13.

8.2K 395 189
                                    

Szłam w stronę zamku myśląc o wszystkim i o niczym. Od dłuższego czasu źle się czułam i zachowywałam. Z dnia na dzień było coraz gorzej.

Weszłam do zamku i udałam się do gabinetu Dropsa. Kiedy chciałam już zgadywać hasło przede mną pojawiły się schody. Weszłam na nie, a te uniosły się do góry. Po chwili zatrzymały się, a ja weszłam do gabinetu.

- Dzień dobry panie Dropsie, to znaczy dyrektorze. - moje policzki od razu zrobiły się całe czerwone.

Alice taki wstyd...

- Przepraszam -spuściłam głowę i byłam gotowa na szlaban - Kiedy mam stawić się na szlabanie? -uniosłam lekko głowę w górę, żeby napotkać wesołe oczy starca.

- Alice, jaki szlaban? Czy ty aby na pewno się dobrze czujesz? - zapytał z uśmiechem.

- No za to co przed chwilą powiedziałam ,tak mi głupio, przepraszam...

- Nic się nie stało, wiem że tak na mnie mówią - zaśmiał się - W sumie podoba mi się ta ksywka. - uśmiechnął się przyjaźnie.

Odwzajemniłam niepewnie uśmiech.

- Kazał mi profesor przyjść, to w sprawie tego co zrobiłam Malfoy' owi i jego koledze?

- Nie, nie chodzi o to 'pobicie'. Chociaż nie powiem to było piękne. Jak coś nic nie słyszałaś. - zaśmiał się - Waleczna niczym lwica. Tiara słusznie wybrała ci dom.

- Dziękuję, ale jak profesor... -chciałam dokończyć lecz przerwał mi.

- Wiem i widzę więcej niż może wam się wydawać. Ale przejdźmy do sedna. Chciałbym się zapytać czy wszystko jest w porządku.

- Tak, a dlaczego profesor pyta? - zapytałam zaskoczona.

- Tak tylko, ale jesteś pewna że wszystko jest w jak najlepszym porządku?

- No tak. - nie rozumiałam o co mu chodzi.

- W razie czego nie bój się przyjść i powiedzieć. Dropsy nie gryzą. - zaśmiał się - Możesz już iść Alice. - powiedział ciepło.

- Dobrze, to do widzenia - pożegnałam się i wyszłam z gabinetu.

Skierowałam się w stronę Wielkiej Sali. W pewnym momencie zakręciło mi się w głowie. Złapałam się ściany i zaczęłam ciężko oddychać. Po chwili zakręty ustąpiły, a ja weszłam do Wielkiej Sali.

Udałam się do swojego stołu i usiadłam obok Lavender, która czytała gazetę.

- Hej słońce - przywitała się ze mną Lav i dała i całusa w policzek.

- Hej Lav - usiadłam obok - Co tam ciekawego czytasz?

- A proroka codziennego, chcesz soku dyniowego? -zapytała

- Em... Pewnie.

- Alice ty debilko!- ktoś krzyknął w moją stronę.

Odwróciłam się w stronę z której dobiegał głos. Zobaczyłam jak w moją stronę prawie, że biegnie nie jaka Astoria i Pansy.

- Słucham was drogie kobietki. - powiedziałam spokojnie, powstrzymując się od salwy śmiechu, która zbierała się we mnie na sam widok tych dziewuszek.

- Coś ty zrobiła Drakusiowi!? - wydarła się Astoria.

- O co ci chodzi, dziewczynko? - zapytałam udając zaskoczoną.

- Nie udawaj głupiej! Pobiłaś go i teraz leży przez ciebie w szpitalu! - powiedziała mopsowata.

- Aa... O to wam chodzi. Po pierwsze, nie pobiłam go tylko lekko uderzyłam, a po drugie należało mu się za to co powiedział. - powiedziałam ze stoickim spokojem.

- A co powiedział że jesteś żałosną dziewczynką, którą wyśmiewają swoi przyjaciele?

Alice jesteś oazą spokoju, jebaną oazą spokoju... Nie​ no tak nie będzie!

- O co ci chodzi do jasnej cholery!? - nie wytrzymałam

- O to że przez ciebie mój Drakuś leży w skrzydle szpitalnym! - zaskrzeczała Astoria

- Mnie to nie interesuje. Jeśli już skończyłyście waszą jakże interesującą konwersacje to wracajcie do swojego stołu - usiadłam i napiłam się soku, który wcześniej nalała mi Lavender.

Wypiłam cały, ponieważ przez nie zachciało mi się pić.

- Jeszcze nas popamiętasz - odeszły do swojego stołu.

Po zjedzeniu śniadania postanowiłam wyjść z sali i udać się do domu lwa, lecz znowu zakręciło mi się w głowie.

Myślałam że za chwilę przejdzie, lecz nie przechodziło. Nie wytrzymałam straciłam panowanie nad własnym ciałem i runęłam na ziemię z wielkim hukiem. Jedynie co słyszałam to krzyki spanikowanych uczniów,  a po chwili zapadła ciemność.

Królowa KawałówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz