* V *

21 7 4
                                    

  Torden dopiero, co pożegnał się z Mirafarem, który portalem wrócił do Laganportti, miasta nad Morzem. Pozostali uczestnicy narady wrócili do siebie już wczoraj, natomiast Mirafar został dłużej, aby omówić ze zwierzchnikiem zaistniałą sytuację. Musieli zdecydować, jakie podejmą kroki, aby wojna zbytnio nie dotknęła elfów mieszkających w dolinie. To byli jego poddani, których obiecał chronić i nie zamierzał narażać ich na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Wraz z Tamerem, który był generałem wojsk postanowili, że na czas wojny zostaną podwojone straże, które strzegły granic państwa. Ponadto postanowił prosić o pomoc orlizy. Były to ogromne ptaki zamieszkujące północne pasmo Askadronu. Jedną z magii, jaką dysponowały elfy była moc porozumiewania się zwierzętami a orlizy były jednymi z inteligentniejszych zwierząt. Białe, majestatyczne olbrzymy o przeźroczystych skrzydłach, których rozpiętość miała ponad dwa metry. Były szybkie niczym wiatr i zabójczo skuteczne. Szpony ostre niczym sztylety i zagięty dziób były ich okrutną bronią. Dodatkowo w chwili zagrożeń stawały się niewidzialne. Tak to był dobry pomysł, aby wykorzystać ich do obrony Lysendelen. Dodatkowo Tamer zaproponował, aby władca w newralgicznych miejscach pozakładał magiczne blokady.

Najsłabszym punktem był Czarny Las, który porastał skały i Przełęcz Mroku. Torden stwierdził, że będzie to ostateczność i że musi się nad tym zastanowić. Stał teraz na skalnej półce i zamykał portal za Mirafarem. Wyją ze skały laskę i zapatrzył się na dolinę. Miał nadzieję, że zdoła obronić swoją krainę i poddanych. W końcu był ich władcą dumnym z tego, że mimo najazdu orków, wojen krasnoludów i ludzkich waśni zdołał uchronić swoje dziedzictwo i zachować go w nienaruszonym stanie przez te wszystkie wieki. Wierzył w to, że i teraz mimo nadciągającej wojny jego państwo nie dozna uszczerbku. W dole na wydzielonym placu ćwiczyła armia rekrutów pod dowództwem jego syna Tamera, najlepszego łucznika i szermierza. W końcu oderwał się od komplementacji krajobrazu i własnych rozmyślań, i ruszył w stronę jaskini, która łączyła skalną półkę z zamkiem.

Zamek elfów był, bowiem wmurowany w skałę i stanowił jej integralną część. Od południa, więc widać było majestatyczne zamczysko, od północy zaś była to już lita skała z wydrążonymi przez czas i naturę, grotami i licznymi pułapkami. W części zamkowej znajdowała się na dole sala tronowa, do której prowadził obszerny westybul. Z niego zaś odchodziły inne korytarze oraz kręte schody prowadzące na piętro. Mieściły się tam pokoje królewskie. Z każdego piętra było wyjście do Kryształowych Grot. Nazwa ta wzięła się z tego, że w ścianach jaskiń i korytarzy znajdowały się kryształy. W jednej z takich jaskiń na najniższym poziomie znajdował się skarbiec a powyżej niego piwniczka z winami oraz spiżarnia. Zupełnie oddzielne wejście prowadziło do Gorących Źródeł płynących w głębokich trzewiach góry Thorau.

Torden wracając do zamku bez pośpiechu przecinał korytarze. Tam gdzie było najciemniej na ścianach wisiały pochodnie, których blask odbijał się w kryształach górskich. Światło odbijające się w nich załamywało się i dawało piękne lśniące efekty. Miało się wrażenie, że idzie się podziemnym skarbcem. Torden jednak nie zwracał na to uwagi. Tyle razy już tędy przeszedł, że te widoki już mu zobojętniały. W końcu wszedł do sali tronowej wejściem zza wodospadu. Po czym usiadł na tronie i zapadł w zamyślenie. Z tego stanu wyrwały go odgłosy szamotaniny dochodzącej z głębi zamku.

- Puśćcie mnie! Puszczajcie! – dał się słyszeć kobiecy głos.

W odpowiedzi dało się słyszeć echo śmiechu.

Chciała wyrwać się królewskim strażnikom, szamotała się niczym schwytany w pułapkę ptak.

- Vilikissa – stwierdził ktoś po lysendersku. - Zaprowadź mnie do króla! – zażądała kobieta.

- Władca nawet na ciebie nie spojrzy czarownico jedna i przestań się szarpać! – warknął na nią jeden ze strażników.

- Nie musi na mnie patrzeć, wystarczy jak mnie wysłucha.

- Wtrąci cię do lochu albo da ravnene na pożarcie. A teraz się zamknij, bo cię zaknebluję – zagroził.

- Nie odważy ...

Jej głos został przyduszony, gdy strażnik zakrył jej usta dłonią. Po chwili jednak ciszę przerwało lysenderskie przekleństwo:

- Hitto, hän puri minua!

Kobieta musiała wprowadzić niezłe zamieszanie skoro królewscy strażnicy używali takich słów. Władca postanowił interweniować, ale w tej samej chwili do Wielkiej Sali wszedł strażnik niosący dziewczynę na ramieniu. Ta biła go pięściami po plecach i żądała, aby ją wypuścił. Na mężczyźnie nie robiło to najmniejszego wrażenia. Podszedł do władcy i bezceremonialnie zrzucił kobietę na podłogę.

- Była w lesie blisko zamku panie. Uważamy, że przyszła na przeszpiegi.

Władca spojrzał na skuloną postać na podłodze, która powoli się podnosiła. Czarne, długie włosy miała w nieładzie. Tkwiły w nich liście i patyki jakby bez wytchnienia przedzierała się przez las. Jej niebieska szata była brudna i porwana. A jeden z rękawów oberwany do połowy. Powoli wstała i podniosła na niego wzrok.

Nie tak wyobrażała sobie spotkanie z królem, którego nie widziała od bardzo dawna. Ich oczy się spotkały i na twarzy władcy wykwitło zdumienie i niedowierzenie.

- Aurina? – spojrzał na nią i podszedł blisko. – Co tu robisz? – spytał ostro. – Zabroniłem ci wracać od chwili, gdy się dowiedziałem, że mieszkasz z Haldirem – ze złością spojrzał jej prosto w oczy.

Nie odwróciła wzroku patrząc na niego badawczo. Nie spodziewała się miłego powitania i wiedziała, że nie będzie mile widziana, ale musiała przyjść. Torden był jej ostatnią deską ratunku.

- Musimy porozmawiać – odezwała się spokojnie. – Na osobności.

- Nie – uciął krótko. – Nie mamy, o czym rozmawiać. Odeszłaś bez słowa wyjaśnienia a teraz przyszłaś jak gdyby nigdy nic się nie stało? Nie zamierzam teraz słuchać twoich wyjaśnień.

- Torden, proszę – odezwała się łagodnie.

Była gotowa błagać, aby tylko jej wysłuchał.

- Nie – odezwał się zimno. – Porzuciłaś wszystko i w imię, czego? Ulotnej ludzkiej miłostki? – uśmiechnął się kącikiem ust jakby lekceważył wszystkie ludzkie uczucia. On był ponad to.

- Torden, to nie tak... ja...

- Nie tłumacz się – przerwał jej. – Nie zamierzam słuchać twoich wykrętów – uniósł dłoń do góry nie chcąc jej więcej słuchać. – Wyprowadźcie ją – skiną dłonią.

- Torden nie, proszę! – krzyknęła rozpaczliwie, gdy strażnicy złapali ją pod pachy chcąc ją wyprowadzić. Ale władca nie zareagował.

Nie pozostało jej nic innego jak sięgnąć po wyczerpujące się zapasy mocy. W jednej chwili otoczył ją obłok błękitnego dymu, który odepchną strażników a ona sama zbliżyła się do króla.

- Proszę, musisz mi pomóc. Nie mam, do kogo się zwrócić a ty jesteś...

Władca zareagował gwałtownie, odwrócił się w jej stronę z wyciągniętą do przodu pięścią, na której tkwił sygnet smoka. Karbunkuł zabłysł zielenią, jego fala mocy zgasiła błękitny dym. Pozbawiona magii czarodziejka stała teraz przed nim bezbronna i osłabiona.

- Nie będziesz używała magii w mojej obecności – odezwał się ze złością i groźnie zmrużył oczy. – Nie jesteś już czarodziejką lasu Aurino odkąd stąd odeszłaś.

- Proszę wysłuchaj mnie, to ważne – odezwała się błagalnie i cicho. Czuła, że traci siły. – One potrzebują pomocy. Jesteś ... - zdążyła wyszeptać zanim zemdlała.

Stał nad nią wyniosły i zimny jakby go nie obeszło, że to przez niego straciła moc i przytomność. W pierwszej chwili chciał jej pomóc, ale się opanował. Był władcą, który nie poddaje się emocjom. I nie miał zamiaru okazać słabości wobec kobiety, którą dawno temu wyrzucił z serca i umysłu.

- Saada hänet pois – rozkazał strażnikom.

Ci skłonili się tylko i zabrali czarodziejkę.

Światło i Mrok. CzarodziejkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz