017

166 31 20
                                    


 Roy obudził się, czując obok siebie jakiś ruch. Uniósł powieki i powoli obrócił głowę, aby znaleźć źródło. Szybko rozbudził się, widząc wiercącego się, prawie rzucającego się po łóżku Rory'ego, który jęczał przy tym i błagał kogoś, aby przestał.

Speedy poderwał się i złapał brata za ramiona.

- Rory!

Ciemne włosy związane w niedbały kucyk, okulary w grubych, czarnych oprawkach i ten okropny uśmiech.

Za każdym razem, kiedy do niego przychodził, miał wrażenie, jakby miał większą świadomość, jednak zamroczoną przez ból towarzyszący „badaniom" doktora.

- Przes- Nie!

- Rory! - złapał go mocniej i potrząsnął nim, chcąc go obudzić.

- To boli!

- Rory, obudź się!

Oddech bliźniaka zaczął się robić coraz szybszy i płytszy, a sam chłopak zaczął mocniej rzucać się po łóżku. Zaczął również machać ręką, jakby chciał odepchnąć od siebie brata. Nagle Rory obudził się i poderwał do siadu, wpadając w ramiona łucznika. Wbił palce w jego ramię i spojrzał na niego jak przerażone zwierze.

- R-roy...?

- Jestem, Rory, jestem tu. - zapewnił go spokojnie, oplatając go ramionami, chcąc potwierdzić swoje słowa.

Powoli opadli na poduszki, nie puszczając się. Roy zaczął gładzić brata po plecach, zamykając oczy i dalej mamrocząc do niego zapewnienia o swojej obecności.

Kudłacz objął mocno bliźniaka swoim jednym ramieniem, wbijając wzrok w widok za oknem. Przez ułamek sekundy miał wrażenie, jakby widział na nocnym niebie postać człowieka. Umięśnionego mężczyzny w niebieskim, zlewającym się z czystym niebem kostiumie i powiewającej na delikatnym wietrze czerwonej pelerynie.

Już po chwili go nie było. Rory uznał go po prostu za przywidzenie.

* * * *

Rano, zaraz po śniadaniu, młodszy z bliźniaków zaszył się w ogrodzie za posiadłością. Był to ogromny teren z labiryntem stworzonym z żywopłotu. Rudzielec podążał ścieżką, nieszczególnie przejmując się tym czy potem odnajdzie drogę powrotną.

Natrafiwszy na jeden ze ślepych zaułków z ławką, opadł na ogrodowy mebel i wbił spojrzenie w niebo, mrużąc oczy.

Czuł się zagubiony, chyba bardziej, niż Roy. W jednej chwili spadasz w dół kanionu, licząc się z tym, że to ostatnie chwile twojego zaledwie sześcioletniego żywota, a w następnej budzisz się w obcym miejscu o dziesięć lat starszy z luką w życiorysie, która przepełniona jest nieprzyjemnymi wizjami. I masz świadomość, że te wizje to wspomnienia chwil, które faktycznie przeżyłeś.

Na dokładkę okazuje się, że twój brat bliźniak jest aktualnie pomagierem superbohatera i adopcyjnym synem bogatego biznesmena, od którego inny biznesmen próbuje go zabrać. Na scenę wkracza jakiś krewny, o którym nie mieli zielonego pojęcia i postanawia pomóc przybranemu ojcu bliźniaka oraz wam dwóm. Siedzicie u tego drugiego biznesmena, ciebie dalej męczą tamte wspomnienia, nie dając i spać, i przyprawiając bratu dodatkowych zmartwień, czego ty nie chcesz.

A potem męczy cię latający człowiek, którego sobie ubzdurałeś.

Rory zdecydowanie wybrał sobie zły moment na powrót.

Przymknął powieki, czując na policzkach przyjemny, ciepły wietrzyk. To przyniosło ze sobą przyjemne wspomnienia minionych dni. Zwiedzał ogród, nie, czegoś w nim szukał. A może bardziej kogoś. Tak, szukał kogoś.

The QueensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz