Prolog

3.2K 59 2
                                    

Dwa uderzenia serca. 

Tyle wystarczyło abym przestała czuć, oddychać, żyć. Przeszłość uwielbia mnie dręczyć, znęcać się nade mną i żywić moim bólem. Wspomnienia dały mi w twarz. 

Jednak mojej skorupy nie umiałam się pozbyć i nigdy nie dam jej pęknąć. Od tego zależy moje życie. 

Wchodząc do gabinetu, wiedziałam co mnie czeka. Spodziewałam się ujrzeć demona. Pełnokrwistego, dumnego i aroganckiego demona. Mogłabym go oskalpować. Patrzeć na twarz, łamiąc powoli kości i wbijając szpilki w mięśnie. 

Usłyszałam chrząknięcie i wzrok powędrował w stronę mojego szefa. Był zdenerwowany, wywnioskowałam to z jego spoconego czoła, drżących dłoni oraz nieobecnego wzroku. Stał przy oknie podczas gdy jego fotel biurowy, zajął czart w czystej postaci.

Salon masażu tonął w długach, lecz nikt prócz mnie, nie zwracał na to uwagi. Wiedziałam co się stanie. I stało. W tym przypadku zmieniło się miejsce pracy mojego, byłego już szefa. Nawet nie było mi go szkoda. 

Nikogo nie było mi szkoda. 

Spojrzałam na człowieka w skórzanym fotelu. Uważnie mnie obserwował, nie uśmiechając się nawet odrobinę. Jedynie jego wzrok parzył mi włókna na ciele. Zmroziłam go wzrokiem, na tak nieokrzesane zachowanie. 

-Małgosiu, pozwól. 

Mój stary szef zapomniał jak obchodzić się z ludźmi. Kiedyś pełny dumy, dziś patrzył jak ukryć wypity podczas pracy alkohol. Stracił wszelki szacunek w moich oczach. 

-Proszę usiąść. 

Chłodny ton jaki usłyszałam, przyprawił mnie o dreszcze i mdłości. Znałam go zbyt dobrze i nienawidziłam słyszeć. Przypominał mi o tym. Za każdym razem jak nowy nóż w ciele. 

Usiadłam naprzeciwko mężczyzny, w czarnej jak smoła piekielna koszuli. Jasno niebieskie oczy skanowały mnie zbyt dokładnie. Ton ciemniejsze włosy,niż te które znałam, zostały dokładnie przeczesane. Lewa dłoń ułożyła kędziorki w znanym im kierunku lecz i tak opadły na czoło. 

-Mam wrażenie, że Pani mnie zna i bez reszty nienawidzi-odezwał się czarnowłosy i oparł plecami o fotel-Pani wzrok mnie zabija. 

-W jakim celu mnie wezwano? 

Nie miałam zamiaru być uprzejma. Była sobota, dzień wolny. Zadzwonili do mnie gdy wyszłam z domu. W pięknej sukience, wyszykowana na dzień, który był moim przekleństwem. Nienawidziłam ckliwych momentów, pełnych łez i złudnej radości. Ale to jedynie moja wina. 

I mężczyzny. 

Siedziałam prosto niczym struna, z grymasem niechęci na twarzy. Trzymałam dystans zarówno mentalny jak i osobisty. Mój towarzysz po drugiej stronie biurka, zmienił podejście. 

-Salon zbankrutował-powiedział, jakby jego to nie obchodziło-Odkupiłem długi, tym samym stając się jego właścicielem. Mam obowiązek poinformować o tym pracowników. 

Nie uśmiechał się, był sztywny jak na pogrzebie. Jednak kąciki jego ust formowały linie uśmieszku triumfu.  Ostentacyjnie spojrzał na masywny zegarek i wzdychnął teatralnie ciężko. 

-Niech mnie Pani posłucha-mówił, widząc moją odpychającą postawę-Albo żyjemy w zgodzie albo toczymy wojnę. Pani wybór. 

-Co ma Pan do zaoferowania?

Chciałam mieć to z głowy. Wyjść, widzieć go tylko przy podpisywaniu dokumentów i nigdy więcej. 

-Porozmawiajmy. 

Rubinowe ustaWhere stories live. Discover now