Rozdział 40

1.8K 83 27
                                    

Przede mną leży stos książek i notatek, ale nagle czuję, że i tak nie są mi potrzebne. To wszystko nie ma żadnego sensu. Jestem kompletną idiotką i w ogóle nie powinno mnie tu być.

Odchylam się do tyłu na krześle i przeczesuję włosy palcami. Tobias mógł mnie odesłać, kiedy zawężał Eliminacje do Elity. Wtedy wszystko byłoby prostsze.

- Nie przejmuj się - powiedział, odkładając Wodnikowe Wzgórze na okrągły stolik. - I tak nie liczyłem na żadne wielkie odkrycia.

- Ale... - Kręciłam głową, nie potrafiąc opisać, jak się w tamtej chwili czułam. - To niemożliwe!

Wyminęłam chłopaka i uklękłam obok odpowiedniego regału. Pewnym ruchem bezceremonialnie zrzuciłam resztę książek z półki i przesunęłam po niej dłońmi. To musiało gdzieś tu być - przycisk, dźwignie, cokolwiek! Przecież ostatnio otworzyłam drzwi...

- Bet... - Usłyszałam głos Tobiasa za plecami.

- To jest gdzieś tu! - zawołałam, dalej macając regał. - Na pewno!

- Przeszukaliśmy wieżę setki razy. Znaleźlibyśmy... klamkę, gdyby rzeczywiście tu była.

Odwróciłam się do niego, czując za oczami łzy frustracji. 

- Rebelianci nie wzięli się znikąd. - powiedziałam cicho. - Przeszli przez tajne przejście za tamtymi półkami - pokazałam na odpowiednią szafkę, ale Tobias nawet tam nie spojrzał. - Marlene może to potwierdzić.

- Wierzę ci - zapewnił, opierając się o stół. - Mówię tylko, że to nie ty je otworzyłaś.

Nie rozumiałam do końca, co ma na myśli, ale i tak poczułam, jak opadają mi ramiona i opuściłam wzrok na ciemny dywan,

- Ej - Tobias klęknął obok mnie i zakrył moje dłonie swoimi. - I tak dużo zrobiłaś. I to pomimo wielu przeszkód. Znalazłaś to przejście, Beatrice. Uratowałaś Nitę i, co najważniejsze, nie dałaś się zabić. To naprawdę niesamowite osiągnięcie. Nie martw się.

Spojrzałam na niego, żeby mieć pewność, że mówi szczerze, ale w jego oczach nie dostrzegłam nawet cienia fałszu. 

- Otworzymy te drzwi. Bardzo nam pomogłaś - dodał, najwyraźniej zauważając moje wahanie.

Powoli pokiwałam głową, chociaż nie bardzo w to wierzyłam. W tamtej chwili liczyło się jednak tylko to, że był obok i przynajmniej przez kilka minut nie miał do mnie o nic pretensji. Potrzebowałam tego - krótkiego oddechu przed kolejnym morderczym biegiem. 

Tobias delikatnie pogłaskał mój policzek, przez co uśmiechnęłam się lekko. Nagle ostatnie dni całkowicie przestały mieć znaczenie, a kiedy jego usta musnęły moje całkiem zapomniałam o żalu i złości. Byliśmy tylko my, nie było polityki ani wojny. 

Ale to było parę godzin temu, a teraz wydaje się być już tylko mało realnym wspomnieniem.  Teraz Tobiasa nie ma przy mnie i znowu na horyzoncie pojawiają się liczne problemy - te teraźniejsze, przyszłe, a także wspomnienia przeszłych. Najważniejszym jednak wydaje się być jutrzejsza prezentacja, na którą absolutnie nie jestem przygotowana. 

Przewracam strony notatek na temat poboru, ale jakoś nie czuję, żeby to było to, co ludzie chcą usłyszeć. Skupiłam swoją złość na wojsku, bo naraziło Caleba na niebezpieczeństwo, ale czy to była wina miasta, że musiało się bronić przed rebeliantami? Oczywiście odpowiedź brzmi nie. Skoro mamy dwie strony konfliktu i jedna jest nie winna, to automatycznie winna jest druga. Ciężko jednak wprowadzić reformę, która zabroniłaby działalności komuś, kto i tak jest poza prawem. 

Like To Be You ✔Where stories live. Discover now