Rozdział 22

194 14 14
                                    

Tobias

- To nieprawda - szepczę, po czym powtarzam głośniej. - Moja matka jest w Nowym Jorku.
Do tej pory z ulgą wierzyłem w każde słowo Petera, ale teraz nie jestem w stanie przyjąć do wiadomości tego co powiedział.
Moja matka nie może być w to zamieszana. To absurd. Niby dlaczego miałaby współpracować z Jeanine Matthews.
Nagle drzwi się otwierają i do sali wpada Zeke.
- Cztery! - woła kiedy mnie zauważa.
Podbiega do mnie i mówi ci cicho.
- Widziałem Evelyn.
- Co?
- Jedna z kamer w Chicago ją zauważyła. Myślałem, że wyjechała.
Zamykam na sekundę oczy. Cokolwiek wyprawia moja matka, nie jest to nic dobrego.
- Ja też - mówię i wstaję. - Jack, muszę iść, ale przedłuchajcie resztę beze mnie.
Kang kiwa głową, a ja idę za Zeke do drzwi.
- Chyba wystarczy... - mówi Niles. - Następna osoba.
Słyszę szelest papieru, kaiedy Jack zerka na kartkę.
- Beatrice Prior.
Zatrzymuję się tuż przed drzwiami.
Tris. Nie będę mógł usłyszeć, co mówi, ale to nie ważne. Jest odporna na serum. A całe przesłuchanie i tak nie ma już dla mnie znaczenia.
- Cztery? - pyta Zeke. - Idziesz?
Rzucam mu krótkie spojrzenie i odwracam się.
- Pozwól mi - Tris wyciąga rękę po strzykawkę z serum. Niles podaje jej po krótkim wahaniu.
- Tris - mówię, dziewczyna się odwraca, wpatruje się we mnie szeroko otwartymi, niebieskimi oczami.
Pokonuję dzielącą nas odległość kilkoma szybkimi krokami.
Nie lubię mieć publiczności. Chciałbym móc paść przed nią na kolana i błagać o wybaczenie, ale to nie jest odpowiednie miejsce, ani czas.
Byłem głupi.
Biorę jej twarz w dłonie, obejmuję ją w pasie i całuję lekko w usta. Jej mięśie się napinają, ale oddaje pocałunek, jednak go nie pogłębia, ani nie przyciąga mnie bliżej. W pewien dziwaczny sposób wciąż pozostaje między nami dystans.
Odsuwam się i choć widzę w jej oczach pytanie nic nie mówię, nie patrzę na nikogo, po prostu wychodzę nie odwracając się.

Przez chwilę ja i Zeke idziemy w ciszy, jednak w końcu chłopak nie wytrzymuje.
- Co to miało być?
Kręce głową.
- Sam nie wiem.
- Mówiłeś, że zaczekasz do przesłuchania.
- No i jakoś bardzo się nie pomyliłem.
Zeke wzdycha, ale nie drąży tematu. To dobrze, bo nie wiem, co miałbym mu powiedzieć.
Wskakujemy do pociągu, a ja podejmuję inny temat.
- Co z Evelyn?
- Właśnie! - woła Zeke, jakby zupełnie o tym zapomniał. - Widziałm ją na monitorze w pomieszczeniu kontrolnym. Kręciła się w pobliżu budynku Hancocka, ale nie zbliżała się do tamtej piwnicy.
Marszczę brwii. Nie mam pojęcia, co ona może tu robić, ani w ogóle kiedy przyjechała. Dlaczego nic mi nie powiedziała. Dlaczego...
Kręce głową. Za dużo pytań, a jak narazie jedyna odpowiedź jest dla mnie zbyt bolesna i absurdalna, żeby brać ją pod uwagę.
- Co o tym myślisz? - pyta chłopak.
- Nie wiem - odpowiadam. - Zupełnie tego nie rozumiem. Dlaczego Jeanine i Evelyn miałyby współpracować?
Zeke zastanawia się przez chwilę.
- Czy one obie nie są z Erudycji?
- I co z tego? - pytam odrobinę zbyt ostro.
- Nic, po prostu pomyślałem, że...
- To źle pomyślałeś - mówię i wskakuję z pociągu. Może niepotrzebnie się wściekam, ale naprawdę nie podoba mi się sposób myślenia Zeke. I Christiny. Kiedy tyllo coś się dzieje wysuwają najprostrze wnioski, które w ogóle nie mają sensu.
- Gdzie idziemy? - pytam kiedy jesteśmy w Jamie.
- Do pomieszczenia kontrolnego.
- Mamy własne komputery.
- Do pomieszczenia kontrolnego.
- Zeke, przecież...
- Do pomieszczenia kontrolnego!
Zeke wygląda jak małe dziecko, któremu rodzice nie chcą dać ulubionej zabawki. Kręcę głową. Czasem mam wrażenie, że trzydzieści monitorów zgromadzonych w jednym pokoju to dla nuego najpiękniejszy widok na świecie.
- Dobra już - kręce głową. - Chodźmy do pomieszczenia kontrolnego.
Kiedy wchodzę do środka Gus marszczy brwi, ale kiwa mi głową. Uśmiecha się natomiast, kiedy widzi Zeke. Najwyraźniej jego widok wszystko wyjaśnia.
- Cześć - witam się z Gusem i wskazuję na wolny komputer. - Możemy?
Mężczyzna uśmiecha się w odpowiedzi.
- Jasne, ale ten tu chyba.mie potrzebuje pozwolenia.
Odwracam się. Ezekiel siedzi już orzed komputerem i usiłuje zgadnąć hasło.
- Zeke...
Chcę mu powiedzieć, że hasło jest na kartce w biurku Gusa, ale chłopak najwyraźniej go nie potrzebuje.
Hasło uznane. Trwa logowanie. Proszę czekaj.
Siadam obok przyjaciela i kręcę głową.
- Nie będę pytał, skąd wiedziałeś.
- Zgadłem.
- A jakie jest hasło?
- 230720102022.
- I ty to... zgadłeś? Tak po prostu?
- Jasne - Ezekiel wzrusza ramionami. - Nic trudnego.
Wzdycham, a Ezekiel szuka odpowiedniego nagrania. Dziwnie wygląda, kiedy siedzi przed komputerem. Jakby się właśnie do tego urodził. Zeke to Zeke, ale kiedy tylko dorwie się do elektroniki staję się Ezekielem, istnym agentem 008.
- Mam.
Pochylam się nad monitorem.
Kobieta ma na sobie granatowy kaptur, przez co nie widać jej twarzy. Przypominam sobie osobę, która rozmawiała z Erikiem w zaułku.
- Skąd...
- Czekaj.
Nagle zaczyna wiać silny wiatr, kaptur spada na ramiona kobiety. To Evelyn, bez dwóch zdań.
Ezekiel zatrzymuje nagranie, a ja wzdycham.
- Chodźmy do mnie.

Po drodze do mieszkania opowiadam mu co się wydarzyło podczas przesłuchania.
- O kurcze, stary - Zeke klepie mnie po ramieniu. - Niezłe bagno.
- Wiem.
- Co zamierzasz?
- Zadzwonie do niej. Możemy ustalić, gdzie jest jej komórka?
Zeke siada przy moim biurku i włancza mój komputer. Ja bym go włączył, ale on włancza.
- To jeśli będzie w Chicago.
Dzwonię.
- Tobias?
- Cześć, mamo - nastawiam telefon na głośnik, żeby Zeke wszystko słyszał.
- Dawno nie dzwoniłeś. Co u ciebie?
- Przeoraszam, miałem sporo na głowie. Pogrzeb Tris...
- Wiem, wiem. Jak się czujesz?
Zagryzam policzek od środka. Nie wiem, jak ją zapytać o nagranie.
- Mamo, dalej jesteś w Nowym Jorku?
- Tak. Chcesz żebym przyjechała?
- Chciałem się tylko upewnić. Mamy tu teraz straszne zamieszanie związene z rebeliantami.
- Tobias, chyba nie myślisz, że ja mam z tym coś wspólnego?
W jej głosie słyszę troskę, ale i urazę.
- Nie, jasne, że nie. Po prostu lepiej, żebyś wiedziała co się dzieje.
- Masz rację. Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Evelyn się rozłącza. Nie muszę patrzeć na Zeke, żeby wiedzieć co powie. Słyszałem to w jej głosie.
- Nie ma jej w Chicago - mówi chłopak, a ja kręce głową.
- Nie ma. Ale wiesz co jest gorsze?
Nie odpowiada.
- Że nie ma jej w Nowym Jorku.
Okłamała mnie.

Deserted ✔Where stories live. Discover now