* IV *

21 7 0
                                    

   Dziewczyna na koniu z trudem przedzierała się przez zarośla. Gałęzie szarpały jej płaszcz i chłostały po twarzy, wywołując łzy bólu. Koń rżał niespokojnie, gdy szarpała za wodze, aby omijać największe chaszcze. Jakaś uschnięta gałąź zerwała jej z głowy kaptur a na twarz posypało jej się suche igliwie. Dziewczyna miała dość. Gdyby nie ten zdradziecki Kariadel siedziałaby teraz przy kolacji z matką i patrzyła w gwiazdy. Matki już nie ma a poplecznicy tego drania na pewno już ją szukają, aby zabić. Nemei nigdy nie musiała walczyć o swoje życie, ba nawet matka nie przykładała wagi, aby córka uczyła się walki. Umiała grać na harfie i pięknie śpiewać. Rozumiała zwierzęta i kochała cały świat. Była łagodnym stworzeniem nie przywykłym do przemocy i walki. Śmierć matki wszystko zmieniła. Zabił matkę na jej oczach. Wściekł się, gdy zobaczył jak Nemei ujeżdża najcenniejszego konia a potem karmi go jabłkiem i głaszcząc po pysku coś do niego mówi. Nejfim miał być koniem Kariadela, generała wojsk czarnych elfów, tymczasem Sakaria podarowała go córce, niewydarzonej elfce o gołębim sercu. Ten drań po prostu wyją miecz z pochwy i pchną nim królową. Nemei z krzykiem podbiegła do matki i złapała ją w ramiona. Krzyczała i wyzywała go od najgorszych. Płaczącą oderwali ją od matki i zamknęli w odosobnieniu. Coś wtedy w niej umarło i się zacięło. Obiecała sobie, że kiedyś osobiście sama zabije Kariadela. Wypuścili ją dopiero po pogrzebie matki. Dziewczyna nie mogła znaleźć sobie miejsca w nagle obcym dla niej otoczeniu. Pod rządami samozwańczego władcy wszystko się zmieniło. Zamilkły wieczorne śpiewy i beztroskie przekomarzania. Zastąpił ich stukot młotów wykuwających miecze. Kobiety były smutne i milczące. Wiecznie zajęte nacinaniem lotek i umieszczaniem ich na końcówkach strzał. Kariadel szykował się do wojny. Nemei przerażona zastaną rzeczywistością zaczęła się dopytywać, z kim ten samozwańczy król chce walczyć. Czy ktoś mu zrobił coś złego? Okazało się, że nie, Kariadel po prostu miał dość pokoju i siedzenia w Pustynnych Górach na obrzeżu kraju niczym wyrzutek. Mierziła go pustynia rozciągająca się na zachód od Pustynnych Gór a od wschodu Wielki Bór, który skutecznie odcinał jego krainę od reszty Tir Emrallt. Chciał podbić całą krainę i osiąść gdzieś niedaleko Morza Nadziei byle tylko nie było wiecznego piasku, gdy tylko wiał wiatr od strony pustyni. Podobno, gdy jadł to piasek zgrzytał mu w zębach. Przynajmniej tak powiedziała Leksja najlepsza przyjaciółka Nemei. Wtedy się z tego śmiały. Potem księżniczka nie miała już powodu do śmiechu. Kariadel bowiem stwierdził, że Nemei zostanie jego królową. Jest młoda, śliczna i z królewskiego rodu. Zostanie jego kobietą i da mu następcę.

Odmówiła. Obcięto jej za to włosy, co było najwyższą zniewagą dla elfa i wsadzono do lochu gdzie nie dostawała nic do jedzenia oprócz garści chlebowych jagód i kubka z wodą. Jeśli zgodzi się zostać jego żoną to zostanie uwolniona. Dziewczyna jednak nie chciała. Pewnej nocy do jej lochu zajrzała Leksja. W ręku trzymała klucz i otworzyła kratę.

- Uciekaj – kiwnęła na nią ręką.

- Ale jak... skąd masz klucz?

- Zabrałam pijanemu strażnikowi. Nie pytaj o nic tylko uciekaj – pociągnęła ją za rękę. – Trzymaj – wcisnęła jej w rękę torbę podróżną. – Tu masz coś do jedzenia a Tosin czeka już z twoim koniem.

- A co z tobą? – spytała Nemei ze łzami w oczach.

- Ja sobie poradzę, nie martw się. Jedź do króla Świetlistych Elfów, twoja matka bardzo go ceniła. Tam będziesz bezpieczna. Masz jeszcze to – wręczyła jej sztylet w ozdobnej pochwie.

- Ale ja nie umiem...

- Nauczysz się w razie konieczności. No jedź już.

Dziewczyny przytuliły się do siebie na pożegnanie, po czym Nemei wsiadła na swojego czarnego konia i wyjechała z Królestwa Cienia.   

Światło i Mrok. CzarodziejkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz