007

271 35 23
                                    


 Było to wspomnienie, które kończyło pasmo nieszczęśliwych wspomnień zepchniętych w głąb jego pamięci, gdzie starał się nie zaglądać.

Tego dnia siedział w pokoju, który dzielił z trójką innych chłopców z sierocińca. Skulony na swoim łóżku, patrzył na niebo za oknem. Padało.

Ktoś po drugiej stronie drzwi nacisnął na klamkę, zawiasy skrzypnęły.

- Proszę panie Queen.

Roy obrócił głowę w stronę wejścia, gdzie stała jedna z opiekunek, przepuszczając do środka mężczyznę z zarostem, jakby zapuszczał brodę albo wąsa.

Pan Queen uśmiechnął się niepewnie do niego i przysiadł na jego łóżku.

- Roy, pójdziesz ze mną. - oznajmił. Harper nie odpowiedział. Nie zrozumiał ani słowa. Nie znał angielskiego, o czym Queen musiał sobie przypomnieć, bo nieco zestresowany odchrząknął i dość pokracznie przemówił w języku plemienia Navajo – Pójdziesz ze m-mną, Roy.

Chłopiec zamrugał zaskoczony. Nie spodziewał się spotkać tutaj kogoś, kto będzie choć odrobinę umiał mówić w jego języku.

- Jestem Oliver Queen. Ja... Jestem przyjacielem Brave Bowa.

* * * *

To było jedyne wspomnienie z tamtego okresu, z okresu między śmiercią Brave a adopcją, które pamiętał tak dobrze. Większość starał się wymazać z pamięci.

- Nie wnikałem, kim on jest. Sądziłem, że jeśli Oliver będzie chciał, to po prostu mi powie. Media mówiły tylko o Oliverze. - Roy słuchał w milczeniu słów Bruce'a – Sala sądowa była pusta, bez świadków i nieproszonej widowni albo On się wykręcał i wysyłał swojego przedstawiciela. Nie wiem, czemu tak mu zależało na tym, aby nikt nie wiedział, kim jest. Musi być bardzo wpływowy, z gotówką w kieszeni, bo inaczej nie udałoby mu się zamknąć ust dziennikarzom i prokuratorom.

Na chwilę zapanowała cisza.

- Więc... - odezwał się niepewnie rudzielec – Oprócz przedstawiciela, przekupionego sędziego i zmarłego prawnika Olivera oraz samego Olivera... Nikt nie wie, kim On jest?

Wayne pokręcił głową.

- Nikt. - przytaknął – Ale kiedy teraz o tym mówisz, przypomniało mi się w jaki sposób Oliver wygrał rozprawę. - na chwilę urwał, splatając palce i wbijając wzrok w podłogę – Kiedy wydawało się, że sprawa jest przegrana, Jim, twój wuj, stawił się na sali sądowej. Nie mógł się tobą zająć ze względu na to, że sam ledwo wiązał koniec z końcem, ale mimo wszystko sędzia musiał liczyć się z jego zdaniem, ponieważ jest twoja najbliższą znaną rodziną.

- Poczekaj sekundę! - przerwał mu na chwile – Odejdę trochę od tematu, ale zawsze mnie to zastanawiało – czy w akcie urodzenia nie powinna być wpisana matka? Rozumiem brak ojca, ale matki?

- Widocznie On wiedział kim jest. Musiało mu zależeć na adopcji ciebie i poczuł się zagrożony przez nią i jej możliwości na wychowywanie cię.

- Zatuszował? - Bruce skinął głową – I nikt się nie połapał?

- To znacznie bardziej skomplikowana sprawa, niż nam się wydaje. - złapał się za nasadę nosa – Wracając. Na czym skończyłem? A, tak. Jim. Stanął po stronie Olivera. Powiedział, że jeśli decyzja należałaby do niego, to wybrałby właśnie Olivera na twojego opiekuna.

Roy zamrugał oczami, próbując poskładać wszystko do kupy. Okazało się to być znacznie trudniejsze, niż mogłoby się wydawać.

- Huh. To dziwne. - mruknął.

The QueensWhere stories live. Discover now