060

95 21 8
                                    



Pisałam ten rozdział pod groźbą. Nie pozdrawiam.

Widzicie jak moi znajomi o was dbają?

A teraz wszyscy w komentarzach piszą:

„Dzięki Ami!"

Cmentarz w Gotham City zawsze kiepsko mu się kojarzył. To tu odbył się pierwszy w jego życiu pogrzeb. Martha i Thomas Wayne'owie – przyjaciele jego rodziców i rodzice jego kompana z lat dziecięcych, Bruce'a, który dziś niby nadal był jego przyjacielem, ale ślepy zauważyłby dzielącą ich przepaść.

Bruce'a nie było od dawna. Pozostał już tylko Batman.

Ale czy w nim pozostało coś jeszcze z Olivera Queena? Czy może podobnie jak Wayne, pozwolił przejąć nad sobą władze swojemu alter ego? Chyba nie, prawda? Zwłaszcza, że i tego popołudnia, kroczył przygnębiającą żwirową alejką bez maski. Zaczął tą robotę jako Arrow, zakończy jako Oliver.

Zwolnił kroku, dostrzegając na horyzoncie postać klęczącą przy jednym ze świeżych grobów. Specjalnie na okazję tego spotkania założył tego dnia przed wyjściem z domu zieloną bluzę z kapturem. Naciągnął go mocniej na twarz, aby ukryć się w cieniu materiału.

Dziewczyna klęcząca przy nagrobku zdawała się nie zwracać na niego uwagi. Może uznała go za przypadkowego przechodnia? A może miała to gdzieś? Może nie zwracała uwagi na otaczający ją świat?

Powoli usiadł tyłem do niej na niewielkiej, starej ławeczce. Milczał dłuższą chwilę, wsłuchując się w jej urywany oddech, gdy starała się nie łkać.

-Jak się trzymasz? - spytał w końcu.

Dziewczyna obróciła głowę, aby obrzucić jego plecy zdziwionym wzrokiem. On również obrócił nieznacznie kark, aby ukazać jej swoją kozią bródkę.

-Arrow...? - sapnęła, podnosząc się chwiejnie na nogi i pośpiesznie otarła policzki rękawem – No wiesz – uśmiechnęła się smutno, z przekąsem – jak każdy dzieciak, któremu ojciec zabił matkę.

-To poważne oskarżenia, Artemis. - przypomniał jej.

-No i co z tego?! - podniosła głos, a z oczy popłynęły jej kolejne łzy – Wiem, że to on! Chory psychopata...!

Oliver spuścił wzrok, przygarbiając się. Nic nie zrobił, słuchając jedynie jej szlochu.

-To on! To Luthor...! - Roy rzucał się po gabinecie, nawet nie próbując ukryć łez, które istnym potokiem spływały po jego zarumienionych policzkach – To on zabił Williama!

-To poważne oskarżenie, kiddo. - szepnęła Dinah, próbując do niego podejść i objąć w celu uspokojenia. Chłopak odskoczył do tyłu na kilka kroków.

-To był on! Zamordował dziadka! I jeszcze bezczelnie przyszedł na pogrzeb! - krzyczał dalej.

-Roy, przestań, proszę... - próbowała dalej kobieta.

-Nie! - załkał – Jak możecie tu tak stać?! - spojrzał na Queena i Lance wzrokiem zranionej łani – Zamordował dziadka Willa! Dlaczego tu nadal stoicie?! Idźcie go złapać! Jesteście superbohaterami!

Ten wzrok. Te słowa. Tak bardzo bolały...

-Jesteś superbohaterem, Arrow... Musisz mi pomóc. - wyszeptała dziewczyna, siadając obok niego na ławce i podkuliła pod brodę nogi, obejmując je ramionami – Proszę, Arrow...

The QueensWhere stories live. Discover now