37. Miłość zaczyna się od przyjaźni

209 20 27
                                    

Miałam już łzy w oczach. Mężczyzna zacisnął mocniej swoją dłoń na mojej ręce. Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym nienawiści i wściekłości. Wiedziałam już, że jego złowieszcze spojrzenie nie wróży nic dobrego.  Poczułam woń alkoholu. 

Próbowałam wyrwać mu swoją rękę, wziąć nogi za pas i uciekać jak najdalej od nich. Niestety facet był silniejszy ode mnie. Jak się jest takim chudzielcem jak ja to się nie ma co dziwić. W tym momencie zaczął dzwonić mój telefon. Usłyszałam jak ktoś krzyczy z oddali, chyba nawet coś do nas, ale tego nie byłam pewna. 

Jednak nie mogłam odwrócić się do tyłu, aby zobaczyć kto to i dlaczego krzyczy. Głos wydawał mi się znajomy. Nie byłam w stanie w tym momencie rozpoznać głosu tej osoby, ale miałam przeczucie, że to ktoś znajomy. 

- Ej!! Zostawcie ją! Natychmiast! Przyczepcie się do kogoś innego. Wstydzilibyście się czepiać się bezbronnej dziewczyny. - Krzyknął mężczyzna. 

Mężczyzna puścił mnie i lekko pchnął przez co straciłam równowagę i polecałam do tyłu. 

 Poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie. Dzięki czemu uniknęłam upadku. Czuję jak szybko bije mi serce, wypuszczam powoli powietrze z ust. Odwracam się i spoglądam na mężczyznę. Rozpoznaję, że bohaterem wieczoru okazuje się być Krzysiek. Nawet nie wiem kiedy obaj kibole uciekli.  

- Kori. Nic ci nie jest? - Zapytał patrząc na mnie. 

- Nie. Na szczęście. Gdybyś się nie zjawił to chyba mógłbyś mnie szukać w jednym z krakowskich szpitali jutro. 

- Kori. Nie mów tak. Jak to dobrze, że nic ci nie zrobili. Na prawdę jesteś cała? - Dopytywał. 

- Nie martw się. Głupi ma zawsze szczęście. Dziękuję. A co ty tu robisz? - spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. 

- Zapomniałem telefonu z szatni i musiałem po niego wrócić. Szedłem już do samochodu, ale kiedy zobaczyłem, że jakieś typy zaczepiają kogoś to szybko tam pobiegłem. A jak zobaczyłem, że tą osobą jesteś ty to już tym bardziej się przestraszyłem. 

- Dziękuję. Na prawdę, już myślałam, że nigdy was nie zobaczę- uroniłam kilka łez. Krzysiek mocno mnie przytulił. 

- Kori. Nie mów tak. Wiem, że się powtarzam, ale na prawdę nie możesz tak myśleć. Już jest wszystko w porządku. Jest późno. Na pewno wszyscy się martwią. Zabiorę cię teraz do hotelu. - Objął mnie w pasie i powoli poszliśmy w stronę parkingu znajdującego się przy stadionie Cracovii. 

- Kori. Ty się cała trzęsiesz. - Spojrzał na mnie zmartwiony. 

- Spokojnie zaraz mi przejdzie. Muszę się uspokoić- stanęłam przy samochodzie i wzięłam kilka głębokich oddechów. Takich przygód to ja jeszcze nie miałam, ale cóż. Mam szczęście do różnych dziwnych akcji. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Jessici. 

- Kor! Jest dwunasta w nocy! Gdzie ty jesteś?! Wiem, że się wkurzyłaś na Piotrka, ale wracaj już- usłyszałam po drugiej stronie słuchawki. 

- Nie martw się za chwilę wrócę- powiedziałam drżącym głosem, co Jessi od razu wyczuła. 

- Kori. Coś się stało! Wracaj natychmiast, bo my tu spać nie możemy. Wszyscy czekają na ciebie. 

- Dobrze. Nie martwcie się. 

- Proszę już wracać!- Rozkazała. 

Rozłączyłam się, schowałam telefon do torebki i podeszłam do Krzyśka. 

- To co jedziemy? - Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. 

- Jedziemy. 

- Wsiadaj do samochodu, bo jest już zimno i będziesz chora. A jutro potrzebujemy twojego wsparcia. - Uśmiechnął się i otworzył mi drzwi samochodu. 

Obiecaj |P.Zieliński Where stories live. Discover now