* XII *

7 4 0
                                    

  Nemei w Zamku Elfów czuła się trochę nieswojo, mimo iż miała swój pokój, służącą i ubrania na zmianę. Wprawdzie była tu bezpieczna, ale to nie był jej dom. Wnętrza pałacu były bogato przystrojone, meble, choć proste, ale wygodne i pięknie wykonane, na ciemnych ze starości podłogach leżały barwne dywany zaś na ścianach wisiały arrasy. W szklanych wazonach stały świeże kwiaty a w oknach wisiały przeźroczyste niczym woal, białe firany poruszane delikatnym wiatrem, który wpadał przez uchylone ogromne okno. Pałac, w którym ona mieszkała do tej pory był surowy i bez żadnych ozdób. Znajdowały się tam tylko niezbędne rzeczy, toporne meble i ogromna zbrojownia gdzie jej matka lubiła przebywać a gdzie Nemei nie miała prawa wstępu. Tutaj wszystko było zupełnie inne. Jak stwierdziła idąc za służącą na śniadanie. Nawet stół wystawiony na oświetlony przez słońce tarasie i zastawiony do śniadania był przykryty haftowanym w kwiaty obrusem i przygotowany jak do wytwornego posiłku. Świetliste elfy lubiły jeść posiłki na dworze w blasku wschodzącego słońca wznoszącego się nad horyzontem.

Usiadła po lewej stronie króla, Tordena, który ją onieśmielał swoją postawą i wyniosłością. Służba usługiwała wszystkim podając do stołu potrawy i nalewając wino. W Górskiej Cytadeli służba podawała tylko swojemu władcy, ewentualnie jego gościom reszta biesiadników zaś obsługiwała się sama. Nemei tylko ze względu, że była królewską córką miała jedną służącą Leksję, która usługiwała jej do stołu i pomagała się ubierać. Była jedyną jej towarzyszką i przyjaciółką w tym zdominowanym przez mężczyzn świecie. Jej matka Sakaria była urodzoną wojowniczką i przywódcą wojsk, ale swoją córkę trzymała z dala od sztuki wojennej wychowując ją na delikatną i grzeczną elfkę. Gdy rządy objął Kariadel, księżniczka połapała się, że nic nie jest takie jak powinno być. Życie okazało się być okrutne i ciężko się obchodziło z delikatnymi panienkami. Straciła przywilej królewskiej córki i musiała radzić sobie sama. Skończyły się gry na harfie i beztroskie życie dziecka. Nemei poczuła się tak jakby obudziła się z pięknego snu do brutalnej rzeczywistości gdzie nie ma przyjaciół a tylko wrogowie, którzy czyhają na jej życie. W pałacu króla elfów czuła się jakoś nie na miejscu i dziwnie się czuła patrząc na tych piękne, wysokie i jasne istoty, jakie ją otaczały. Nie było tu zgiełku i hałasu, jakie towarzyszyły posiłkom w jej domu. Śniadanie podane na świeżym powietrzu tutaj odbywało się w jakiejś harmonii i spokoju. Czuła się zupełnie nie na miejscu pomiędzy tymi elfami. Różniła się od nich niczym dzień od nocy i było jej z tym źle.

Wyglądam jak odmieniec, pomyślała, I te piękne suknie nie pomogą abym była jedną z nich. Nagle poczuła złość na samą siebie, swoje życie i tego głupiego Kariadela, który odebrał jej wszystko. Zapragnęła nagle być kimś zupełnie innym, najlepiej wojownikiem, który pomściłby swoją matkę i zabił tego, który zabrał szansę na normalne życie. Spojrzała w stronę Tamera, który rozmawiał z wojowniczką, która ją uratowała. Eri związała swoje warkoczyki w wysoki kucyk a ubrana była niemal po męsku w ciemnozieloną koszulę, spodnie i grafitową, długą tunikę. Nemei pozazdrościła jej pewności siebie, chciałaby być taka jak ona. Pewna siebie, waleczna i odważna. Tym czasem była spokojna, nieśmiała i mdlała na widok krwi. Bycie wojowniczką wydawało się jej odległym i zupełnie nierealnym marzeniem. Stłumiła mimowolne westchnienie.

- Wszystko w porządku Nemei? - zadał jej pytanie Torden.

Spojrzała na niego zaskoczona, nie liczyła na zainteresowanie ze strony króla. Wydawał się jej być władcą w lodowatej masce, jakby zupełnie nie posiadał uczuć i nie interesowało go nic poza własną wspaniałością. Nie znała go tak dobrze jak jej matka Sakaria, która zawsze chwaliła króla świetlistych elfów z nieznanych Nemei powodów.

- Tak panie - odparła grzecznie, ten elf zwyczajnie ją onieśmielał.

Spojrzał na nią tak jakby nie koniecznie jej wierzył. Władca był realistą i nie wydawało mu się, że przeżycia ostatnich dni nie odbiły się na młodziutkiej elfce. Nemei wydawała mu się przytłoczona tym wszystkim, co jej się przytrafiło i nie potrafiła odnaleźć się w nowej sytuacji. Chciał jej pomóc, ale nie bardzo wiedział jak, nigdy nie miał do czynienia z młodymi, delikatnymi elfkami. Był wojownikiem i otaczali go sami rycerze. Gdyby była z nim jakaś władczyni to by wiedziała jak postąpić w takiej sytuacji. Niestety takiej nie było i musiał radzić sobie sam.

- Słyszałem o bitwie w lesie - zaczął rozmowę. - Przykro mi z powodu tego, co musiałaś przejść. To musiało być dla ciebie straszne.

- Istotnie było - skinęła głową przypominając sobie przeżyty koszmar i od razu straciła apetyt. Wspomnienie było zbyt świeże i jeszcze teraz miała w ustach smak strachu. Sięgnęła po kielich z winem.

Władca spojrzał na nią z niepokojem i pożałował, że w ogóle odezwał się na ten temat. Elfka, bowiem mimo ciemno kakaowej cery wydała się mu się nagle dziwnie blada. Nemei jednym łykiem wypiła zawartość kieliszka. Nauczyła się tak pić po śmierci matki, gdy nic nie potrafiło złagodzić jej bólu. Wino było jedynym antidotum na to, aby usnąć. Teraz zaś chciała zapomnieć o wczorajszym dniu.

- Wszystko dobrze? - spytał władca pochylając się w jej stronę.

- Tak panie - odparła. - Po prostu to wszystko wydarzyło się zaledwie wczoraj i mało nie straciłam życia najpierw za sprawą gorońca a potem z rąk Kariadela.

Nemei czuła, że musi z kimś porozmawiać i wyrzucić z siebie okrucieństwo wczorajszego dnia. Zaś król Torden był doskonałym słuchaczem. Tamer widząc, że jego ojciec jest zajęty rozmową skorzystał z okazji, przeprosił Eri, po czym opuścił ucztujące towarzystwo.

Światło i Mrok. CzarodziejkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz