+ Duże Dzieci

1.3K 114 15
                                    

Dodatek do Rodzinnej Krwi w formie jednego z 'kolekcji oneshotów' - 4




DUŻE DZIECI


Syriusz spędzał tego roczne Halloween sam... Na Grimmuald Place.

Jakoś dopiero teraz to wszystko do niego dotarło i przechodząc pomiędzy pustymi pokojami – śmiał się, gorzko i z ulgą.

Nie mógł uwierzyć w to, jak dziwnie to życie się potoczyło...

Jeszcze rok? Może więcej, sądził, że jego chrześniak nie żyje. Nie potrafił sobie wyobrazić, że Voldemort mógł zostać pokonany...

Harry kogoś mu także przypomniał, kogoś, o kim Syriusz już dawno przestał pamiętać, a teraz ta postać nawiedzała jego pamięć.

Wspiął się po schodach i zajrzał do pokoju, na którego drzwiach widniały inicjały –R.A.B.

Uchylił drzwi i zajrzał do środka.

Wspomnienia i jeszcze niewinny śmiech, iluzji młodszego brata, uderzyły w niego jak pas wściekłego ojca.

- Ty idioto... - wyszeptał mrugając gwałtownie, aby pozbyć się łez.

Wziął trzęsący się oddech i przez chwilę wahał się czy postąpić na przód.

Przeciąg przecisnął się obok niego i zasłony przy łóżku zafalowały...

Syriusz otarł twarz i wszedł do środka, stając po środku opuszczonego i nigdy nie odwiedzanego pokoju.

Tyle tu było wspomnień... Bolesnych i przykrych, że przez pewien czas nawet nie potrafił złożyć konkretnej myśli.

Nigdy nie spędzał tej październikowej nocy sam... Zawsze był z Remusem, Jamesem, ewentualnie innym przyjaznym osobnikiem, ale nigdy sam. Nikt z nich nie bywał w tę noc sam.

Dlaczego tym razem było inaczej? – zapytał sam siebie.

Ramiona mu się zatrzęsły, kiedy zauważył ruch fotografii, która leżała na podłodze. Nie musiał podchodzić, żeby wiedzieć, kto tam był.

Na zdjęciu był Regulus i Syriusz, rok zanim Reg przyjął Mroczny Znak i ostatecznie odwrócił się od swojego brata...

Syriusz wielokrotnie pytał się – dlaczego? Ale odpowiedź nie nadchodziła.

W końcu znienawidził swojego brata, za jego naiwność, za głupotę, za uprzedzenia, za brak wsparcia i zaufania. – Tak było prościej...

Miał lepszego brata, Jamesa. Miał Remusa, miał Lily, a potem miał Harry'ego. Potem Willa, Dorę, bliźniaków, którzy w końcu stali się tylko Teddy'm...

Każdy odchodzi.

Wydawało mu się, że jest w tej chwili, tak spokojnej, bardziej samotny niż był kiedykolwiek przedtem, aż tu nagle poczuł ciepłą dłoń pomiędzy swoimi łopatkami.

Podskoczył gwałtownie na podłodze, ale niewiele mógł dojrzeć przez własne łzy.

Zanim zdołał się opanować, ktoś przyciągnął go bliżej i przytulił.

Poznał zapach Lily i jej mruczenie, którego używała, żeby uspokoić dzieci, kiedy były małe i rozdrażnione.

Trzymała go w ramionach, jak przestraszonego chłopca, nie oceniając, po prostu pocieszając, jak powinien każdy przyjaciel.

Rodzinna krew [ZAKOŃCZONE]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora