Dzień Czwarty-c.d.

1.1K 69 0
                                    

A/n.
Ciąg dalszy dnia wczorajszego, ponieważ nie miałam już siły poprawiać go i edytować w nocy ;3

-O czym tak myślisz?- wyrwał mnie z zamyślenia, szturchając mnie delikatnie w ramię.
-O tobie- westchnąłem ciężko, będąc z nim totalnie szczerym, bo i niby dlaczego nie?
-Awww- zachichotał w odpowiedzi, wdrapując mi się na kolana okrakiem -braciszek o mnie myśli? Jak uroczo- pomrukiwał, całując mnie po szyi i dekolcie.
-Nie teraz, Tae, nie mam nastroju- złapałem go za wędrującą w stronę moich spodni rękę i delikatnie ją odsunąłem.
-Ojoj, ale jak to?- zmartwił się teatralnie  -coś się stało?- dodał po chwili, nieco już poważniejszym tonem.
-Ehh- nabrałem do płuc powietrza, nie wiedząc od czego zacząć, ani czy w ogóle powinienem cokolwiek mówić.
-Hej, przecież rozmawiamy, tak? Powiedz mi, może jakoś pomogę- jak na swój charakterek, chłopak był nadwyraz sympatyczny, a patrząc w jego błyszczące, szeroko otwarte oczy nabrałem nagle odwagi, by jednak się odezwać.
-No wiesz, tak ogólnie... od pół roku jesteśmy oficjalnie rodzeństwem, chociaż nie mieliśmy okazji się poznać, a potem zjawiasz się tu i nagle okazuje się, że jednak jestem homo, który całymi dniami myśli tylko o tym, by przelecieć własnego brata- zakpiłem sam z siebie, czując przy tym jak moje policzki płoną żywym ogniem. Nie odważyłem się nawet spojrzeć mu w oczy, jedynie siedziałem sztywno, przez cały czas wpatrując się ślepo w jakiś punkt za jego plecami.
-Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało- wyraźnie zdziwiony moimi słowami Tae powoli zsunął się z moich ud, zajmując miejsce na siedzeniu obok mnie.
Musiał chyba źle zrozumieć co miałem na myśli, dlatego chcąc czym prędzej zapewnić go, że między nami wszystko jest w porządku, nachyliłem się nad nim, przypierając go plecami do kanapy.
-Bo mi nie przeszkadza- zacząłem się tłumaczyć, gdy tylko udało mi się złapać z nim komtakt wzrokowy  -to znaczy ty mi nie przeszkadzasz, wręcz przeciwnie, bardzo mnie cieszy twoja obecność, tylko że smuci mnie fakt, że za trzy dni rodzice wracają, a ja nie wiem jak uda mi się powstrzymywać się przed dotykaniem cię- w tym momencie moja dłoń wylądowała na udzie chłopaka, gładząc je po całej długości  -albo przed pocałowaniem tych cudownych usteczek- przylgnąłem do niego całym ciałem, starając się go nie przynieść, i złaczyłem nasze usta w namiętnym pocałunku.
Wkrótce poczułem pod koszulką dłonie blondyna, zaciskające się na moich plecach, wbijające co chwilę paznokcie w moją skórę.
Im dłużej tak trwaliśmy, tym bardziej nabierałem pewności, że nie dam rady trzymać się od tego maluszka z daleka.
-Wymyślimy coś- odezwał się nagle tym swoim uroczym, niewinnym głosem, aż przeszły mnie po plecach dreszcze -zawsze możemy powiedzieć im prawdę.
-Nie ma takiej opcji, koteczku, ale masz rację, coś wymyślimy- powędrowałem dłońmi w kierunku jego spodni, by się ich pozbyć  -musimy, bo nie przeżyję dnia, w którym nie dane mi będzie cię przelecieć.
Kiedy udało mi się pozbyć z Taehyunga zbednego materiału, chłopak od razu odwrócił się tyłem do mnie, wypinając się najwdzięczniej, jak potrafił. Fala gorąca zalała mnie na widok tych pięknych, kształtnych pośladków  czekających na mnie.
-Tak szybko?- zaśmiałem się zadziornie, kładąc jedną dłoń płasko na jego placach, drugą zaś pozbywając się swojej bielizny.
-Bierz mnie, tak bardzo się za Tobą stęskniłem- jęknął uwodzicielsko, delikatnie poruszając przy tym swoimi wąskimi bioderkami.
Boże, jak on na mnie działał! Bez chwili namysłu zacząłem niezdarnie przygotowywać go do penetracji, trzęsąc się przy tym z podniecenia. Jeszcze nawet do niczego nie doszło, a ja już ledwo się trzymałem.
Nie chcąc marnować czasu, wysunąłem z niego palce i przyłożyłem na ich miejsce swojego twardego penisa, który pokryty już był preejakulatem.
-A nie będzie cię za bardzo boleć?- zapytałem jeszcze, pocierając główką swojego przyrodzenia o dziurkę młodszego.
-Nie, Jungkookie, chę mieć cię już w sobie- sapnął w odpowiedzi, wypychając tyłeczek jeszcze bardziej do tyłu, nabijając się przy tym na mnie odrobinę.
-Oh, jaki chętny- rzuciłem, wciągając łapczywie powietrze w płuca.
-Tak, Jungkookie, wejdź już we mnie, proszę- odpowiedział mi od razu, chociaż nie spodziewałem się, że cokolwiek jeszcze powie.
Nie zwlekając, spełniłem jego prośbę i wbiłem się w niego tak głęboko, jak tylko mogłem, po czym zatrzymałem się na chwilę i objąłem go w pasie, by miał chwilę na przystosowanie się.
-Już możesz, tylko szybko- wyszeptał po krótkiej chwili i jak na zawołanie zacząłem poruszać biodrami w dość szybkim tempie.
-Długo tak nie wytrzymam, maluszku- uprzedziłem go, nie zwalniając ani na chwilę.
-Nie szkodzi, ja też zaraz...
-Cholera, jesteś taki idealny- warknąłem, przerywając mu, po czym zwiększyłem tempo, uderzając mocno, jak się okazało, prosto w jego prostatę.
-Oh tak- wijący się pode mną Tae jęczał głośno, krzycząc co chwilę moje imię.
Będąc już bliski orgazmu, nachyliłem się nad nim i chwytając w dłoń jego męskość, wykonałem kilka ostatnich, mocnych pchnięć, po czym opadłem na jego plecy, szczęśliwy.
-Kocham to tak bardzo- powiedział po chwili, będąc wyraźnie pełnym energii, podczas gdy ja sam ledwo mogłem złapać oddech.
-Co kochasz?- zapytałem niepewnie, gdyż mój przegrzany mózg nie był w stanie przetworzyć tej informacji.
-Kocham uprawiać z toba seks, głupi ty!- rozbawiony nie wiem czym blondyn pacnął mnie lekko w ramię, po czym wygrzebał się spod moich ramion i wstał, nie przejmując się własną nagością, ani bałaganem  -idę wziąć prysznic, a ty możesz tu za ten czas ogarnąć, bo za chwilę czekają nas zakupy- przykazał, jak bym w sekunde przeszedł z najlepszego kochanka na świecie do osobistej pokojówki.
Niestety nim zdążyłem ogarnąć co się dzieje  i jakoś zareagować, ten mały cwaniaczek zdążył już schować się za zamkniętymi drzwiami łazienki.
Nie mając zbyt dużego wyjścia, godząc się ze swoim losem pokornie wziąłem się za doprowadzenie salonu do stanu używalności, po czym poszedłem w ślady młodego i również udałem się pod prysznic.
Około pół godziny później- tak to jest, kiedy masz braciszka lalunię, który nie wyjdzie z domu bez idealnej fryzurki -opuściliśmy mieszkanie, by udać się do pobliskiego marketu po zapasy do lodówki.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

-Nie, bo jestem uczulony!- burknął z niezadowoleniem blondyn, kiedy zaproponowałem mu na dzisiejszy obiad krewetki.
-A może makaron z serem?- zapytałem, powoli tracąc już cierpliwość
-Nie, bo mam po serach mdłości- skrzywił się na moją propozycję.
-A kurczak?
-Nie jadam białego mięsa
-Pizza?
-Jedliśmy przedwczoraj
-Pierogi?
-Od mąki mam wzdęcia
I tak w kółko, już od przeszło godziny, a ja z każdą kolejną sekundą miałem coraz większą ochotę po prostu wyjść i skoczyć na piwo z kumplami, czy zrobić cokolwiek, byle by odpocząć od pana "jestem głodny, ale nie zjem niczego".
-Wiesz co, mam dość! Od dzisiaj ja gotuję co chcę, a ty albo jesz, albo chodzisz głodny!- ryknąłem na niego, zwracając na nas uwagę przechodzących osób, po czym odebrałem mu wózek sklepowy i żywym krokiem ruszyłem przed siebie, z zamiarem skończenia tych zakupów czym prędzej. Nie przejmowałem się nawet brakiem młodego w zasięgu wzroku, licząc na to, że nie jest na tyle głupi, by uciec i zgubić się w obcym mieście.
-Jungkookie, ja naprawdę mam uczulenie na krewetki- podskoczyłem w miejscu, słysząc nagle głos Taehyunga za swoimi plecami.
Wpatrując się we mnie maślanymi oczkami, ukratkiem wsadził do wózka butelkę tequili i zgrzewkę mojego ulubionego piwa. Po prostu nie mogłem nie rozczulić się na ten widok, więc od razu przyciągałem go do siebie i pocałowałem czule, na co jego usta od razu wykrzywiły się w uśmiech.
Po zapłaceniu niebagatelnej kwoty za zakupy, spakowaliśmy się do auta i wróciliśmy do domu, gdzie zrobiłem nam na obiad zwykłe spaghetti, które na szczęście zostało przez młodego zjedzone. Resztę dnia spędziliśmy leniwie przy muzyce, alkoholu i grze w karty, co chyba stanie się naszą tradycją, ponieważ nic nie było lepszą rozrywką, niż partyjka pijackiego remika z Taehyungiem.
Spędzając z nim każdy dzień sam na sam, właśnie w ten sposób, czułem się spełniony, jak gdybym do szczęścia potrzebował tylko jego towarzystwa.

168 Godzin  *vkook*Where stories live. Discover now