51

4.7K 567 446
                                    

Drugi na dziś! Sprawdź, czy przeczytałeś poprzedni!

Harry

Byliśmy z Louisem już trzy lata razem. Moja miłość do niego ani na chwilę nie zmalała. Nigdy w niego nie zwątpiłem. Kilka miesięcy temu musieliśmy się przeprowadzić. Łowcy masowo wybijali wampiry. Stało się to zaraz po morderstwie kilku rodzin łowców. Najgorsze było to, że rodzina Louisa została bestialsko zabita. Nawet jego malutkie siostry. Zrobiła to grupa wampirów, którą już spotkała sprawiedliwość. Gemma wraz z Radą się tym zajęli. Znaleźli winnych i zabili. Niestety to nie mogło przywrócić życia ludziom. Louis strasznie cierpiał. Z dnia na dzień było coraz gorzej. A ja nie potrafiłem mu pomóc.

Codziennie przy nim byłem. Próbowałem podnieść go na duchu, ale całkowicie się załamał. Stał się obcym człowiekiem. Już go nie poznawałem. Po moim uroczym i małym chłopcu został jedynie cień. Mało się odzywał i ciągle gdzieś wychodził. Nigdy mi nie mówił, a gdy próbowałem iść za nim, on ode mnie uciekał. To mnie bolało. W swoim życiu zapomniał o mnie. Ale ja nie zamierzałem odpuścić. Musiałem o niego walczyć. Sam kiedyś też znalazłem się w takiej sytuacji i nie wynikło z tego  nic dobrego.

Dzisiaj było tak samo jak wczoraj. Obudził się przed wieczorem. Odsypiał wczorajszy wypad na miasto. Ubrał się i chciał wyjść. Znów próbowałem zatrzymać go w mieszkaniu. Wyśmiał mnie i powiedział parę bolesnych słów. Przeszłości nie da się zapomnieć. Wiedział, co mnie zaboli.

- Błagam cię, Lou... - szepnąłem, łapiąc go za rękaw. - Nie wychodź.

- Daj mi w końcu spokój! - warknął. - Jeśli ci przeszkadzam, to może już mam nie wracać?

- Kocham cię, najbardziej na świecie, aniołku. - powiedziałem, czując napływające łzy do oczu. - Pozwól sobie pomóc.

- Wrócę rano. - dodał i wyszarpnął rękę.

Skierował się do drzwi. Nie wziął nawet ze sobą kurtki. Wyszedł w samej bluzie. Był początek zimy. Zawsze ta pora roku kojarzyła mi się z samymi dobrymi wspomnieniami. To był dobry czas, zakochiwałem się coraz bardziej w szatynie. Miesiąc później zostaliśmy państwem Tomlinson. Zrobiłem ojcu na złość i nie zostałem przy swoim  nazwisku. Kochałem i nadal kocham niebieskookiego, ale nie wiedziałem już co robić. Patrzyłem na zamknięte już drzwi. Znów wyszedł i mnie zostawił.

Zadzwoniłem do Zayna. Było mi źle. Chłopaki próbowali mi pomóc, ale sami nie wiedzieli co można w tej sprawie zrobić. Malik odebrał po drugim sygnale. W słuchawce słyszałem radosny śmiech Nilla i głośny krzyk Liama. Przynajmniej oni mieli się dobrze. Potrzebowałem z kimś porozmawiać i się wyżalić. Mulat wysłuchał mnie uważnie i powiedział, że na pewno wszystko się ułoży, że szatyn potrzebuje czasu. Pewnie wciąż jest w szoku po śmierci rodziców i ukochanego rodzeństwa. Próbowałem to zrozumieć, ale nie mogłem patrzeć, jak się wyniszczał. Rozmawiałem z przyjacielem przez godzinę. Trochę mi ta rozmowa pomogła. Gdy rozłączyłem się, spojrzałem na zegarek. Louisa nie było już pond dwie godziny. Martwiłem się, tak jak za każdy razem, gdy gdzieś znikał.

Postanowiłem go poszukać. Nie wytrzymałbym kolejnej nocy spędzonej na domysłach i wymyślaniu najczarniejszych scenariuszy. Przebrałem się i biorąc kurtkę, wyszedłem z domu. Trochę zdążyłem poznać już okolicę. Było to dużo mniejsze miasto niż Doncaster. Najpierw sprawdziłem park. Nigdzie nie widziałem znajomej sylwetki. Stare magazyny zostawiłem na koniec. To właśnie tam znalazłem mojego szatyna. Trzymał jakiegoś mężczyznę za kołnierz i przyciskał do ściany.

- Louis! - zawołałem.

Przerwał wykonywaną czynność i spojrzał na mnie. Dzięki latarni ulicznej widziałem jego ubrudzoną krwią  twarz. Spojrzenie miał dzikie, wydawał się wystraszony. Chyba nie docierało do niego co się wokół dzieje. Puścił mężczyznę, a ten opadł na zimny beton.

- Co się z tobą stało, Louis? - szepnąłem. - To nie jesteś ty...

- A niby kim jestem? - prychnął i odwrócił się przodem do mnie. - Kim jestem Harry?

- Chłopiec którego kochałem powoli znika. Proszę... nie, ja błagam, Lou. Daj sobie pomóc, nie musi to tak wyglądać. Obiecuję, że sobie poradzimy.

- Już sobie radzę. - mruknął i kopnął butem nieprzytomnego lub martwego mężczyznę. - Nie potrzebuję cię, wampirze.

- Kocham cię, Louis. - powiedziałem i podszedłem bliżej niego.

Zatrzymałem się metr od niego. Spojrzałem w jego oczy, z których nie potrafiłem nic odczytać. Kiedyś tak nie było. W jego niebieskich tęczówkach była miłość i szczęście.

- Wiem to. Powtarzasz się. - westchnął znudzony.

- Przepraszam cię, Lou. - powiedziałem i dałem jeszcze dwa kroki. - Naprawdę nie chcę tego robić, ale nie dajesz mi wyboru. Kocham cię i nie pozwolę, abyś zginął przez swoją głupotę. Jest tu kilku łowców. Nie mogę cię stracić. Jesteś moim promyczkiem słońca, który wniósł światło w moje życie.

- Skończ tę cnotliwą gadkę. - przewrócił oczami. - Bo się wzruszę.

- Przepraszam cię, robię to dla ciebie.

Złapałem go w żelazny uścisk i przytrzymałem. Jedną ręką sięgnąłem po strzykawkę, spoczywającą w mojej kieszeni. Wbiłem igłę w jego szyję, wstrzykując zawartość. Jego ciało stało się wiotkie i teraz tylko ja go przytrzymywałem. Sprawdziłem jeszcze co z mężczyzną. Nie żył.

- Nienawidzę cię! - krzyknął. - Zabiję cię, słyszysz?! Zamorduję cię przeklęty wampirze!

Wziąłem go na ręce i przytuliłem do siebie. Tak bardzo go kochałem. Nie mogłem pozwolić mu, aby stał się takim potworem, jakim ja byłem kiedyś. Miałem cały swój świat w swoich rękach i zamierzałem go ocalić.


❇❇❇❇❇❇❇❇❇❇❇❇❇❇❇❇❇❇❇❇

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki!

Chciałam zacząć tylko rozdział, ale w końcu wyszło na to, że pociągnęłam to dalej.

Więc oto nadchodzę z drugim rozdziałem na dziś. :D

Co myślicie o Lou?

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Dobranoc!

Craving ~Larry ❌Where stories live. Discover now