— Znów byłem szybszy, Luka — powiedział Drazan z uśmiechem na twarzy i nutą ironii w głosie. — To już czwarty raz z rzędu. Mówiłem, że mój rakkar jest najszybszy na zamku, i żaden inny nie jest mu równy!
Był przystojnym, szesnastoletnim młodzieńcem z kwadratową szczęką pokrytą lekkim zarostem, widocznie zarysowanymi mięśniami ciała, oraz szarymi oczami odziedziczonymi po matce. Włosy natomiast miał gęste i ciemne tak, jak jego ojciec, Edisław Krelliński, Pierwszy Opiekun Skelvenii.
— Po prostu dałem ci wygrać, by nie psuć ci jeszcze bardziej humoru — odparł Luka Kovac i zrównał się jazdą z Drazanem.
Drazan i Luka wracali lasem z pobliskiej polany, gdzie przed rozpoczęciem dnia ścigali się na rakkarach, i kierowali się w stronę Orlego Grodu. Poranek, mimo pierwszych dni wiosny był dosyć chłodny, więc chłopak nałożył na siebie wełniany płaszcz ojca, przez co sprawiał wrażenie jeszcze większego i starszego, niż w rzeczywistości był.
Sikory ćwierkały rytmicznie, w powietrzu czuć było zapach starych świerków, a smukłe rakkary lekko parskały, wypuszczając z pysków parę. Drazan od zawsze wolał je nad zwykłymi końmi. Szybsze, rzadsze i szlachetniejsze, zamieszkiwały te ziemie na długo przed przybyciem Skelvenów, a ich bystre oczy przypominające nocne niebo zdawały się skrywać zapomnianą mądrość świata.
— A co jest nie tak z moim humorem? — warknął rozdrażniony Drazan.
Luka zaśmiał się i zmierzwił jasne jak siano włosy. Drazan rzucił mu zniecierpliwione spojrzenie.
— Odkąd nasz Pan Ojciec wyjechał na wojnę bez ciebie i zostawił ci kraj na głowie, wydajesz się jeszcze bardziej irytującym dupkiem, niż zwykle jesteś. A myślałem, że to nie możliwe.
Drazan podjechał bliżej i pchnął Lukę, jednak ten zaparł się mocniej i tylko roześmiał.
— Spiepszaj Luka, sam jesteś dupkiem. Przegrałeś ze mną, jak zawsze z resztą, i teraz się na mnie mścisz.
— Tylko potwierdziłeś to, co przed chwilą powiedziałem. Jesteś jeszcze bardziej irytującym dupkiem z zepsutym humorem.
Drazan zacisnął zęby i spojrzał przed siebie.
— Może trochę... — powiedział w końcu — ... ale dziwisz mi się? Ojciec pojechał na wojnę beze mnie i zostawił mi przeglądanie bezużytecznych papierów, doglądanie stolicy i dbanie o wasali. Mam już dosyć czytania listów, pisania ich i słuchania tych, którzy piszą je do mnie. Byłem tak podniecony wojną, ty zresztą też, a co nasi ojcowie zrobili? Zostawili nas w domu, jak jakieś stare, tępe miecze. Jakbyśmy mieli im tylko tam przeszkadzać. A przecież mi obiecał...
— Powiadają, że Umiradien ma ponad setkę tysięcy wojska, a drugie tyle w przygotowaniu — odparł Luka. — Drazan, oni mają działa armatnie, miotacze ognia, a podobno i latające machiny! Nie to co my. Na prawdę myślisz, że to byłaby jakaś przygoda jak ze starych legend? Nawet Alaven nie jest tak silne, skoro prosili nas o pomoc, a Roemczyk proszący Skelvena o pomoc, to już jest desperacja godna pieśni.
— Wiem, ale chciałbym w końcu zdobyć większe doświadczenie i zobaczyć jak to jest. Być tam, poczuć szał bitewny, słuchać zgrzytu stali... — Drazan zamyślił się i spojrzał w szare chmury. — Być przy ojcu i walczyć u jego boku.
— Mógłbyś tam zginąć i nie ukrywam, zrobić przysługę kilku osobom, zwłaszcza dziewkom, którym złamałeś serce. Ale spójrz na to z drugiej strony. Po tobie w kolejce jest twój młodszy brat, i uwierz mi, Radovan byłby jeszcze gorszym Pierwszym Ojcem, niż ty.
— Zapominasz się, wciąż mogę wyrwać ci język, albo cie wychłostać — rzucił Drazan z udawaną powagą.
— I kto wtedy odprowadzał by cię od twoich głupkowatych pomysłów? Kto zapozna cię z pięknymi dziewczętami i najszybszymi rakkarami? — Luka zaśmiał się. — Beze mnie kiedyś zginiesz, zapamiętaj to sobie.
YOU ARE READING
Wiosna Królów
FantasyNa gruzach niegdyś potężnego Imperium Roemii, cztery obce sobie narody próbują odbudować dawną potęgę kraju. Książę walecznego ludu zawiera niebezpieczny sojusz z wrogim cesarstwem w celu zdobycia korony królewskiej, wnuk prawowitego następcy tronu...