VII

1K 30 6
                                    

Nigdy nie żałowałam podjętych decyzji. Zabici nie prześladowali mnie, krew nie brzydziła. Myśliwi jak ja, wyznaczali nagrody za największych zbrodniarzy. Polowania zaczynały się zawsze dwa dni po pełni i nikt nie mógł zarzucić mi niedokończenia zaczętej pracy.

Aż do teraz. Zawaliłam, pozwalając Damianowi żyć. Był jednym z nieosiągalnych dla początkujących i dla wprawionych w polowaniach, Myśliwych. Jedynie ja i dwie inne osoby dostały pozwolenie na załatwienie tej sprawy. Oszczędzamy się jak to tylko możliwe, nie narażamy się zbytnio ale nie zaniedbujemy wyroków. 

Nazwano mnie Cieniem, bo nigdy nie dałam się złapać. Zawsze jestem o krok od celu i nie zaniedbałam nigdy żadnej misji. Rządzimy się swoimi ustalonymi prawami. A jednak żadna z nas rodzina i nie znamy się w ogóle. To sprawia,że jestem zdana na siebie. 

Nikt mnie nie zna, nie wie kim jestem i gdzie mieszkam. 

Nikt nie wie, że zniknęłam. Być może zorientują się za późno.

Znów ten otępiający zmysły szum w uszach sprawił,że nie wiedziałam co się działo wokół mnie. Jednak czułam dziwne mrowienia, fale ciepła przepływające przez nerwy. Nie mogłam się zorientować, co się ze mną właściwie działo.

Otworzyłam oczy i potrząsnęłam głową, nabierając szybko powietrza. Mój mózg jeszcze nie przyzwyczaił się do nowej sytuacji, było mi ciężko zorientować się w otoczeniu. Widziałam oświetloną część jakiegoś pomieszczenia i kilku mężczyzn, siedzących przede mną na zdobionych krzesłach. 

Pomrugałam szybko, odzyskując zdrowy rozsądek gdy ujrzałam Kamila ze swym głupim uśmieszkiem. Wlepiał we mnie te miodowe oczy i poprawił się na krześle, siadając wygodniej. Przebiegłam spojrzeniem po innych. Byli tam też dwaj, którzy mnie przesłuchiwali, chyba wczoraj. Nie wiem jaki był czas, dzień czy noc. 

Przez plecy przebiegł mi dreszcz, poczułam na sobie czyjąś dłoń i to ona wywołała taką reakcję. Dopiero to mnie otrzeźwiło i spojrzałam na ludzi obok.  Trzymało mnie dwóch osiłków, zapewne w obawie,że mogłabym się wyrwać i uciec, zabijając resztę po drodze. Uprzedzili ich, że jestem do takich rzeczy zdolna.

Lecz nie to było przerażające. Stałam na samym środku, prawie w całej swej okazałości. Miałam na sobie jedynie cienką halkę i byłam podniecona. Moje ciało płonęło i nie miałam na to wpływu. Ten płomień, prawie zapomniałam jakie to uczucie, pragnęłam zaspokojenia lecz jednocześnie mój rozsądek kazał działać. Musiałam uciec, nie patrząc na nic. Moje myśli przerwało szarpnięcie za włosy, tak mocne,że nie mogłam odwrócić głowy w tył.

-Pamiętasz?-szept Damiana wywołał moją reakcję mimo woli i zadrżałam na ten ciepły podmuch na szyi-Weszłaś do mojego klubu jak kot. Mimo,że się wyróżniałaś, udało ci się chować przede mną i moimi ludźmi. Dokładnie jak ja teraz, stałaś za mną celując w potylicę.

Chciałam coś powiedzieć ale mnie uprzedził, przybliżając usta do mojego ucha.

-Ja nie mam broni-zaśmiał się chytrze i dodał głośniej-Broni jako takiej, oczywiście. Nie wiesz co się stanie ale zapewniam cię, to potrwa.

Po tych słowach zostałam pchnięta w przód i na chwiejnych nogach, podeszłam do jakiegoś stolika lub biurka. Nie było mi dane się przyjrzeć. Od razu gorące ciało spotkało się z chłodem mebla. Moje nadgarstki nadal były mocno trzymane przed dwóch osiłków i każda próba ich wyszarpnięcia kończyła się tak samo. Bólem i większym ich ściskaniem. Uniosłam głowę wraz z górną częścią ciała, gdy brzuch przyzwyczajał się do zimnego drewna.

Spojrzałam przed siebie, patrząc w zielone tęczówki, w których czaiła się przebiegłość. Szarpnęłam się mocniej lecz i tym razem nic to nie dało. Pokręcił głową i usiadł na krześle metr przede mną, pochylając się do przodu. Uśmiechał się przyjaźnie lecz to był zwykły fałsz.

Rubinowe ustaWhere stories live. Discover now