Rozdział 20

170 16 0
                                    

Tris

Patrzę na niego szeroko otwartymi oczami.
- Podobna do mnie?
- Tak. A jednocześnie całkiem inna. To tak jakby... twoja siostra bliźniaczka. Każdego dnia była coraz bardziej się od ciebie oddalała. Była ciekawska, miła, przyjacielska. Kiedy pierwszy raz poszedłem z nią porozmawiać byłem tak samo sceptyczny jak ty. Ale ona... naprawdę... Była w porządku. Szkoda, że już jej nie ma.-
Nie odpowiadam. Nie wiem, co miałabym powiedzieć. Nagle ulatuje ze mnie cała złość na dziewczynę, ktora nosiła moje imię.
- Zrozum, Tris. Ona... nawet gdyby żyła, nie byłaby w stanie zastąpić ciebie. Ale ty... Ty nie jesteś w stanie zastąpić jej.
Patrzę mu w oczy i po raz pierwszy widzę w nich łzy. Nie, nie poraz pierwszy, przypominam sobie. Widziałam, że płacze po śmierci ojca, po ataku na siedzibę Erudycji. Ta dziewczyna... Tris. Musiała wiele dla niego znaczyć.
- Zostawię Cię teraz, żebyś mogła to sobie przemyśleć.
Wstaje, ale kiedy się odwraca chwytam go za nadgarstek.
- Dziękuję, że mi to powiedziałeś.
Peter patrzy na mnie spod zmarszczonych brwi, jakby się nad czymś zastanawiał. Pochyla się, ale rozmyśla się w ostatniej chwili i całuje mnie w czoło, a nie w usta, za co jestem mu wdzięczna.
- Wróć przed zachodem słońca, dobra? - rzuca na odchodnym. - Cztery będzie się martwił.

W dzień przesłuchania budzę się, kiedy wszyscy inni są już na nogach. Mam tak ściśnięty żołądek, że na pewno nie będę mogła nic zjeść.
O dziwo moją pierwszą myślą jest Caleb. Nie widziałam go, odkąd wróciłam do Chicago. Tak było lepiej. Ale dzisiaj, kied już zostanę oczyszczona z zarzutów, będę mogła z nim w końcu porozmawiać. Kolejna osoba, która będzie musiała przeżyć szok.
Zwlekam się z łóżka i idę do łazienki. Kiedy wracam wszyscy siedzą na podłodze na środku pokoju i jedzą kanapki z wielkiego talerza.
Siadam między Christiną a Uriahem i biorę jedną z kanapek do ręki. Przyglądam jej się przez chwilę. Niczym nie różni się od wszystkich innych kanapek na świecie, w tym od tych, które jadłam codziennie mieszkając w piwnicy i celi. Odkładam chleb na talerz.
- Powinnaś coś zjeść - mówi Shauna.
- Nie mam apetytu - oznajmiam.
Kiedy z talerza znika ostatnia kanapka wstaję.
- Jedziemy do Prawości?
Tobias też wstaje, ale dużo wolniej niż ja, jakby nie śpieszyło mu się, żeby już to wszystko zakończyć.
- Musimy zaczekać na Harrisona - mówi. -  Chciał, żebyście mieli eskorte, a ja się z nim w pełni zgadzam.
Zeke kiwa occhoczo głową i mamrocze coś z pełnymi ustami.
Więc czekamy.

Mija chyba cała wieczność, zanim zjawia się Harrison otoczony przez żołnierzy z Nieustraszoności. I Agencji.
- Matthew! - wołam i podbiegam do niego nie zwracając uwagi na pozostałych żołnierzy. - Co ty tu robisz?
Chłopak się uśmiecha.
- O to samo módłbym zapytać ciebie. Mel opowiedziała mi o waszej wizycie w Erudycji. Uprzedziłem Caleba. Będzie na nas czekał w Prawości.
Nie wiem czy mam się cieszyć czy nie, więc tylko kiwam głową.
- Dobra, wystarczy tych pogaduszek - Harrison macha w stronę drzwi. Nie wygląda na poirytowanego, tylko na zmęczonego, ale i tak patrzy na mnie krzywo. Wiem, że mnie nie znosi.

Wychodzimy z budynku, przed wejściem czeka na nas kilka samochodów.
- Nie jedziemy pociągiem? - pyta Christina.
Cztery wzdycha.
- Wiedziełem, że będą pytania, po prostu wiedziałem. Jak chcesz, jedź pociągiem. Podejrzani i liderzy jadą samochodami.
Kiedy wsiadam do samochodu razem z Matthew, dwoma żołnierzami i Willem widzę Shaune, która macha mi na pożegnanie z pocieszającym uśmiechem. Musi zostać z wiadomych przyczyn.
Samochód rusza, a ja zaczynam się naprawdę denerwować. Podświadomie podnoszę rękę do ust i zaczynam obgryzać paznokcie, co jest dość trudne, bo większość obgryzłam w ciągu kilku ostatnich dni, więc teraz niewiele zostało.
- A mówiliśmy ci, żebyś zjadła śniadanie - Will kręci głową. - Jak skończysz możesz poobgryzać sobie moje.
Uśmiecham się i kładę rękę ba kolanach.
- Dlaczego nic nie wiedzieliśmy o samochodach, o żołnierzach z Agencji... - zwracam się do Matthew.
Chłopak wzrusza ramionami.
- Nie wiem. Cztery do mnie zadzwonił i kontaktowałem się tylko z nim.
- Aha.
- Nic wam nie powiedział?
Will znowu kręci głową, a ja odwracam głowę do okna.
- Nie. Słowem się nie odezwał.

Deserted ✔Where stories live. Discover now