XI

1.8K 154 41
                                    

Siedzieliśmy na tyłach autobusu, który miał nas wywieźć z dala od tego przeklętego miejsca. Byłam spokojna, miałam głowę opartą o szybę, natomiast Brian o moje ramię.

Byliśmy już kilka kilometrów od miasta. Jedyne co mnie dziwi, to fakt, że w autobusie nie ma nikogo oprócz nas i kierowcy. No cóż, może tylko my chcieliśmy stamtąd wyjechać. Postanowiłam wziąć przykład z chłopaka i też się zdrzemnąć.

Kiedy się obudziłam, za oknem panowała ciemność, a my jechaliśmy przez las. Ciekawe jak daleko już jesteśmy - pomyślałam i spojrzałam na Briana, nadal spał. Nagle kierowca gwałtownie zahamował, przez co o mało nie uderzyłam głową w siedzenie przede mną.

-Co się stało? - Spytał.

-Stoimy.

Wychyliłam się żeby zobaczyć co się dzieje. O mało nie krzyknęłam, gdy czarne macki przebiły się przez przednią szybę i wyciągnęły kierowcę na zewnątrz. Spojrzałam na chłopaka z przerażeniem, ale on znów zaczynał kaszleć krwią. Czarne macki zbliżyły się do nas rozwalając cały autobus. To coś wyciągnęło nas tak, jak wcześniej kierowcę, choć krzyczałam i okładałam pięściami owinętą wokół mnie mackę. Widziałam jak Brian ląduje na ziemi krztusząc się.

***

-Błagam, zostaw ją - wykrztusiłem.

Nic jej nie zrobię. Nie ja.

Zrozumiałem o co chodzi. Nie pozwolę mu na to. Moja głowa zaraz pęknie, ale nie pozwolę mu przejąć nad sobą kontroli. Nie pozwolę mu skrzywdzić Emily.

***

Próbowałam się uwolnić. Szarpałam się na wszystkie strony, licząc, że w ten sposób poluzuję uścisk. W końcu z hukiem poleciałam na ziemię. Zawyłam z bólu, gdy gwałtownie uderzyłam o twardy jak diabli asfalt. Z trudem udało mi się podnieść i stanąć na nogach. Spojrzałam na Briana, stał na przeciw mnie, ale wiedziałam, że coś jest nie tak.

-Brian? - Mój głos drżał. - Nic ci nie jest?

Nie odpowiedział, ruszył w moją stronę. Dostrzegłam, że trzyma w ręce kawałek szkła. On mnie zabije - pomyślałam i zaczęłam uciekać. Wbiegłam do lasu, nie obracając się za siebie, co sił w nogach biegłam między drzewami potykając się o wystające korzenie. Z wielkim trudem łpałam równowagę po każdym kolejnym potknięciu. Wiedziałam, że cały czas był za mną. Nie mogłam zwolnić ani na chwilę.

Napotkałam strome zbocze, więc zaczęłam wspinać się po wystających konarach ale były zbyt śliskie. Poślizgnęłam się i spadłam na dół. Tymczasem Brian dobiegł do mnie, próbując mnie zabić. Broniłam się jak tylko mogłam.

-Proszę cię, Brian! To ja! Przestań! - Płakałam mówiąc to, w dodatku zaczynałam opadać z sił.

W końcu poczułam przeszywający ból w okolicach brzucha, oraz metaliczny smak krwi w ustach. Zadawał mi cios za ciosem, każdy w innym miejscu. Mimo iż bolało jak nie wiem co, nie miałam siły krzyczeć, a nawet jeśli krzyczałam, to ja nie byłam w stanie tego usłyszeć. Po prostu płakałam umazana własną krwią.

-Kocham cię... - wyszeptałam nim zadał mi ostatni cios, prosto w klatkę piersiową.

***

Najpierw poczułem woń lasu i deszczu, a potem krwi. Powoli odzyskiwałem władzę nad swoim ciałem. Zamrugałem kilka razy, byłem w lesie. Spojrzałem na swoje czerwone od krwi ręce i dostrzegłem znajomą mi osobę leżącą na ziemi w kałuży szkarłatnej cieczy.

-Nie... Nie... To się nie wydarzyło... Emily? - Ująłem jej twarz w dłonie - hej, powiedz coś - mój głos się łamał, a wszystkie siły nagle mnie opuściły.

Zabiłem ją... To ja jej to zrobiłem. Przytuliłem ją do siebie, czując słone łzy spływające po moich policzkach. Nie dam rady tak żyć, nie jeśli ona jest martwa. Chwyciłem mocno odłamek szkła leżący za ziemi, wziąłem ostatni głęboki oddech i z całych sił wbiłem go sobie w brzuch. Nie wydałem z siebie żadnego dźwieku, po prostu zacząłem gwałtowniej oddychać, a do ust napłynęła mi krew. Resztkami sił, jakie we mnie pozostały, położyłem się na leśnej ściółce, przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem w czoło. Kiedy nas znajdą, będę już dawno martwy. O ile w ogóle ktoś nas znajdzie.

------------------------------------------------------

THE END. Nie ma happy end'u.

Gotowi na wyprawę w głąb piekieł? ( ͡° ͜ʖ ͡° )

MORDERCZE LOVE STORYWo Geschichten leben. Entdecke jetzt