Bratislav I

55 6 1
                                    

Z daleka, obóz wojskowy Roemczyków z Alaven zrobił spore wrażenie na Bratislavie, choć ten nie jedno w życiu widział. Kilkaset czarno-złotych namiotów polowych ustawiono w idealnie równych rzędach na wzgórzu, wokół ruiny starego fortu, mając idealny punkt widokowy na rozległe pola, Orlicę szeroką na niemal sześć mil, oraz ogromny Krwawy Most łączący oba kontynenty. 

Powiewające na chłodnym wietrze zwycięskie flagi Alaven ze złotym smokiem pożerającym własny ogon, dodawały obozowi majestatu, a prowadzący Bratislava i jego drużynę gwardziści, odziani byli w nieskazitelnie czyste mundury.

Jednak były to tylko pozory zwycięskiej aury Alavenczyków.

Wchodząc w głąb obozu, Bratislava uderzył odór krwi, błota i zwęglonych ciał. Żołnierze Alaven, którzy walczyli na polu bitwy i przeżyli, byli brudni, wykończeni i zniechęceni do wszystkiego, a niektórzy po prostu wyglądali na upokorzonych. Inni gorączkowo biegali po obozie, zanosząc swych towarzyszy do pobliskiego szpitala polowego, gdzie Akkurzy w czerwonych sztach i opaskach próbowali im pomóc, jednak ci i tak mieli marne szanse na przeżycie. Wielu brakowało kończyn, a jeszcze inni mieli tak poparzone ciała, że jedynie szybka śmierć byłaby dla nich łaską.

Popołudniowe słońce raziło Bratislava w oczy tak mocno, że czasami musiał je przymrużać. Na błękitnym niebie nie było ani jednego obłoku chmury, natomiast wiał przyjemny wiatr z południa i nie było śladu po wcześniejszym deszczu.

Wielki Książę Sklavinii szedł w stronę ruiny fortu, która wznosiła się na samym szczycie wzgórza, wraz ze swymi Drużynowymi znanymi w całej Skelvenii. 

Obok Bratislava szli; Goran, który był znakomitym łucznikiem; jasnowłosy Julen, ojciec młodego Luki i najlepszy jeździec w Skelvenii, oraz Roden, najmłodszy drużynowy i daleki kuzyn Bratislava.

Z tyłu natomiast spokojnym krokiem szedł Vukasim, starszy brat Gorana. Podstarzały, ale najsilniejszy i najmądrzejszy ze wszystkich drużynowych, służył jeszcze w drużynie ojca Bratislava, księcia Miladina. Nie miał sobie równych w walce mieczem, a legendy o jego heroicznych czynach znało niemal każde skelveńskie dziecko. 

Był dla Bratislava jak drugi ojciec, może nawet bliższy, niż ten pierwszy.

Żołnierze Alaven, którzy nie byli niczym zajęci, patrzyli się na nich wszystkich z dziwnym wyrazem. Niektórzy szeptali między sobą, inni odwracali wzrok. Bratislav jednak nie zwracał na nich uwagi. Nawet gdy ich ocalił, dumni roemczycy będą traktować go jak zwykłego barbarzyńcę z dzikiego kraju, tak jak reszta kontynentu.

Bratislav przebrał się jednak w elegancką kamizelkę ozdobioną kilkoma srebrnymi klamrami, by wpasować się w ubiór roemczyków i pokazać, że nie jest im tak obcy. Jego czarne spodnie były niemal dopasowane do ciała, a wysokie buty sięgały kolan. Ponadto narzucił na siebie jasny, lekki płaszcz. 

Do tego muskularna postura, gęsta broda, długie ciemne włosy i srebrna książęca obręcz na głowie dodawały mu majestatu. Wielu żartowało, że wyglądem przypominał niedźwiedzia, jednak mimo to wciąż zachował przyjazne usposobienie i przystojne rysy twarzy, które wciąż rozgrzewały dusze wielu kobiet.

Bratislav i jego drużynowi prowadzeni przez gwardzistów w końcu dotarli do wnętrza zrujnowanego fortu przypominającego mroczny labirynt. Dawniej zapewne była to wspaniała budowla budząca podziw, jednak dziś pozostały po niej jedynie wysokie, popękane ściany z ciemnego kamienia, przez które wpadały promienie światła, zarwane sufity, przewrócone kolumny i zniszczone posadzki porośnięte mchem i trawą. 

Mimo to konstrukcja wciąż sprawiała wrażenie trwałej, jak gdyby podtrzymywały ją starożytne, niewytłumaczalne moce wykraczające poza zwykłe rozumowanie. Do tego unoszący się w powietrzu zapach pyłu, kurzu i wilgotnych kamieni, oraz odbijające się echo ich butów dodawały miejscu jeszcze bardziej mistycznej aury.

Wiosna KrólówWhere stories live. Discover now