Obudziłam się o 5, nie mogłam leżeć i cały czas kręciłam się z boku na bok. Stwierdziłam, że muszę przestać myśleć o tym wszystkim i poszłam założyć swój strój do biegania. Tradycyjnie szorty i koszulka Nike. Szybko założyłam buty i łapiąc telefon z słuchawkami zbiegłam cicho po schodach, a już po chwili biegłam wzdłuż drzew przy drodze.
Ulice były puste a słońce delikatnie przebijało miedzy gałęziami. Nie zwracałam uwagi na wszystko dookoła, mijałam pojedyncze samochody i coraz bardziej znajome mi domy. Nagle w słuchawkach usłyszałam piosenkę, która była moją ulubioną, słuchałam jej przygotowując się na spotkanie z Bradem.
Wszystkie wspomnienia zaczynają do mnie wracać, każdy moment z nim, ta noc…
Nie zauważyłam nawet kiedy po policzkach zaczynają spływać mi łzy i znacznie przyspieszyłam, nic się nie liczyło, chciałam być sama z daleka od tego. Nie zwracałam uwagi na trąbiące samochody, po prostu biegłam przed siebie.
Zbiegłam z jednej z parkowych alejek i oparłam się o jedno z drzew w głębi parku. Zsunęłam się na trawę i schowałam twarz w dłoniach, chciałam krzyczeć.Dlaczego, kiedy czuję, że komuś na mnie zależy i to okazuje wszystko musi się spieprzyć… Czy ja nie mogę chociaż chwilę być szczęśliwa?
Chciałam wstać, ale nie mogłam powstrzymać łez, nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu – od razu podskoczyłam, nie trzeba mi było dwa razy powtarzać.
Jednym ruchem wyrwałam słuchawki z uszu i wykonałam mój typowy odruch obronny nogą.
-Jezus Maria ! Spokojnie, chcesz żebym na zawał zszedł!?
-To nie Jezus, to … Hope – na myśl od razu przychodzi tekst mojej rodziny z Polski ,,To nie Jezus to Bożena…” na co humor lekko mi się poprawia.
-Ok, jestem Alexander, może być Alex – podniosłam oczy na jego osobę i zobaczyłam piękne roztrzepane od biegania ciemne blond, prawie brązowe włosy i rząd pięknych śnieżnobiałych zębów w lekkim uśmiechu. Idealnie zbudowane ciało i tak cudownie zarysowane mięśnie ramion…
-Hej, przepraszam, to po prostu… nieważne
-Co się stało? Dlaczego ty płaczesz?
-Nieważne, to prywatna sprawa.
-Rozumiem, ale nienawidzę kiedy dziewczyna płacze, zabiłbym każdego kto się do tego przyczynia… Jest 5,30 co robisz tu tak wcześnie?
-Po prostu nie mogłam spać, bieganie pomaga mi się uspokoić.
-No właśnie widzę jak się uspokoiłaś… Chodźmy na kawę i może jakieś śniadanie.
-Naprawdę nie trzeba, powinnam już wracać do domu.
-No nie daj się prosić… Okej, zrobimy tak, dzisiaj chwilę razem pobiegamy, a na śniadanie kiedyś jeszcze znajdziemy okazję. – puścił mi oczko i ten piękny uśmiech.
-No dobra na to mogę się zgodzić.– skierowaliśmy się w stronę najbliższej alejki.
Park był jeszcze pusty, dosłownie my i może dwójka innych biegających. Po jakichś 20 minutach usiedliśmy na ławce i już mieliśmy wymienić się numerami, kiedy przypomniałam sobie o moim zakazie rozpowszechniania numeru, więc skończyło się na znajomych w serwisie internetowym.
-Odprowadzę cię.
-Naprawdę nie musisz, mieszkam blisko
-Jesteś tego pewna?
-Tak, już dziś wystarczająco mi poprawiłeś humor.
-To w takim razie mam nadzieję do zobaczenia. – podszedł i mnie przytulił, a ja dosłownie osłupiała lekko odwzajemniłam gest.
CZYTASZ
Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/
Teen FictionChciałam go pocałować a z drugiej strony uderzyć i wykrzyczeć jak bardzo go nienawidzę, jak zawsze strzelam tą złą odpowiedź. -Nienawidzę cię! Przyjechałeś tu żeby popatrzyć jak płaczę?! Myślisz, że nie cierpiałam przez ciebie? Szukałam cię, martwi...