007| Ucieczka ze szpitala

219 32 13
                                    


 Barry wpadł do księgarni, gdzie zawsze spotykali się po szkole. I tak było i tym razem. Cała czwórka stała przy regale z komiksami.

- Chłopaki!

- Barry, buty ci się – zraszacze uruchomiły się i z sufitu runął deszcz, mający na celu zgaszenie potencjalnego pożaru – palą... - dokończył z westchnieniem Clark.

Kilka minut później kajali się przed sprzedawcą, a Arthur przy pomocy swoich umiejętności wysysał wodę z książek.

- Najmocniej przepraszamy.

- Kto mi to teraz kupi, co? - warknął, rzucając na ladę zniszczoną od wody książkę.

Oliver wyszedł na przód, wyciągając z kieszeni portfel i podał mężczyźnie swoją kartę kredytową.

- Ja. - mruknął. Sprzedawca spojrzał na niego dziwnie, ale po zerknięciu na nazwisko widniejące na karcie, uśmiechnął się szeroko i z radością skasował blondyna za cały asortyment sklepu – Wezmę komiksy, a po resztę przyślę kogoś wieczorem. - dodał takim tonem, jakby to było coś całkiem normalnego i skierował się do odpowiedniego regału, aby zapakować do torby tyle, ile da radę i wziął jeszcze spory stosik na ręce.

Koledzy poszli za nim, a tymczasem Barry zaczął tłumaczyć się ze swoich kłopotów.

- No i, Snart chce się bić! - jęknął.

- No to kiepsko. - odrzekł Jordan, ale jakby bardziej zainteresowany komiksami Queena - Hej, Ollie, mogę wziąć sobie ten komiks? - spytał, wskazując ten konkretny. Blondyn spojrzał na niego znudzony i wzruszył ramionami.

- No nie wiem. Wybuliłem sporo kasy. Jak mi oddasz pieniądze to spoko. - szatyn skrzywił się, przypominając sobie, że wydał całe kieszonkowe na automaty.

- Ollie, a jakbym oddał ci jutro, to mógłbym wziąć sobie kilka? - spytał Allen, na chwilę zapominając o swoim problemie.

- A ja w przyszłym miesiącu? - dodał Clark, uśmiechając się skrępowany.

- Co wy chłopaki! Nie będę z kumpli zdzierał! Bierzcie! - oznajmił z szerokim uśmiechem, a szczęka Hala powędrowała do ziemi. Niestety nie miał okazji nic odpowiedzieć, bo po rzuceniu się na darmowe komiksy przez pozostała trójkę, Kid Flash kontynuował o swoich kłopotach z Leonardem Snartem.

- Potrzebuję wsparcia. - rzekł, patrząc na nich z nadzieją.

- Wybacz, stary, ale matka mnie zabije jak coś jeszcze sobie zrobię. - mruknął Oliver, mając na myśli rozbitą głowę.

- Ja się nie biję, jak nie mam potrzeby. - mruknął Clark, uciekając spojrzeniem w bok.

- Nie najlepiej radzę sobie jeszcze w starciu w ręcz...

Barry spojrzał błagalnie na Hala, a ten pokręcił przecząco głową.

- Przykro mi, Barry, ale – zrobił pauzę – tak złoimy im skóry, że przez dwa miesiące nikomu nie podskoczą. - uśmiechnął się szeroko.

- Dzięki Hal! - rzucił mu się na szyję, upuszczając komiksy.

- Hej! No już, wystarczy! - oznajmił ze śmiechem, odsuwając go od siebie.

Kilka minut temu rozeszli się w swoje strony. Hal i Barry udali się pod wiadukt, gdzie praktycznie nikt nie chodził. Mieli zamiar rozpocząć trening przed walką ze Snartem i Rory'm.

- Na dobry początek zobaczę, co potrafisz. - oznajmił Jordan takim tonem, jakby był zawodowym bokserem – A potem pokażę ci kilka trików. - dodał jeszcze.

Gymnasium of JusticeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz