Dzień Trzeci

1.4K 80 0
                                    

-Ja pierdole, Taehyung, co Ci się do cholery stało?- darłem się na ignorującego mnie chłopaka już od dobrych dwudziestu minut.
Nie mam pojęcia jak, ani kiedy dokładnie wróciliśmy do domu, bo w pewnej chwili zwyczajnie urwał mi się film i obudziłem się będąc już w swoim łóżku. Z pół nagim Taehyungiem, którego całe ciało pokryte był czerwonymi śladami. Nie sprawdziłem jeszcze ani która jest godzina, ani czy nam nikt domu nie wkradł, jeśli przypadkiem żaden z nas nie był w stanie zakluczyć drzwi. A to akurat było wielce prawdopodobne, bo z tego co jeszcze pamiętam, to blondyn też lał w siebie drinki litrami. Nic mnie nie interesowało, ponieważ całkowicie skupiłem się na stanie fizycznym chłopaka. Wyglądał naprawdę strasznie, jak na mój gust przynajmniej, a mimo to odkąd się obudziliśmy nie odezwał się słowem, nawet nie dał po sobie znać czy go coś boli. Próbowałem przypomnieć sobie cokolwiek z melanżu, ale jedyne co miałem, to jakieś byle urywki, które na dobrą sprawę mogły być też snem. Musiałem dowiedzieć się kto, jak, kiedy i dlaczego urządził tak paskudnie mojego braciszka, żebym mógł rozprawić się z tą osobą, ale do tego potrzebowałem pomocy samego poszkodowanego. A ten natomiast milczał, cały czas wpatrując się w sufit, jakby spał z szeroko otwartymi oczami.
-Mam cię dość!- zerwał się nagle na równe nogi, wrzeszcząc na mnie -ty jesteś jakiś totalnie wyalienowany, nic dziwnego że żadna laska cię nie chce!- krzyczał i krzyczał, a ja jedynie gapiłem się na niego z opadniętą szczęką.
Choćbym chciał, nie wiedziałem co powiedzieć, ani jak się bronić, gdyż zwyczajnie nie miałem pojęcia o co jest na mnie taki zły.
-Ale o co ci chodzi?-  zapytałem cicho, starając się jakoś załagodzić sytuację spokojnym tonem.
-O co mi chodzi, maleństwo?-  niestety nie podziałało, bo chłopak cały czas biegał wkurzony po pokoju, wymachując rękami i rzucając we mnie mięsem -ty popaprańcu jeden, jeszcze masz czelność mi tu maluszkować?!? Koniec, ja się wyprowadzam, ja z Tobą nie wytrzymam pod jedny...- nie mając pojęcia jak inaczej go uspokoić, wstałem i zamykając go w silnym uścisku, przywarłem wargami do jego ust, uciszając go.
Na początku się bronił i szarpał, ale ponieważ byłem silniejszy, po kilku krótkich minutach udało mi się zmusić go do oddania pocałunku, a już chwilę później poczułem, że się rozluźnił, więc ostrożnie przeniosłem nas na łóżko.
Położyłem blondyna placami na materacu i trzymając go cały czas za nadgarstki, nachyliłem się nad nim, by móc spojrzeć mu w oczy.
Był wściekły i zawstydzony, było to po nim widać, ale o dziwo wcale nie próbował uciekać odemnie wzrokiem. Wręcz przeciwnie, wpatrywał się we mnie, jak gdyby intensywnością swojego spojrzenia zamierzał wypalić we mnie dziurę.
-To powiesz mi w końcu spokojnie co się dzieje?- pozwoliłem sobie podpytać go, kiedy już upewniłem się, że sytuacja została opanowana.
Młody westchnął cierpiętniczo, po czym rozchylił lekko wargi, przez chwilę jeszcze wahając się nad swoją decyzją.
-Jesteś debilem, to się dzieje!- burknął w końcu, nieco już spokojniej  -ty się ciesz, że nie pamiętasz połowy tej pożal się Boże imprezy, ale nie martw się, ja ci zaraz chętnie przypomnę, tylko zejdź ze mnie, ty orangutanie!
Od razu posłusznie przeniosłem wagę swojego ciała na materac obok chłopca, układając się przodem do niego, po czym ledwo powstrzymując wybuch śmiechu, poprosiłem go grzecznie żeby mi wszystko opowiedział.
-No więc tak, wszystko zaczęło się około godzinę po naszym przybyciu. Podszedł do mnie jakiś koleś, twierdząc że nigdy mnie jeszcze mie widział, więc zaczęliśmy rozmawiać, ale po chwili zjawiłeś się ty, wielce niezadowolony i kazałeś mu "spieprzać od twojego Taesia". Zignorowałem twój pokaz zazdrości i postanowiłem mimo wszystko bawić się dobrze, ale nie minęło zbyt dużo czasu, nim znowu odstraszyłeś moje towarzystwo, którym tym razem była grupka jakichś sympatycznych dziewczyn. Powoli zaczynała mnie irytować ta twoja pokręcona zaborczość, z każdym kolejnym drinkiem stawałeś się coraz większym wrzodem na dupie, aż w końcu jedynym, na co mi pozwalałeś było siedzenie ci przez cały czas na kolanach i UMIERANIE Z NUDÓW - tutaj podkreślił te ostatnie słowa tak głośno, że aż się wzdrygnąłem, zaskoczony niespodziewanym hałasem  -podczas gdy ty świetnie się bawiłeś, gadając sobie z ziomeczkami i obmacując mnie na ich oczach!- z jednej strony jego historia całkiem mnie bawiła, a raczej sposób w jaki ją przeżywał- niczym małe dziecko- ale z drugiej strony to wszystko było do mnie zupełnie nie podobne. Ja, zazdrosny? Zaborczy? W życiu nie słyszałem większej bzdury, dlatego też postanowiłem zadzwonić później do chłopaków i to od nich dowiedzieć się co tak naprawdę wydarzyło się u nich w domu. Mimo wszystko jednak postanowiłem wysłuchać go do końca  -w pewnym momencie miałem już po prostu dość, więc zacząłem się wiercić i marudzić, prosząc byśmy wrócili do domu. Oczywiście pan "ja tu jestem na imprezie i proszę mi nie przeszkadzać" odmówił mi bez zastanowienia, więc zirytowany uciekłem ci na ogródek, gdzie jakimś cudem udało mi się jeszcze znaleźć sobie jakieś towarzystwo. Chyba nie muszę mówić jak bardzo zdenerwowałeś się na widok jednego z gości, radośnie mi coś tłumaczącego?- tutaj zrobił coś na kształt wymownej pauzy, patrząc na mnie bykiem, co postanowiłem zignorować  - ehh... no więc skończyło się to wszystko tak, że wyszliśmy z imprezy z hukiem, a kiedy wróciliśmy do domu postanowiłeś przywiązać mnie do łóżka w samych bokserkach i POGRYŹĆ ZA KARĘ!-  w tym momencie już nie wytrzymałem i po prostu ryknąłem mu śmiechem w twarz! Co prawda jak się tak dobrze przyjrzałem, to te wszystkie ślady faktycznie wyglądały jak po zębach, ale czemu niby miał bym go do cholery gryźć z zazdrości? Śmieszne bardzo.
-Ahaa... chcesz mi wmówić, że rozebrałem cię do samych majtek, przywiązałem do własnego łóżka i pogryzłem do krwi po całym ciele, bo ktoś ci coś szeptał do ucha na imprezie? I w dodatku byłem w stanie zrobić to wszystko będąc zalanym w trupa, a na koniec jeszcze cię grzecznie uwolniłem i utuliłem do snu?- przez cały czas śmiałem się niemiłosiernie, jednak dobry humor przeszedł mi momentalnie, kiedy jakby na zawołanie zadzwonił do mnie Yoongi.
Przełknąłem głośno slinę, stresując się, ponieważ Min nigdy do mnie nie dzwonił, po czym patrząc Taehyungowi w oczy, odebrałem połączenie.
-Hej, co tam?
-Umm... nie śpisz już, kookson?- usłyszałem głos Jimina po kilku dobrych sekundach.
-No nie, już od jakiegoś czasu. Co się stało? Gdzie Yoongi?
-Zajęty, nie może teraz rozmawiać. Wiesz co, bo ja w sumie dzwonie w sprawie wczorajszej zadymy, właściwie to w imieniu Boguma i trochę też z prośbą- zdziwiony uniosłem jedynie lewą brew, po czym przypomniałem sobie że przecież Park w dalszym ciągu czeka na moją odpowiedź.
-Okej, a jaką konkretnie zadymę masz na myśli i czemu Bogum nie zadzwoni do mnie sam?- dopytywałem go, nie będąc tak naprawdę pewnym, czy faktycznie chcę się dowiedzieć. Oto historia Taehyunga zaczynała się powoli sprawdzać.
-No właśnie nie może ze względu na to, że troszeczkę mu przywaliłeś, kiedy zobaczyłeś go przy Taehyungu i teraz leży w domu ze złamanym nosem, podbitym okiem i wybitym zębem i w sumie nic takiego się nie stało, kazał tylko przeprosić cię i zapewnić, że więcej nie dotknie twojego chłopaka, tylko problem w tym, że wybiłeś przy okazji szybę w drzwiach na taras i Yoongi się pokaleczył podczas sprzątania, dlatego chciałem zapytać czy nie wpadniesz go odwiedzić?- Jimin od zawsze znany był ze swojej gadatliwości, ale tym razem nie udało mi się zrozumieć z tego monologu zbyt wiele.
Musiałem trochę odetchnąć, by przetworzyć te wszystkie informacje, aż doszedłem do wniosku, że wycieczka do Mina w samotności dobrze mi zrobi.
Obiecałem więc rudzielcowi, że będę u nich po obiedzie, po czym przeprosiłem za szybę i rozłaczyłem się.
-Okej- powiedziałem spokojnie, niby do wpatrującego się we mnie brata, choć tak naprawdę bardziej do siebie -wychodzi na to, że mogłeś mieć rację co do mojego zachowania na imprezie, przez co jestem też skłonny uwierzyć w to, że cię pogryzłem, ale cholera mogłeś wspomnieć o tym, że skasowałem twarz własnego kuzyna!- złapałem się za głowę, mie mogąc uwierzyć w to, jak bardzo zmieniłem się przez tego farbowanego kujona, i to w tak krótkim czasie.
-A skąd miałem wiedzieć, że to twój kuzyn? Nie zdążyłem z nim zbytnio porozmawiać, poza tym sam też nie wszystko pamiętam tak dokładnie- rozdrażniony nie wiem czym chłopak odwrócił się tyłem do mnie i wcisnął swoje drobniutkie ciałko między moje ramiona -przepraszam, Kookie, nie chciałem żebyś przeze mnie pobił się z kuzynem- szepnął, układając sobie moją dłoń na swoim biodrze.
-Nie szkodzi, kochanie, przecież  nie twoja wina, że mi odbiło- zaśmiałem się gorzko, czując sie zażenowany własnym zachowaniem.
-Musisz mnie bardzo lubić, skoro jesteś taki zazdrosny- zamyślił się na głos młody, a mnie na jego słowa przeszły dreszcze.
Nie potrafiłem mu na to w żaden sposób odpowiedzieć, bo przecież znałem go zaledwie kilka dni i lubienie go aż tak mocno wydawało mi się niedorzeczne. Nikt przecież nie zakochuje się poczterech dniach znajomości, a już szczególnie nie we własnym bracie. Zwłaszcza, że ja nawet nie jestem bi, czy cokolwiek z tych rzeczy i gdyby nie pewność siebie Taehyunga i jego zdolności, z mojej strony w życiu by między nami do niczego nie doszło. Dlaczego więc zachowywałem się przy nim jak zakochany kundel?
Nie chcąc zasmucić go swoim milczeniem, przycisnąłem go do siebie jeszcze mocniej i złożyłem na jego szyi delikatny pocałunek.
-Bardzo Cię to boli?- szepnąłem mu do ucha, sunąc delikatnie opuszkami palców po pokrywających go znamionach -naprawdę ja ci to zrobiłem?- dodałem już nieco głośniej, kiedy nie doczekałem się odpowiedzi na swoje pierwsze pytanie.
-Wiesz, może po części sam jestem sobie winien- zaśmiał się uroczo, przewracając się przy tym na plecy  -wracając do domu taksówką,  trochę się kłóciliśmy i w akcie desperacji nazwałem cię królikiem, śmiejąc się z twoich zębów- westchnął, odrobinę rozbawiony  -i zdaje się, że trafiłem w czuły punkt, lesson learned.
Słowami  nie da się opisać, jak głupio mi było z powodu tego, co mu zrobiłem. Musiało go przecież cholernie boleć, co ja sobie myślałem?
Chcąc wynagrodzić mu to w jakimkolwiek stopniu, nachyliłem się nad nim i delikatnie obcałowywałem każdą jedną ranę, gładząc przy tym kciukiem jego policzek. Kiedy z ust chłopaka zaczęły wydobywać się ciche pomruki, położyłem drugą dłoń na jego biodrze i zacząłem leniwie błądzić nią po całym jego podbrzuszu. Jego dłonie od razu zacisnęły się na prześcieradle, a biodra zaczęły unosić się nieznacznie, zwracając całą moją uwagę na krocze nastolatka. Działając pod wpływem impulsu, szybkim ruchem pozbawiłem go zbędnego materiału, a moim oczom ukazał się jego nabrzmiały, proszący o uwagę penis. Chwyciłem go więc w prawą dłoń i zacząłem wykonywać z początku całkiem wolne ruchy w górę i dół. Nie przerywając pieszczot, zbliżyłem się do twarzy Taehyunga i rzuciłem się na jego usta, całując je zachłannie. Najwyraźniej zadowolony z moich poczynań objął mnie rękami wokół szyi i przyciągał jeszcze bliżej siebie, łapczywie oddając pocałunki. Sam również byłem już całkiem napalony, dlatego też mimowolnie przyspieszyłem ruchy dłoni, jednocześnie przerywając naszą mokrą pieszczotę, by po chwili zbliżyć usta do twardego przyrodzenia blondyna. Oblizawszy suche wargi, powoli wziąłem jego główkę między zęby i zacząłem zataczać językiem kółeczka po samym czubku, na co chłopak zareagował przeciągłym jękiem. Zachęcony jego mruczeniem i jękami, odważnie wsunąłem całą długość jego penisa do ust i zacząłem zasysać się na nim mocno, poruszając głową w górę i dół.  I chociaż nigdy wcześniej nie zadowalałem innego faceta w żaden sposób, to przyznać musiałem, że młody miał rację, twierdząc że właśnie dlatego jest nam razem idealnie. Wszystko, co robiłem było dla mnie jak by odruchem naturalnym, nie musiałem się nad niczym zastanawiać, po prostu wiedziałem.
-Dłużej nie wytrzymam, Jungkookie, proszę...- chłopak wił, będąc bliski orgazmu, a mnie jedynie jeszcze bardziej nakręcały jego jęki.
Chcąc spotęgować jego doznania, ułożyłem dłoń na jego jądrach i zacząłem je dodatkowo masować, w rezultacie czego po kilku sekundach poczułem w ustach smak jego nasienia.
-Przepraszam, wynagrodzę ci to- poderwał się wciąż zaczerwieniony Tae, kiedy leniwie odsunąłem się od niego z zamiarem schowania się w łazience, w wiadomych celach.
Nie chciałem, żeby mi cokolwiek  wynagradzał, nie chciałem, żeby to było  coś za coś. Chciałem w ten sposób przeprosić go za sprawiony ból, dlatego też skarciłem go za takie podejście i posyłając go na dół  w celu zrobienia obiadu, sam zamknąłem się na klucz w toalecie.
-Całkiem ładnie pachnie, co to?- zauważyłem, wchodząc do kuchni po załatwieniu swoich spraw i ogarnięciu się.
Zaśmiałem się lekko, widząc brata w samych bokserkach i fartuchu, z drewnianą łopatką mieszającego coś na patelni. Oczywiście nie mogłem się powstrzymać i podszedłem do niego, obejmując go od tyłu w pasie, by zajrzeć mu przez ramię do garów.
-Nie wiem, kurczak z ryżem w jakimś sosie?- odpowiedział mi pytaniem, nieco rozbawiony  -w sumie są też jakieś warzywa, po prostu pozbierałem co było.
-To ja zrobię nam kawy i przygotuję talerze- oznajmiłem radośnie, po czym zabrałem się za swoją pracę.

-Będziesz wychodził z domu, prawda?- zapytał wyraźnie zasmucony Tae, kiedy byliśmy już w połowie posiłku.
-Mhm, Yoongi ciamajda się pokaleczył i trzeba mu pocałować, żeby nie bolało- próbowałem zaśmiać się z własnego żartu, jednak błyskawicznie przeszła mi na to ochota, gdy zobaczyłem grymas na twarzy młodego  -hej, ale nie będę długo, możesz się za ten czas przespać, czy zrobić sobie długą kąpiel- dodałem szybko, łapiąc go jednocześnie za dłoń.
-Okej- zbył mnie, nawet nie próbując udawać, że nie jest mu przykro.
Na kilometr było widać, jak smutny był z powodu mojego wyjścia, a ja głupi, całkowicie zaślepiony jego maślanymi oczkami, postanowiłem w ostatniej chwili zmienić plany.
-Wychodzimy punkt siedemnasta, tylko ubierz się jakoś zwyczajnie, żebym nie musiał być znowu zazdrosny- oznajmiłem, a chłopak jak oparzony zerwał się z miejsca i z ogromnym uśmiechem na twarzy rzucił mi się w ramiona.
-Super, dziękuję Kookie, jesteś najlepszy!- krzyknął radośnie, składając na moich ustach przelotnego buziaka, po czym pobiegł w podskokach do swojego pokoju, zostawiając na stole do połowy pełny talerz. Trafiła mi się dusza towarzystwa.
-Jak dziecko- zaśmiałem się pod nosem, w spokoju kończąc swoją porcję obiadu.

168 Godzin  *vkook*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz