu ułamka sekundy. Odskoczył od niego jak oparzony i spojrzał w kierunku, z którego dochodził głos przyjaciela. Dopiero wtedy zauważył swojego chłopaka, zapłakanego i roztrzęsionego. Jego wyraz twarzy automatycznie się zmienił i z odurzonego ekstazą przeszedł na kompletnie zszokowanego. Przez kilka sekund wpatrywał się w starszego, nie mając pojęcia, co powiedzieć.

- Taehyung... - zdołał wykrztusić wreszcie, ale było już za późno. Jego Taehyung biegł właśnie wzdłuż korytarza, nie panując nad sobą ani trochę.

A/n: przedostatni

MORBID JEALOUSY | kth.jjkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz