Rozdział 19

3.8K 198 15
                                    

Te pare dni przerwy pomiędzy Świetami a Igrzyskami Olimpijskimi minęły naprawdę szybko.
Wręcz niepostrzeżenie.

W ciągu tego tygodnia robiliśmy z Andreasem to co robi normalna para. Chodziliśmy na randki, jego treningi, w końcu poznałam cała jego rodzine...
Myśle, że polubili mnie, tak jak ja ich. Pani Claudia nawet na pożegnanie szepnęła mi, że cieszy się z tego jak ich syn się ustatkował, znajdując sobie normalna dziewczynę.

Nie zapomniałam oczywiście o Richardzie. Nie miałabym serca odsunąć go na drugi plan ze powodów sercowych. To byłoby nie fair. Nie chce żeby czuł, że coś się zmieniło w naszej przyjaźni.

Aktualnie znowu się pakuje, tym razem do Korei.

- Halo?- odebrałam telefon, który dzwonił mi w kieszeni. Przerwałam na chwile wykonywana czynność.

- Bianca, tu pan Zimmermann. Mógłbym cie zapytać kiedy wylatujesz?

- Umm... razem z cała drużyna. Czyli dzisiaj w nocy. Rano byłam z nimi na odebraniu drużynowych strojów.

- A kiedy zaczynaja się skoki i oficjalne treningi?

- Dopiero za pare dni- patrzyłam w okno na padający śnieg.

- To dobrze, bo musisz przyjść na jutrzejsze zajęcia. Wszyscy są ciekawi twoich dotychczasowych osiągnięć. Zaprosiłem cała dyrekcje żeby się tobą pochwalić. W końcu wyszłaś spod moich skrzydeł pedagogicznych...

- Panie Zimmermann, ale ja miałam jechać z chłopcami. Mam zarezerwowany bilet... poza tym nie uśmiecha mi się samotnie lecieć 11 godzin w innym terminie. Muszę tam być- brnęłam zaparcie w swoje.

- Przykro mi, wszystko jest już ustalone. Do zobaczenia jutro- rozłączył się zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

Jak ja nienawidzę tego człowieka.
Chce mi się krzyczeć ze złości.
Nie no najlepiej by w ogóle było żeby mnie nie puścił. Toż to byłby hit!
Stary grzyb...

Szybko napisałam smsa do Richiego i Andiego z informacja, że wizja naszego wspólnego lotu legła w gruzach.

Oboje odpisali mi zdenerwowani w tym samym momencie myśląc, że nie jadę w ogóle.

Szybko ich uspokoiłam mówiąc iż przylecę kolejnego dnia, a na lotnisko odwiozę ich osobiście jeszcze dzisiaj.

Jestem wściekła, naprawdę.
Napisałam tez do Eurosportu. Kierownik stwierdził, że nie ma problemu, zajmą się przebukowaniem mojego biletu z dzisiejszego na wtorkowy wieczór.

Wściekła zeszłam na dół i założyłam mój płaszcz i szalik.

- Dziecko- tata wyszedł z salonu- gdzie ty się wybierasz? Nie powinnaś się pakować? Wyjeżdzasz za trzy godziny.

Spojrzałam na zegarek na ręce.

- Dwie i pół, gdyby nie zasrany pan od sportowych warsztatów prasowych mamo- założyłam sztyblety.

- Chyba nie chcesz powiedzieć, że zabronił ci jechać?!- otworzyła szczerzej oczy.

- Tylko by spróbował- prychnęłam- pan Zimmermann postanowił zrobić z mojej osoby jakaś wielka gwiazdę na całej uczelni. Stwierdził iż mogę równie dobrze pojechać jutro wieczorem, a w dzień mam przyjść żeby się pochwalić tym co do tej pory zrobiłam- wywróciłam oczami.

- To nie jest aż taka zła wiadomość- założył ręce na klatkę piersiowa.

- Dla mnie jest.

- To w takim razie, gdzie się teraz wybierasz?- chyba pogubił się w moich zeznaniach.

- Pożegnać chłopców na lotnisku. Skoro z nimi nie jadę to chociaż ich odwiozę- zawinęłam się szalikiem.

- Pozdrów w takim razie dwóch mężczyzn twojego serca ode mnie- uśmiechnął się.

- Masz to jak w banku- wykonałam gest marynarski, przykładając dwa palce do głowy, po czym wyszłam.

Przed domem w samochodzie czekał na mnie mój przyjaciel.
Mimo moich smsow nie do końca wszystko zrozumiał, dlatego musiałam mu opowiedzieć wszystko od początku.
I tak zleciała nam droga na lotnisko gdzie wszyscy już byli.

- Panowie Żegnajcie się- powiedział trener słysząc komunikat o ich samolocie- do zobaczenia Bianca! Mam nadzieje, że przyjedziesz jak najszybciej- machnął ręka.

- To pan już wie?- zrobiłam smutna minę.

- Wszyscy wiedza. Jesteś sercem tej drużyny.

- Bardzo dziękuje... będę tak dokładnie pojutrze- zapewniłam go.

- W takim razie do zobaczenia- zaczął iść w kierunku terminalu.

Nadszedł czas na pożegnanie się że wszystkimi.
Wiem, że nie wyjeżdżają na zawsze i zobaczymy się niedługo, jednak wzrusza mnie to w pewnym stopniu.

Na samym początku przytuliłam ukochanego przeze mnie Marcusa.

- Trzymaj się mała, nie daj się im tam. Będę na ciebie czekał- poczochrał moje włosy.

- Pilnuj ich.

Potem objął mnie Karl, Stephan, Richi...
Po pożegnaniu mnie ruszyli za Wernerem z wózkami że sprzętem i torbami.

No i na koniec został ten, którego darzę największym uczuciem. Zarzuciłam mu ręce na szyje.

- Będę za tobą tęsknił- pocałował mnie.

- Przecież przyjadę- zaśmiałam się.

- Dwa dni bez ciebie to jak męka- popatrzył żartobliwie w sufit.

- Aww ale mi się trafił romantyk- zsunęłam mu czerwona czapkę na twarz- Obiecaj, że odbierzesz mnie z lotniska?- wyciągnęłam mały palec w jego stronę.

- Obowiązkowo. Nie będziesz się sama ciągala ze swoimi tonowymi walizkami- złączył go z moim- właśnie chciałem to zaproponować, ale ty musisz być zawsze zorganizowana i szybsza. Nie pozwalasz mi się wykazać w roli dżentelmena- mruknął.

- Andreas!- krzyknął trener.

- Już idę, Jezu!- odpowiedział mu- kocham cie pamiętaj!- wziął swój wózek z torbami i nartami, następnie udając się do reszty.

- Ja ciebie tez!- pociągnęłam nosem, bo chciało mi się płakać.

Czemu ja tak wszystko przeżywam.
To tylko jeden dzień...

***

Kochani kolejny rozdział
6k wyświetleń!!! Cototo się dzieje xd
Miałam wyrzuty sumienia że wczorajsza- według mnie porażkę xdd
Nie chciałam żeby moje rozdziały były takie marne i krótkie 🤷🏼‍♀️
Mam nadzieje że ten go zrekompensuje ❤️
Nie wiem jak mam wam dziękować za każdy pozytywny wydźwięk ❣️
No jesteście najlepsi 😁
Do następnego 😚

„OH, shut up Wellinger" - Andreas Wellinger Where stories live. Discover now