Rozdział 3

2.6K 119 79
                                    

Kiedy kończymy obiad Tobias zabiera brudne talerze i stawia je na komodzie, stojącej obok drzwi.  Obserwuję go, cały czas nie ruszając się z miejsca. 

Tak naprawdę zawsze wiedziałam, że go nie znam. Jasne, coś o nim wiem, ale w rzeczywistości ukrywa przede mną bardzo wiele. Teraz poznałam przynajmniej kawałek tajemnicy i trochę dziwnie się z tym czuję. Z jednej strony cieszę się, że jednak mi ufa i kiedy nadarzyła się okazja powiedział mi prawdę, ale z drugiej strony... Skoro to jest tylko część jego sekretów, a jestem absolutnie pewna, że tak jest, to jakie muszą być pozostałe? Smoki pod zamkiem?

- Teraz to ty się na mnie gapisz - zauważa chłopak, kiedy w końcu się do mnie odwraca. - To dziwne, bo ja nie jestem taki śliczny jak ty.

- Wcale nie patrzę na ciebie, nie pochlebiaj sobie - mówię, równocześnie odwracając wzrok, bo nie jestem w stanie jakkolwiek sensownie zareagować na jego komplement. 

- Nie pochlebiam, tylko stwierdzam fakty - Tobias bierze swoje krzesło i znów siada na nim okrakiem, tak blisko mnie, że nasze kolana niemal się stykają. - Ale skoro nie patrzysz na mnie, to na co patrzysz, co?

- Nie twoja sprawa, ty jesteś brzydki i nie zamierzam na ciebie patrzeć - Celowo staram się skupić całą swoją uwagę na czymkolwiek, co nie byłoby księciem.

- Jestem brzydki - powtarza po mnie spokojnym głosem.

- Tak, jesteś brzydki - potwierdzam, czując, że jeśli ta rozmowa potrwa jeszcze chwilę, to nie wytrzymam i wybuchnę śmiechem.

Chłopak zaczyna się przesuwać to w jedną stronę, to w drugą, chcąc zmusić mnie żebym na niego spojrzała. 

 - A zechciałabyś nie patrzeć tak dramatycznie w dal, kiedy wymawiasz te słowa?  

- Nie mam bladego pojęcia, o co ci chodzi, Toby - celowo używam zdrobnienia, które usłyszałam wczoraj od Zekego na imprezie, i kładąc na nie szczególny nacisk.

- Na co patrzysz? - Tobias zaczyna mi wymachiwać rękami przed twarzą. - Na co patrzysz? Jestem tutaj.

W końcu nie wytrzymuje i zaczynam się śmiać, tak bardzo, że już po chwili strasznie boli mnie brzuch, ale i tak nie jestem w stanie przestać.

- Wszystko okay? - pyta brunet, kiedy po upływie kilku minut wciąż zginam się w pół, trzęsąc się i ściskając za brzuch. - Dusisz się? Mam wezwać lekarza? Chcesz trochę tlenu w słoiku?

- Nie... po...magasz - wyrzucam z siebie między kolejnymi atakami śmiechu. 

- To już nie moja wina, będziesz się musiała sama uspokoić. 

Zamykam na chwilę oczy i biorę głęboki oddech. Kiedy znów spoglądam na Tobiasa jestem już spokojna.

- Dobra, przeszło mi - oznajmiam.

- Widzę - chłopak zaczyna się rozglądać po pokoju, jakbym ja nie dusząca się ze śmiechu była o wiele mniej interesująca ode mnie duszącej się ze śmiechu. - Chcesz wyjść może na balkon? - proponuje.

- Nie wolno wychodzić na zewnątrz - zauważam, marszcząc przy tym brwi. - Ani na balkon, ani na korytarz.

- Tak samo jak nie wolno wpuszczać do pałacu rebeliantów - Tobias przewraca oczami, po czym wstaje i podaje mi rękę.

Wzdycham, ale chwytam jego dłoń i też wstaję. Spodziewam się, że teraz brunet zabierze teraz rękę albo poda mi ramię, ale on splata palce z moimi i kieruję się w stronę drzwi prowadzących na balkon. Moje serce momentalnie przyśpiesza, kiedy czuję ciepło jego dłoni i szorstką skórę na palcach. 

Like To Be You ✔Where stories live. Discover now