12🚬

901 212 42
                                    

- Nie uwierzysz! - kobieta wchodzi do mojej sali cała w skowronkach, uśmiechając się od ucha do ucha i trzymając dłonie na swoim brzuchu, który, w ósmym miesiącu, jest naprawdę duży.

- Jestem ateistką, więc masz rację, nie uwierzę. - prycham pod nosem, obserwując jak ta powoli zajmuje swoje miejsce.

- Michael kupił dom. Przeprowadzamy się z naszego małego mieszkania, do spokojnego domku na uroczym osiedlu. - przygryza wargę, opierając głowę o dłoń i szczerząc się jakby ktoś przykleił jej do twarzy banana.

- Pan idealny wciąż jest idealny. Jupi! - rzucam ironicznie, ale ta nawet nie zwraca na to uwagi.

- Codziennie powtarza mi jak bardzo cieszy się, że będziemy rodzicami. Już nawet zabrał się za dekorowanie pokoju dziecięcego. Maluje w nim swoje ukochane bajki z dzieciństwa. Szczególnie podoba mi się Król lew nad łóżeczkiem małej.

- Wspaniale... bijmy brawo naszemu Supermanowi. - odwracam się od kobiety, przez co ta w końcu skupia swoją uwagę na mnie.

- Hej... co jest? - pyta, kładąc rękę na moim ramieniu - Powiedziałam coś nie tak?

- Nie, wszystko jest okej... - wzdycham, zamykając oczy i nie mając ochoty dłużej z nią rozmawiać.

- Ale...

- Czy mogłabyś wyjść? Jestem zmęczona, potrzebuję odpoczynku. - przerywam jej, rzucając szorstko i wrednie.

- Tak... p-przepraszam. Już w-wychodzę. - mówi słabym i smutnym głosem, przytakując głową i wstając powoli ze swojego miejsca.

Nie odzywam się ani słowem. Po prostu odprowadzam ją wzrokiem do wyjścia, po czym zakopuję się w pościeli, zakrywając nią swoją głowę. Jak na ten dzień, mam dość wszystkich i wszystkiego. Ta krótka rozmowa już wystarczająco wyprowadziła mnie z równowagi. To wszystko jest do dupy.

Dziś mogłabym umrzeć, a przynajmniej reszta mojego ciała mogłaby...

...bo serce odeszło już dawno.

Tale × CamrenWhere stories live. Discover now